Logo Przewdonik Katolicki

Masłowska. Tylko po co?

Michał Szułdrzyński
FOT. MAGDALENA BARTKIEWICZ . Michał Szułdrzyński zastępca redaktora naczelnego „Rzeczypospolitej”.

Jeśli uznać, że literatura współczesna jest zwierciadłem, w którym przegląda się dzisiejsza Polska, to po lekturze Innych ludzi Doroty Masłowskiej, trzeba by stwierdzić, że nie tylko Polska, ale też polskość znajdują się dziś w niezwykle głębokim kryzysie.

Pisarka, która kilkanaście lat temu przebojem weszła do polskiej literatury Wojną Polsko-Ruską, udowadnia, że dalej ma niezwykły słuch społeczny. Komentarze do „500 plus” łączy z trafnymi obserwacjami życia warszawskich blokowisk, których mieszkańcy marzą o lepszym życiu. I podobnie jak jej debiutancka Wojna, tak i Inni ludzie świadczą o fenomenalnym słuchu literackim Masłowskiej. Gimnastyki, jakim poddaje język polski, znamionują naprawdę wielką literaturę. Bo to tylko pozór, że książka wygląda jak płyta hiphopowa, a główny bohater opisuje swoje życie w rytm rapowych bitów, opowiadając czytelnikowi swój świat tak, jak ma wyglądać jego wymarzona płyta, którą kiedyś wyda i dzięki temu przeskoczy od swego podłego życia tu i teraz, którego horyzont wyznacza drobny handel narkotykami, a zamiast księżyca nad dzielnicą świeci logo Lidla. Tą płytą, którą chce wydać, ale pewnie nigdy nie wyda, udowodni całemu świtu, że nie jest zwykłym dresiarzem, dzieckiem z rozbitej rodziny z warszawskiego blokowiska, którego matka notorycznie nadużywa alkoholu, zawstydzając nieustannie swoje dzieci nie tylko stanem, ale również niedwuznacznymi wizytami kolejnych „wujków”. Bohater z siostrą wychowują się bez ojca, który stracił życie podczas pijackiej imprezy w starciu z szklanymi drzwiami do dużego pokoju, które przecięły jego tętnice.
Świat opowiadany nam przez głównego bohatera, Kamila, to świat dobrze znany fanom polskiego hip-hopu. Młody człowiek czuje, że cały świat podcina mu skrzydła, że szkoła, nauczyciele, rodzina, wszystko działało przeciw niemu. Gdyby nie okoliczności, z pewnością zrobiłby wielką karierę. A tak widzimy go w bloku z wielkiej płyty, w której pijackie fantazje mieszają się z rzeczywistością, w metrze, w brudnym tramwaju czy autobusie, gdzie spotyka kolegę z podstawówki, ale wstydzi mu się przyznać, co robi. Widzimy go romansującego z kobietą z klasy średniej, która leczy depresję z chłopakiem, wcześniej naprawiającym jej spłuczkę. Widzimy Kamila w mieszkaniu swojej dziewczyny, która – choć dorabia, sprzedając kosmetyki w Rossmanie – uważa że zasługuje na więcej i właściwie nie wie, dlaczego zadaje się z takim prostakiem jak Kamil.
Literatura nieraz sięga po obrazy ze społecznego marginesu, by w krzywym zwierciadle pokazać nam otaczającą nas rzeczywistość. Ale u Masłowskiej nie ma katharsis, nie ma oczyszczenia, które po wejrzeniu w duszę dresiarza daje nam rzut oka na lepszy świat. Przeciwnie, można odnieść wrażenie, że pisarka delektuje się ściąganiem czytelnika na dno, cieszy się z tego, że również czytelnikowi odbiera nadzieję. Mamy tu więc coś na kształt turpistycznego obrazu dzisiejszej Polski, wielki akt oskarżenia, niewidoczny w głównych mediach pokazujących albo ideologię sukcesu dawnych elit, albo też tych elit wymianę przez „dobrą zmianę”. Kamil nie należy jednak do elit. On pokazuje świat bez nadziei, pokazuje ciemną stronę księżyca, świata, o którym chcielibyśmy zapomnieć. Dlatego lektura Innych ludzi wcale nie jest przyjemna. To jak jątrzenie bolesnej rany. Choć w głowie kołacze pytanie: po co? Czy czasem autorka nie bawi się tym opisem niższych warstw społecznych z bezpiecznego miejsca socjalnej kariery uznanej pisarki? Tym głośniej kołacze pytanie: po co?
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki