Poznańska Wilda. Dzielnica kontrastów. Jedni się nią zachwycają, inni obawiają jej nie najlepszej sławy. Styl klasyczny miesza się z secesyjnym. Urocze stare kamienice przeplatają się z nowoczesnymi szklanymi „plombami”. Na rogu ulic Sikorskiego i Przemysłowej – urocza kapliczka z Panem Jezusem. Kilka metrów dalej tętniący życiem rynek Wildecki. Handlarze pomimo mrozu zachęcają klientów do zakupu warzyw i owoców, schowanych pod grubymi kocami. Zaraz obok rynku piękny neorenesansowy kościół z ciekawą historią. Parafia Maryi Królowej – to jedna z najbiedniejszych i najtrudniejszych poznańskich parafii. Jej proboszczem od 1993 r. jest ks. Marcin Węcławski.
Komunijni
Mieszkanie księdza proboszcza. W pokoju długi drewniany stół, na ścianie skromny krzyż i wymowny obraz Serca Jezusowego. Wokół stołu katechiści spotykający się z rodzicami dzieci przygotowujących się do Pierwszej Komunii Świętej. Na stole starannie przygotowane materiały do kolejnych zajęć. Jest układanka, rebus i obrazek – wszystko dla rodziców, by pracowali z dzieckiem w domu. Materiały autorskie. Modlitwa do Ducha Świętego. I dzielenie. – Na katechezie o przykazaniach uprzedziłem, że będziemy mieli gościa. I wyjąłem Mojżesza z plasteliny (śmiech). Dekalog mieści się w naszych dłoniach – 10 przykazań i 10 palców. A jeżeli dłonie odwrócimy to wychodzi nam serce – Miłość, sedno przykazań – dzieli się doświadczeniem katechezy Tomasz Bukowski.
Krzysztof i Elżbieta Szulczykowie są małżeństwem od sześciu lat. Prowadzą katechezy w swoim mieszkaniu. Tworzą atmosferę zaufania. Na pytanie o to, ile czasu zajmuje im przygotowanie i prowadzenie spotkań, Krzysiek odpowiada: „24 godziny na dobę. Moje przygotowanie to przede wszystkim życie z Jezusem na co dzień. Świadectwo to podstawa. Obojętnie, ile czasu się przygotowuję, zawsze myślę, że to mało. Słucham Ducha Świętego, On daje mi pomysły. Aby nie było nudno, prowadzimy katechezę razem z żoną i mówimy na zmianę. Często się przekomarzamy, bo ze mnie jest straszny gaduła” (śmiech).
Krzysiek na spotkanie przyniósł zrobione przez siebie naklejki. Na nich uśmiechnięty Bóg Ojciec patrzy na ziemię i powtarza „Jak Ja ich kocham!”. Do obrazka dodał 10 przykazań. Rozdał je rodzicom, aby dali dzieciom. Dlaczego tak zachwyca go Boża Miłość? Zanim spotkał Jezusa, żył w „bagnie grzechów”. I wtedy poznał Elę. – Umówiliśmy się – wspomina. – Była niedziela. Powiedziała, że ona idzie na Mszę, a ja mam zdecydować. Poszliśmy do kościoła św. Anny. Kazanie miał ks. Pawlukiewicz.
Zerwał ze „starym życiem” i wzięli ślub. Po kilku latach Krzysiek i Ela poznali ks. Marcina Węcławskiego i dołączyli do wspólnoty Domowego Kościoła, a potem do Szkoły Katechistów. – Wiem, że to jest moje zadośćuczynienie. Po prostu mówię o Bogu. Wiem, że On mnie kocha. Pozwolił zbliżyć się do Siebie takiemu brudnemu gościowi jak ja. Jako katechiści pokazujemy miłość, którą my sami odczuwamy.
Na odwrót
180 stopni – o tyle zmieniło się przygotowanie dzieci do Pierwszej Komunii Świętej w wildeckiej parafii. – To brzmi szokująco, ale przestaliśmy przygotowywać dzieci do tego sakramentu – mówi ks. Marcin. – Czułem, że wpadliśmy w duszpasterskie koleiny. Moje doświadczenie jest takie: wkład najbardziej gorliwego księdza to 5 proc. Wkład najlepszej katechetki to drugie 5 proc. Wkład rodziców to 90 proc. I bardzo często tych 90 proc. brakuje. To jasne, że dzieci wzorują się na rodzicach. Jeżeli oni nie chodzą do kościoła, to dzieci też nie będą. Jeżeli rodzice permanentnie łamią przykazania, to co z tego, że pani katechetka poprowadzi świetną katechezę o przykazaniach, a ksiądz wygłosi na ten temat świetną homilię? To nie ma najmniejszego sensu. To jest rzucanie grochem o ścianę. Dzieci nie pójdą za tym, co powie katechetka. Pójdą za tym, co pokazują rodzice – tłumaczy ks. Węcławski.
W 2013 r. obniżono wiek szkolny do sześciu lat. W całej archidiecezji nie było Pierwszej Komunii Świętej. Wtedy przyszła myśl, by zmienić… wszystko. W parafii powstał nowy program katechez, które nie są skierowane do dzieci, ale do rodziców. A oni mają katechizować swoje dzieci w domu. – Dzięki temu programowi ksiądz arcybiskup wyraził zgodę, aby w naszej parafii Pierwsza Komunia Święta jednak się odbyła, i pobłogosławił to dzieło. Prosił, by informować, jak ono postępuje – dopowiada ksiądz proboszcz.
Wielu rodziców początkowo zareagowało buntem. Sześć katechez z księdzem i osiem z katechistami wydawało się wygórowanym żądaniem. Z czasem w anonimowej ankiecie wyrazili wdzięczność, że nauczyli się rozmawiać z dziećmi tak, jak nigdy nie rozmawiali z nimi ich rodzice.
Szkoła katechistów
Szkoła Katechistów powstała w stolicy Wielkopolski prawie siedem lat temu. Obecnie 210 świeckich prowadzi katechezy przed przyjęciem sakramentów w całej archidiecezji. 25 z nich pracuje na Wildzie i prowadzi spotkania dla rodziców przed chrztem oraz przed Pierwszą Komunią Świętą. Głównie są to ludzie młodzi i w średnim wieku. Większość z nich należy do Domowego Kościoła. – To się świetnie sprawdza, jeżeli ktoś jest już zaangażowany w jakąś wspólnotę w Kościele, a potem zostaje katechistą. Modlę się i pytam Jezusa o to, kogo mam zaprosić do tej pracy. Proszę o światło – wyjaśnia ks. Marcin.
Po ukończeniu trzech semestrów nauki katechista otrzymuje misję. Uroczyście – w katedrze. Uroczyście – bo z rąk arcybiskupa. Od samego początku dyrektorem Szkoły Katechistów jest ks. prof. Jacek Hadryś. – Pozytywnym zaskoczeniem jest dla mnie niezwykle wysoki poziom życia wiarą oraz zaangażowania osób, które uczestniczą w formacji – mówi. – Ich otwartość na Boga, zapał, entuzjazm, poczucie odpowiedzialności są bardzo widoczne i udzielają się innym, także osobom, które prowadzą zajęcia w ramach szkoły.
Chrzest
Katechezy przez chrztem dziecka są trzy. Dwie prowadzą katechiści, a jedną, liturgiczną – ksiądz. Jeżeli para żyje w związku niesakramentalnym, uczestniczy także w tzw. katechezie zerowej, gdzie mówi się o miłości Boga do człowieka. – Dlaczego ci ludzie nie mają i nie chcą sakramentów? Bo nie wierzą. Mają jakieś abstrakcyjne pojęcie Pana Boga. On im się kojarzy tylko z zakazami i nakazami. Nie przeżyli tego, że Bóg jest Ojcem, który kocha – mówi ks. Węcławski.
Świeccy odwiedzają każdą rodzinę w jej domu. Tworzy się klimat otwartości. Teoretycznie każda z katechez powinna trwać maksymalnie 30 minut. Praktycznie – wydłużają ją pytania ze strony rodziców. Często mówią: nie mamy z kim porozmawiać, nie mamy kogo zapytać o Boga.
