Chodzi o Marsz Niepodległości, który komentowałem w numerze sprzed dwóch tygodni (PK 46/2017, s. 10–11).
Pan Dariusz pisze: „Przeraziły mnie obrazki, które zobaczyłem w przekazach medialnych. Święto narodowe zdominowane przez Młodzież Wszechpolską, tak radosne w stadionowej, kibolskiej oprawie… Świętujący z twarzami ukrytymi w kominiarkach (…). Pomijam kwestie czysto prawne, używanie materiałów pirotechnicznych, które są zakazane na tego typu imprezach, hasła szerzące nienawiść itp. Dodać należy: hasła na czele kolumny. (…) A dla pana jest to przykład, że jednak można…”.
To ostatnie zdanie to nawiązanie do tytułu mojego komentarza („Okazuje się, że można”). Nie chodziło mi jednak o to, by tegoroczny Marsz Niepodległości stawiać za wzór. Tytułem nawiązywałem do reakcji na skandaliczną wypowiedź rzecznika Młodzieży Wszechpolskiej. Tym razem nikt nie zamiatał sprawy pod dywan. Właśnie taką reakcję organizatorów Marszu postawiłem – w gruncie rzeczy im samym – za wzór, mając nadzieję, że w przyszłym roku stać ich będzie na to, żeby reagować na haniebne hasła i transparenty wznoszone przez „marginalne grupy”.
Rozumiem, że obawy pana Dariusza są poważniejsze. Tak jak on, nie daję sobie mydlić oczu braniem przez narodowców na sztandary Bożego imienia. Z takiego samego założenia wychodzi ks. Grzegorz Strzelczyk (rozmowa z nim na s. 32). Ale jego niekiedy radykalne tezy chyba także nie są dobrym rozwiązaniem. Czy nam się podoba, czy nie, naród to dla człowieka – jak mówił Jan Paweł II – społeczność naturalna, której nie da się niczym zastąpić. I tę naszą naturalną potrzebę musimy jak najlepiej zagospodarować.
Na koniec najważniejsze. Maria Krzemień w swoim tekście (s. 44) wyjaśnia istotę mechanizmu uzależnienia. Pustkę, którą osoby uzależnione wypełniają nałogami, nosi w sobie każdy z nas, a dopóki spełnienia szukać będziemy poza Bogiem, czeka nas tylko rozczarowanie. Rozpoczynający się właśnie Adwent to dobra okazja, by przestać korzystać z tańszych zamienników i sięgnąć po najlepsze wypełnienie. Pomoże w tym tekst Moniki Białkowskiej (s. 20).