A chodzi o spory dotyczące udziału katolików w jubileuszu reformacji zapoczątkowanej przez Marcina Lutra. Wiele dyskusji nadal toczy się wokół udziału prymasa Polski w komitecie upamiętnienia reformacji w Polsce. Panuje też powszechne przekonanie, że Kościół katolicki, biorąc udział w niektórych nabożeństwach ekumenicznych Roku Reformacji, zachował się dyplomatycznie. W rzeczywistości nie chciał jednak duchowo zaangażować się w te obchody. Oczywiście wyłączając papieża Franciszka, który – zdaniem wielu katolików w Polsce – wykazał zbyt dużo entuzjazmu w kontaktach z luteranami. Krytycy podkreślają, że reformacja była jak rozwód, który trudno dziś świętować. W tym duchu wypowiedziała się posłanka Anna Siarkowska, która tym samym wyraziła pogląd większości posłów, głosujących w połowie grudnia przeciwko uchwale wyrażającej szacunek wobec polskich luteranów (Mikołaja Reja, gen. Władysława Andersa, Adama Małysza i wielu innych).
Przypomnę więc tylko, że obchodów 500-lecia reformacji nikt nie nazywał świętowaniem. Konsekwentnie, po stronie luterańskiej i katolickiej, mówiło się jedynie o upamiętnieniu. Tak definiował to także wspólny dokument katolicko-luterański „Od konfliktu do komunii”, przygotowujący obchody, a wypracowany jeszcze w czasie pontyfikatu Benedykta XVI. „Prawdziwa jedność́ Kościoła może być tylko jednością̨ w prawdzie (…). Fakt, że walka o tę prawdę̨ w XVI wieku doprowadziła do utraty jedności zachodniego chrześcijaństwa, należy do ciemnych stron historii Kościoła” – czytamy w dokumencie. I dalej: „Ten rok upamiętnienia stawia nas przed dwoma wyzwaniami: oczyszczeniem i uzdrowieniem pamięci oraz przywróceniem chrześcijańskiej jedności w zgodzie z prawdą Ewangelii”. Kto w tym duchu odczytywał udział Kościoła katolickiego w ekumenicznych obchodach jubileuszu, nie mógł się gorszyć. A z drugiej strony, gdyby takiego ducha mieli posłowie, Adam Małysz mógłby poczuć bardziej, że Polska to także jego ojczyzna.