Basia Nadolna to pracująca studentka. Za dwa miesiące będzie żoną. – Jestem związana z tą parafią całe moje życie – tłumaczy. – Podobnie z księdzem proboszczem, który mnie chrzcił i udzielał kolejnych sakramentów. Kiedyś poprosił mnie o to, abym została katechistką. Myślę, że widział, że umiem rozmawiać także z ludźmi niewierzącymi. Jest potrzeba, by mówić o Bogu w prosty i taki codzienny sposób. Chcę pomagać innym w spotkaniu w Nim. Nie mam wielkiego daru mówienia, ale najważniejsze jest świadectwo. Duch Święty działa, a nie ja, i na tym się opieram.
Katechistka dodaje, że jej młody wiek skraca dystans. – Niektórzy zapraszają mnie na gry z dziećmi. Mówią, żebym została dłużej i że nie wyjdę, dopóki nie zjem tego ciasteczka (śmiech). Są rodziny, które potem proszą mnie o wartościowe książki, a gdy spotykamy się na ulicy, to szczerze się uśmiechają.
Anna i Janusz Witkowscy są katechistami od kilku lat. Tak wspominają jedno ze spotkań: „Para niesakramentalna. Czwórka dzieci. Każde dostało kolorowankę, żeby nam nie przeszkadzało. Świeca stała na taborecie, bo jedyny stół był w kuchni. Ojciec dziecka cały czas się nie odzywał, ale coś mu się kłębiło w myślach, bo przytakiwał. Znak krzyża na rozpoczęcie robił niepewnie. Matka była bardziej aktywna. Zadawała pytania. Najstarsze z dzieci chętnie uczestniczyło w katechezie. Na koniec podziękowali nam i bardzo się cieszyli z tych spotkań, bo rzadko mają okazję z kimś tak porozmawiać o Bogu. Ponieważ za kilka dni mieli ślubować, dostali od nas prezent. Pismo Święte Nowego Testamentu. Wręczał je Janusz ojcu dziecka. Jak mężczyzna mężczyźnie. Ten pan był zaskoczony. Ale… oboje mieli łzy w oczach. Potem parę razy mijaliśmy ich na ulicy. Zawsze nas radośnie pozdrawiali. Kilka miesięcy później szliśmy do znajomych i spotkaliśmy bawiące się dzieci tych państwa. Najmłodsze podbiegło i zapytało się, kiedy znów przyjdziemy do nich trochę poopowiadać”.
Trudy i radości
Na spotkaniach nie zawsze jest „różowo”. Jest dystans, obojętność, czasami silne emocje. Marlena Orłowska-Strzelec spotyka się w małych grupach z rodzicami przez Pierwszą Komunią ich dziecka. Przyznaje, że niektórym mężczyznom trudno jest nauczyć dziecko modlitwy. Jednak i oni się przełamują. Jeden z ojców na spotkaniu stwierdził: „Tego się nie da nauczyć. Trzeba po prostu dać przykład”.
Inny z uczestników dodał: „Lubię przychodzić na te spotkania. Czuję się trochę jak na terapii. To jedyne miejsce, gdzie mogę wyłączyć telefon. Poza tym cały czas jestem w biegu”.
Beata Nadolna, jednocześnie dyrektorka parafialnego przedszkola Świętych Aniołów Stróżów, o swoich spotkaniach z rodzicami mówi ze wzruszeniem. – Od jakiegoś czasu mam problem, aby o nich mówić. Nawiązała się między nami niezwykła więź. Rodzice się otwierają, a ja przyznam, że traktuję ich jak partnerów. Te spotkania chyba bardziej wzbogacają mnie niż ich. Ludzie chcą konkretów. „Nie mów fałszywego świadectwa” – to jest kosmos. Jak to rodzic ma to zrozumieć i jeszcze wytłumaczyć dziecku? Oni potrzebują prostego komunikatu. Kiedyś zachęciłam, aby starali się spotkać Jezusa w codzienności. Jedna pani od razu zapytała: „Ale jak?”. Powiedziałam, żeby weszła do kościoła, gdy nikogo nie ma, usiadła w pierwszej ławce, spojrzała na Jezusa w Tabernakulum i mówiła do Niego jak do najlepszego przyjaciela. Po miesiącu usłyszałam: „Wie pani? To działa!”.
