Logo Przewdonik Katolicki

Choroba społeczna źle zdiagnozowana

Piotr Zaremba
FOT. MAGDALENA KSIĄŻEK. Piotr Zaremba zastępca redaktora naczelnego „wSieci”.

Chyba mało co mnie tak ostatnio poruszyło jak historia 14-letniego Kacpra, gimnazjalisty z Gorczyna pod Łodzią, który popełnił samobójstwo. Zabierałem w tej sprawie głos, ale można by rzec w trybie doraźnych interwencji. Teraz czas na podsumowanie.

Środowiska gejowskie, a szerzej obyczajowa lewica, potraktowały całą tę historię jako okazję do wykrzyczenia swoich żali. Chłopiec miał być prześladowany za swoją „inność”, możliwe, że odmiennej orientacji seksualnej używano jako epitetu. Poeta Jacek Dehnel ogłosił, że prześladowcy „mają krew na rękach”, posłanka Katarzyna Lubnauer napisała interprelację. Organizacje LGBT zarządziły marsz ze świecami pod ministerstwo edukacji. Skądinąd obwinianie szkoły, że wiedziała, ale „nic nie zrobiła” pojawia się także przy każdym konflikcie w gronie młodzieży.
Potem okazało się, że nic nie jest chyba takie jak być miało. To łódzka redakcja „Gazety Wyborczej” podjęła temat rzekomego gejostwa. I to ona go następnie zdekonstruowała. Pojechali do rodzinnej miejscowości Kacpra reporterzy i napisali, że na nic nie ma dowodu. Nie tylko na to, że samobójca był gejem (a uznano go za ofiarę własnych skłonności seksualnych), ale i na to, że w ogóle był prześladowany przez kolegów.
Gazeta odwołując poprzednie swoje relacje, nie wytłumaczyła, skąd w takim razie te wczesne rewelacje. Były jakieś wypowiedzi matki, dziadka ofiary, jego wychowawczyni, ale też zdaje się mniej kategoryczne niż medialna interpretacja. To przyczynek do kondycji dziennikarstwa. I kondycji debaty, bo komentatorzy krzyczący o krwi na rękach mogli zaczekać choć dzień, dwa. Nie zawsze takie historia są tym, na co na początku wyglądają.
Zza opowieści o Kacprze wyłaniają się też pytania o naturę współczesnego świata. Był dziwny, uzależniony od internetu, później także od antydepresantów. Czternastoletni chłopiec. Rodzina, która na początku rzucała oskarżenia, nie dała mu zdaje się wystarczającego wsparcia. Historia jest tak czy inaczej straszna, ale możliwe, że inaczej straszna. Nawet jeśli był przedmiotem agresji czy złośliwości rówieśników (co zdarza się nie tylko „dziwnym”, ale także gorzej wyglądającym czy biedniejszym uczniom), mógł zginąć z całkiem innego powodu niż domniemana nietolerancja złego polskiego narodu. Mógł zginąć z powodu wyobcowania. To też sygnał, że w społeczeństwie dzieje się źle. Ale mielibyśmy do czynienia z inną chorobą.
„Wyborcza” odwołała de facto swoje twierdzenia, a w najlepsze trwa debata o zaszczutym geju. Obok jego „obrońców” pojawiły się i inne głosy. Znana z ostrych wypowiedzi posłanka Krystyna Pawłowicz obwiniła środowiska progresywne – demoralizują młodzież, a potem kiedy owocuje to takimi przypadkami,  oskarżają cały świat. W odpowiedzi z kolei posłankę oskarżono o brutalność i nieczułość.
W jej uwagach można się dopatrzeć racjonalności. Jeśli czternastolatek byłby szykanowany z powodu domniemanej orientacji seksualnej, pojawia się pytanie o czas seksualnej inicjacji. O to, czy nie za wcześnie. O to, jaką rolę odgrywają w tym media, cywilizacja. Rzecz w tym, że takich pytań nie stawia się w momencie, kiedy ofiara leży jeszcze na marach. Że potrzebna jest w przypadku ludzkiej śmierci wyjątkowa wrażliwość. A tu mamy  gotowość wymachiwania trupem w ideologicznej rozgrywce. Ale wcześniej podobną gotowość widać było  u tych, co Kacpra opłakiwali.
No i cały czas nad tym przypadkiem wisi pytanie: jaka jest prawda. Jeśli temat homoseksualizmu to wykwit wyobraźni, i jedni, i drudzy powinni czym prędzej zamilknąć. A tak naprawdę powinni od początku mówić mniej i półgłosem. Ale wrzeszczeć najłatwiej.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki