Logo Przewdonik Katolicki

Papież ludzi

ks. Mirosław Tykfer
FOT. ALESSANDRO DI MEO/PAP-EPA

Gdzie tkwi błąd Europy, że traci jedność. Kim są „wykrochmaleni” duchowni oraz jakie wady i słabości ma papież. Franciszek nie przestaje zaskakiwać swoją niedyplomatyczną szczerością.

„W osobie lewicowego agnostycznego socjologa laicka Europa zadaje papieżowi pytania” – napisał o. Wojciech Surówka na stronie internetowej kwartalnika „Więź”. Zrobił to po przeczytaniu książki Otwieranie drzwi. Rozmowy o Kościele i świecie, która jest zapisem rozmowy papieża Franciszka z Dominique Woltonem. Wspomniany lewicowy agnostyk to postać na katolickim Zachodzie znana. O. Surówka wspomina, że sławę przyniosły mu publikacje prowokujących wywiadów z bohaterami życia publicznego i kościelnego, chociażby głośna książka Wybór Boga, której bohaterem był francuski kard. Jean-Maire Lustiger. Wolton zaczepnie przepytywał wówczas paryskiego biskupa o wzajemne wpływy religii, polityki i filozofii. Te trzy tematy przecinają również wywiad z Franciszkiem, czyniąc go interesującym i kontrowersyjnym zarazem.
 
Rozmowa z dyskomfortem
Czy papieża można wypytywać o poglądy polityczne? Czy można oczekiwać, że będzie chciał opowiedzieć o własnych słabościach i o tym, że korzystał kiedyś z pomocy psychologa? Okazuje się, że można, choć jest to kolejne przełamanie bariery watykańskiego tabu. Przyzwyczajeni do szczerych, ale zawsze jakoś też dyplomatycznych i zdystansowanych rozmów z Janem Pawłem II i Benedyktem XVI, czytając wymianę myśli Franciszka z Woltonem, możemy czuć pewien dyskomfort. Ten papież, w stosunku do poprzedników, faktycznie idzie krok dalej. Pozwala na zapis spotkań naprawdę osobistych, chwilami wręcz poufałych, a jednocześnie głębokich i docierających do sedna spraw: spraw, które nie trapią pobożnej duszy tradycyjnego katolika, ale agnostyka, któremu nie po drodze z kościelną instytucją. Zauroczony emocjonalnie i intelektualnie lekturą tej książki, spróbuję tutaj streścić kilka z tych spraw, które i katolika mogą żywo zainteresować – nie ukrywając przyczyny także mojego lekkiego dyskomfortu.
 
Księża wykrochmaleni
Zacznę od księży. Papież stawia tu tezę, która nie budzi już wielkiego poruszenia po tym, jak wielokrotnie słyszeliśmy ją z jego ust. „Kiedy przywódcy Kościoła (biskupi, kapłani) odsuwają się od ludu i robią się zbyt poważni, wycofani i zapatrzeni w siebie, wyglądają jak wykrochmaleni” – mówi Franciszek. „Gdy odsuwają się od ludu, a także, można by rzec, od Boga”. Mówi o księżach, że są jak „starzy kawalerzy”, nieustannie zajęci meblowaniem wygodnego życia. Te i podobne zdania oburzają księży. Nie podoba im się, że papież wypomina im publicznie odsuwanie się od ludzi i zbytnie zajmowanie się sobą. Zastanawiam się, skąd to oburzenie? Czy przypadkiem my, duchowni, nie przypisujemy sobie zbyt szybko prawa do nagłaśniania grzechów innych, nie chcąc usłyszeć wezwania do nawrócenia, skierowanego także do nas?
Można Franciszkowi zarzucać brak wystarczającej empatii wobec duchownych. Można wyrażać niezgodę na styl, w jakim nas nawraca. My, księża, musimy jednak zdobyć się na odwagę, aby zapytać szczerze o swoje nawrócenie: nie tylko w tych sprawach, które sami uznamy za uzasadnione, ale także w kontekście grzechów, o których mówi nam papież.
 
Zero tolerancji
Można ubolewać, że dopiero papież z Argentyny kojarzony jest w świecie z walką z pedofilią w Kościele. Zdecydowane działania w tej kwestii podjął już Benedykt XVI. Franciszek w rozmowie z Dominique Woltonem przypomina, że podstawy programu naprawczego zostały przyjęte podczas pontyfikatu jego poprzednika i że on sam tylko kontynuuje tę drogę. Stawia natomiast na niej coraz bardziej zdecydowane kroki, wymagając od biskupów konsekwentnego stosowania zasady „niezamiatania pod dywan”. Wielu z biskupów nadal bowiem twierdzi, że jasne stanięcie w prawdzie może budzić zgorszenie w Kościele. Krótki przegląd historii kościelnego podejścia do tego problemu w USA czy Irlandii, gdzie na początku zabrakło jawności, potwierdza jednak słuszność stanowiska Franciszka. Okazało się bowiem, że to, co naprawdę zgorszyło ludzi, to nie ujawnienie prawdy o grzechach ludzi Kościoła, ale jej zakrywanie. „Nie do przyjęcia jest zamykanie oczu – mówi papież. – Jeśli choć jeden kapłan to robi, jest to straszne. Zero tolerancji. Kapłan ma prowadzić dzieci do Boga, a nie niszczyć ich życie”.
 
Po stronie człowieka
Franciszek nie proponuje jednak Kościołowi tylko przyznawania się do winy. Idzie krok dalej. „Kościół nie powinien przyjmować postawy defensywnej, ale aktywną, konstruktywną. Stać po stronie dobra człowieka” – podkreśla. Rozumie, że należy nakłaniać ofiary molestowania do odwagi mówienia, nie jest to jednak zachęta do wypowiadania się zawsze publicznie. Nie każdy przypadek wymaga upublicznienia. Wątpię również, aby papieżowi zależało na linczowaniu księdza. Franciszek nalega jednak, aby pomagać ofiarom w otwartym nazywaniu faktów. Uważa, że powinny to robić przynajmniej wobec osób delegowanych ze strony Kościoła i państwa. „Kościół ma zawsze pokusę, żeby się zanadto bronić. Boi się. To zła pokusa”.
Czy mnie cieszą te słowa Franciszka? Tak. Zdecydowanie. Odczuwam jednak pewien niedosyt, a nawet dyskomfort z powodu dystansu papieża do duchownych, którzy zostali oskarżani fałszywie – a niestety, ten bicz na niewinnego łatwo ukręcić.
 
Pokorna komunikacja
Wolton jest specjalistą od komunikacji, dlatego w rozmowie z papieżem powraca do tego tematu nieustannie. Chce wydobyć z Franciszka receptę, która pozwala mu na tak skuteczne porozumiewanie się z tak wieloma ludźmi na całym świecie. Franciszek przyznaje najpierw, że w Kościele rzeczywiście wciąż istnieje pewna blokada komunikacyjna. „Teksty kościelne mówią prawdę, ale są strasznie nudne. Nie ma w nich radości, lekkości pięknej komunikacji” – mówi. Papieska propozycja, jak uzdrowić tę sytuację, okazuje się jednak bardzo prosta. „Tam, gdzie są dzieła miłosierdzia, gdzie kryterium są Błogosławieństwa, sądzę, że Kościół zawsze osiągał wyjątkowo wysoki poziom komunikacji. To naprawdę niezwykłe” – wyjaśnia. „To służba najlepiej komunikuje Ewangelię”. Miłosierdzie i służba, oto odpowiedź Ojca Świętego. Tylko tyle i aż tyle. „Komunikujemy się od dołu. Kto się komunikuje od góry – mówi Franciszek – temu się nie uda”. Jego zdaniem dotyczy to także sposobu postrzegania samego papieża. Nie może być on „czubkiem góry lodowej”, bo wtedy „nie widać podstawy, a podstawą jest tytuł servus servorum Dei, sługa sług”. „Bóg także komunikuje się przez uniżenie” – konkluduje.
Franciszek przywołuje również przykład Jana Pawła II. Nie zwraca jednak uwagi na jego aktorski talent, ale podkreśla wartość opracowanej przez niego teorii komunikacji przez ciało, osadzonej głównie w relacji seksualnej. „To gorszyło, gorszyło wielu – podkreśla. – Był jednak pierwszym papieżem, który mówił o komunikacji w wymiarze osobistym, a nie tylko społecznym” – przyznaje z podziwem.
 
Klęska cezaropapizmu
Papież Franciszek znajduje silne poparcie u tzw. świata laickiego, nie ukrywa Wolton w swojej książce. Wielu niewierzących widzi w nim gwaranta swoich praw. Nawoływanie Kościoła do powrotu do chrześcijańskich korzeni Europy kojarzy im się z próbą narzucania praw religijnych wszystkim inaczej myślącym i ateistom. Zdaniem Franciszka taka obawa to nieporozumienie. Sam zresztą wielokrotnie przypominał o chrześcijańskich korzeniach Europy, dodając jednak, że obok chrześcijańskich były także inne korzenie tego kontynentu. W rozmowie z Woltonem zaznacza, że ów proces powrotu do korzeni należy dobrze rozumieć, nie ma on bowiem być powrotem do państw wyznaniowych. „Państwo powinno być świeckie” – twierdzi. „Państwo świeckie to coś zdrowego”. Papież wyraźnie neguje koncepcję państwa, w którym obowiązuje tylko jedna religia. Jego zdaniem w przeszłości państwa wyznaniowe „używały Boga do celów politycznych, do walki o władzę”. Zawsze więc istnieje niebezpieczeństwo „cezaropapizmu”, gdzie partie są tylko dla chrześcijan albo tylko dla katolików. „To zawsze prowadzi do klęski” – podkreśla.
 
Wielka i niska polityka
Na czym ma jednak polegać ów powrót do chrześcijańskich korzeni Europy? Państwa świeckie będą zdrowe tylko wtedy, gdy uznają, że religia jest częścią ich kultury – twierdzi Franciszek. Bo „laickość może być też źle rozumiana”. Występuje ona zawsze wtedy – kontynuuje papież – gdy państwo „neguje możliwość funkcjonowania religii”.
Dla Bergoglia, Argentyńczyka, powrót do chrześcijańskich korzeni Europy ma polegać na wspólnym uznaniu, że są „wartości chrześcijańskie, które służą dobry całej ludzkości”. Nie chodzi więc o narzucanie wszystkim poglądów religijnych, ale o przyznanie racji tym wartościom świeckim, które Ewangelia pokazuje jako dobre dla człowieka. Obywateli wierzących z niewierzącymi w państwie świeckim powinien łączyć kompas moralny, który każdy człowiek ma w swoim sumieniu. Ów kompas, gdy się go poprawnie używa, nigdy nie jest sprzeczny z wartościami sumienia chrześcijańskiego, nawet w przypadku osoby niereligijnej. Do sumienia – zdaniem papieża – powinny odwoływać się więc wszystkie negocjacje polityczne.
Franciszek cytuje tu również Piusa XI, który twierdził, że polityka jest jednym z najważniejszych aktów miłości miłosiernej. Odwołuje się do niego, aby uzasadnić, jaką polityką nie tylko może, ale wręcz powinien zajmować się Kościół. „Powinien on angażować się w wielką, czyli wysoką Politykę, która polega na mobilizowaniu ludzi do wprowadzania w życie przesłania ewangelicznego” – mówi. „Ale nie powinien mieszać się do polityki niskiej, partyjnej”. „Można bowiem naginać Ewangelię do partyjnej ideologii”. Niestety, także dzisiaj „Kościół jest – zdaniem papieża – tak często wykorzystywany w polityce niskiej”.
 
Przemyślana bliskość
Dziennikarze z różnych krajów są zgodni co do jednego: Franciszek to papież ludzi. Niektórzy twierdzą, że uprawia populizm, że próbuje się za wszelką cenę ludziom przypodobać. W rozmowie z Dominique Woltonem dowiadujemy się jednak, jakie są korzenie owej bliskości papieża z ludźmi.
Jednym z największych wyzwań, jakie stanęły przed Kościołem w Ameryce Łacińskiej, była teologia wyzwolenia. To właśnie ona proponowała źle pojętą bliskość Kościoła z ludem, a szczególnie z biednymi. Niektórzy jej zwolennicy uważali, że Jezus nie przyszedł, aby umrzeć za ludzkie grzechy, ale aby dokonać rewolucji społecznej, że chciał wyzwolić biednych spod władzy bogatych i zapłacił za to ukrzyżowaniem.
O. Bergoglio, wieloletni przełożony jezuitów, wśród których owa teologia znalazła podatny grunt, był na początku jej zagorzałym przeciwnikiem. Upominał swoich braci, aby szukając poprawy losu biednych, nie zamieniali Ewangelii na ideologię komunistyczną, nie zamieniali zbawienia wiecznego na zbawienie doczesne, nie zgadzali się na negowanie znaczenia śmierci Jezusa jako odkupienia grzechów kosztem podkreślania, że była ona tylko owocem nieudanej rewolucji społecznej. O. Bergoglio tym bardziej negował tę teologię, im więcej zauważał wśród jej zwolenników przyzwolenia na przemoc.
 