Co spotkanie dają samym katechistom? Krzysiek przyznaje, że gdy słyszy, jak modlą się niektórzy rodzice, to „szczęka mu opada”. – Ktoś mówi: „Modlę się codziennie rano”, a ja sobie myślę, jak mi jest trudno się zmobilizować. Katechezy uczą też nas pokory. Nie wiemy wszystkiego i czasami musimy powiedzieć, że sprawdzimy i powiemy na następnej katechezie. Trzeba być uczciwym.
Marlena dodaje: „To, że jestem katechistą, ma duży wpływ na moją rodzinę. Więcej ze sobą rozmawiamy, nasze więzi są mocniejsze. Choć czasami obraca się to przeciwko mnie. Kiedy proszę dzieci, że mają posprzątać pokój, to potrafią odpowiedzieć: «Mamuś, jakie to ma znaczenie wobec wieczności…?»” (śmiech).
Jaki powinien być katechista?
Gdy pytam ks. Marcina o ideał katechisty, odpowiada z przekonaniem: „Nie ma czegoś takiego. To abstrakcja”. Na pytanie, jaki powinien być katechista, odpowiada Danuta Jackowiak, współautorka podręczników do religii. Po pierwsze ma być czujny, uważny i wrażliwy na drugiego człowieka: na to, co o nim myśli i co o nim mówi. Nie może oceniać i osądzać. Po drugie – musi się ciągle nawracać, zmieniać swoje myślenie i spojrzenie. Po trzecie – ma być wyrozumiały i wychodzić do ludzi z maksymalną dobrocią. Nie może wciskać ludzi w „foremkę”, w której sam siedzi. – Żeby zdobyć ludzi dla Chrystusa, muszę być wypełniony Chrystusem, być czystym i wolnym, chociażby przez szczery żal za grzechy – dodaje ks. Marcin.
Nie straćmy ich
Proboszcz wildeckiej parafii cieszy się, że w Polsce nawet ludzie oddaleni od Boga proszą o chrzest. – W Niemczech w wielu parafiach robią tak, że starają się dowiedzieć, czy na jej terenie urodziło się jakieś dziecko. Po trzech miesiącach idą i pytają rodziców, czy chcieliby to dziecko ochrzcić. Często słyszą, że nie. A u nas nawet ludzie pogubieni sami przychodzą. Dawajmy im Jezusa. Nie chcę ich stracić.
Katecheza to nie produkcja, którą da się policzyć: wyprodukowano tyle, przy takim a takim wysiłku. W parafii widać, że osoby katechizowane częściej przychodzą do kościoła, ale czy to efekt katechezy? Nie da się na to pytanie jasno odpowiedzieć. Katechiści sieją, a Pan Bóg daje wzrost. Jego tajemnicą jest to, co dzieje się w duszy człowieka.
Na koniec spotkania z katechistami przygotowującymi rodziców do chrztu dziecka ks. proboszcz rozważa słowo o Zacheuszu. – Módlcie się przed każdą katechezą, abyście mieli wzrok Jezusa, słowa Jezusa i z miłością patrzyli na wszystkich tak, jak Jezus patrzył na Zacheusza: nie z góry, ale z dołu.
Jeden katechista na kamienicę to jedno z marzeń ks. Węcławskiego. Chciałby, aby w każdej „bramie” i w każdym bloku odbywały się kręgi biblijne prowadzone przez świeckich. W planach są także spotkania dla rodziców młodzieży przygotowującej się do bierzmowania. Do tego jednak potrzeba wielu kolejnych serc, gardeł i rąk do pracy. Wielu nowych oczu, które będą patrzyły na ludzi z miłością.
Jest wieczór. Wychodzę ze spotkania z Krzysiem i Elą. Trudno zakończyć rozmowę – to taka moja prywatna katecheza. Mijam kościół. Wiele osób błądzi bez celu po wildeckich ulicach. Oni też czekają, aż katechiści dotrą do ich kamienicy.