Teologia ludu
Z czasem jednak przyznał, i o tym mówi również w rozmowie z Woltonem, że krytyka teologii wyzwolenia, której za pontyfikatu Jana Pawła II dokonał kard. Ratzinger, nie zanegowała wszystkiego w tym ruchu. Podobnego zdania jest zresztą kard. Müller, który także podkreśla jej dobre strony. Według niemieckiego purpurata wyzwolenie od grzechu osobistego nie wyklucza, a nawet domaga się podejmowania działań na rzecz wyzwolenia ludzi z grzesznych struktur zła, czyli spod opresyjnej władzy i struktur niesprawiedliwości społecznej. Tworzą je bowiem władze wyzyskujące biednych dla coraz większego bogactwa bogatych.
Ze względu na komunistyczne i marksistowskie interpretacje teologii wyzwolenia Franciszek postanowił mówić raczej o teologii ludu. „W Europie, gdy ktoś mówi o ludzie, natychmiast kojarzy się go z populizmem – broni się papież – pewnie też z komunizmem i lewicowością polityczną. W Ameryce Łacińskiej to słowo ma inny sens”. Słowo „lud” papież rozumie nie jako klasę społeczną. „Lud” to dla niego po prostu ludzie w ich konkretnych sytuacjach życiowych. To też znaczy, że teologia ludu chce mówić o Bogu, który jest blisko wszystkich ludzi: nie w oderwaniu od życia, ale w konkretnych kontekstach ekonomicznych, kulturowych i religijnych, w których żyją. Chce mówić o konieczności wyzwolenia człowieka z grzechu, ale także z niewoli niesprawiedliwości społecznej. „Absurdem jest gospodarka, w której nie ma żadnej ingerencji państwa” – twierdzi papież. Biedni zdani są wówczas na siły, których z łatwością używają bogaci. W tym duchu Franciszek tłumaczy też swoją encyklikę Laudato si, która jego zdaniem nie jest „encykliką zieloną” czy ekologiczną, ale społeczną. „Za każdym bowiem problemem ekologicznym kryje się niesprawiedliwość społeczna” – pisze papież.
 
Jedność Europy
Franciszek przyjmuje w ten sposób myślenie charakterystyczne dla papieża Pawła VI, który w encyklice Populorum progressio napisał, że Kościół jest w pewnym stopniu sługą całej ludzkości. Ta wizja – potwierdza w rozmowie z Woltonem papież – jest fundamentem Evangelii gaudium, adhortacji programowej tego pontyfikatu. Kościół powinien pełnić rolę stróża godności człowieka, i to każdego człowieka w konkretnych okolicznościach jego życia, a szczególnie ludzi ubogich.
Z tej troski Kościoła, która wykracza poza wspólnotę katolików, wypływa też jego zatroskanie o ludy Europy. Papież Bergoglio twierdzi, że przyszłość Starego Kontynentu jest w jedności, ale nie w jednolitości. Podkreśla wartość różnic narodowych i kulturowych jako kontekstu życiowego, z którego nie wolno ludzi wyrywać albo go im odbierać. W Europie – zdaniem Ojca Świętego – błąd drogi do jedności polega na tym, że chodzi o ujednolicenie, że to „Bruksela będzie mówić <<Trzeba robić to, a nie tamto…»”. Kościół powinien więc wspierać budowanie dobra wspólnego wszystkich ludów europejskich, ale z uwzględnieniem w ich narodowej i kulturowej odmienności.
 
Nieskrywane słabości
„Mam skłonność do niedbalstwa i lenistwa” – przyznaje Franciszek, bardzo szczerze odpowiadając na pytania Woltona dotyczące wad i słabości. Bergoglio nie ukrywa też, że jako papież popełnia błędy. „Dwa, trzy razy pomyliłem się, mówiąc coś w niewłaściwy sposób. W samolocie” (…). Modlę się, żebym nie robił głupstw… A robię!”. Opowiada też o błędach, jakie popełnia w relacjach z innymi ludźmi. „Najtrudniej mi wybaczyć sobie brak sprawiedliwości. Potrzebuję czasu, żeby przekonać się, że Bóg mi wybaczył. Staram się potem naprawić krzywdę” – tłumaczy. To wyznanie przypomina powtarzaną przez niego często formułę: „Bóg nie męczy się przebaczaniem. To nas męczy proszenie Go o miłosierdzie”. Dopiero w świetle tego przyznania się papieża do trudności z przyjmowaniem Bożego miłosierdzia zrozumiałe staje się to jego nieustanne do niej powracanie. Tak jakby Franciszek chciał do miłosierdzia Bożego przekonać nie tylko innych, ale najpierw samego siebie.
 



Tych kilka wybranych wątków książkowej rozmowy papieża Franciszka z francuskim agnostykiem świadczy wystarczająco mocno o tym, jak elektryzująca była to dla mnie lektura. Pozostawiła ona we mnie jedno zasadnicze wrażenie: ten papież jeszcze długo będzie nas zaskakiwał. I nie wiem, czy w tym tempie rzeczywiście zdołamy dotrzymać mu kroku…
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki