Nabożeństwa fatimskie cieszą się w Polsce dużą popularnością. Dlatego spodziewam się, że w zakopiańskim sanktuarium na Krzeptówkach 6 czerwca było sporo ludzi, choć piszę ten tekst na kilka godzin przed tym wydarzeniem. Akt ponowią następnie wszystkie polskie diecezje i każda parafia 8 września br. Data nie jest przypadkowa, ponieważ nawiązuje do wydarzeń z 8 września 1946 r., kiedy to na Jasnej Górze, z udziałem blisko miliona osób, aktu poświęcenia Polski dokonał prymas August Hlond. Ten z kolei był odwzorowaniem ofiarowania świata Niepokalanemu Sercu Maryi, którego w 1942 r. dokonał Pius XII. Może nas zastanawiać ta powtarzalność aktów. Czemu właściwie ma ona służyć, tym bardziej że ktoś może pomyśleć, że im więcej, tym lepiej.
Z pomocą przychodzi komentarz kard. Józefa Ratzingera na temat objawień fatimskich. A na marginesie, jest on doskonałą syntezą tego, jak objawienia należy dzisiaj czytać. Pada w nim także zdanie kluczowe dla właściwego zrozumienia aktu poświęcenia, który za Krzeptówkami będziemy powtarzać wielokrotnie we wspólnotach i rodzinach. „Kult Niepokalanego Serca Maryi – zdaniem przyszłego papieża – oznacza zbliżanie się do takiej postawy serca, w której fiat – «bądź wola twoja» – staje się centrum kształtującym całą egzystencję”. Przy pierwszym czytaniu teza Ratzingera wydaje się dość abstrakcyjna, spróbujmy więc jej przyjrzeć się jej bliżej.
Niepogański kult
Najpierw autor rozprawia się ze słowem „kult”. Według Ratzingera kult chrześcijan nie da się w prosty sposób zestawić z kultem innych religii. Kiedy w wierzeniach pogańskich chodzi o to, aby bożkom coś podarować, jakiś przedmiot, ofiarę ze zwierząt, chrześcijanie mają świadomość, że wszystko, co mogliby Bogu oddać, zawsze już jest Jego własnością. Tak naprawdę niczego Bogu dać nie można, aby mógł On otrzymać więcej ponad to, co już do Niego należy. W znanej komedii amerykańskiej Bruce Wszechmogący jest scena, która daje jednak wiele do myślenia. Kiedy główny bohater odgrywający wszechmocnego robi wszystko, co mu się podoba, natrafia w końcu na nieprzekraczalną granicę swojej wszechmocy. Patrzy na konkretną osobę i mówi do niej: „Pokochaj mnie!”. Niestety, tak się nie stało. Miłości nawet Bóg nie może na nas wymusić. Jest czystym darem. W tym sensie film dobrze obrazuje też naszą relację do Boga. Darem bowiem, który chrześcijanie uważają za rzeczywistą ofiarę daną Bogu, może być tylko miłość, a więc ja sam, moje życie. Modlitwa w rozumieniu chrześcijańskim to oddanie siebie, zaufanie, wyrażanie miłości. Wszystkie pozostałe gesty i dary są tylko wyrazem tego oddania albo mają do niego przygotować. Widać to wyraźnie w tej scenie Ewangelii, w której uboga wdowa oddaje swój ostatni grosz. Jezus nie pochwala wartości ofiarowanego pieniądza, która była relatywnie bardzo mała, ale podziwia zaufanie kobiety, która oddała wszystko, co choćby w minimalny sposób mogło zapewnić jej przyszłość i bezpieczeństwo. Czy nie jest to przykład całkowitego zaufania?
Bez splendoru
Z powodu takiego rozumienia słowa „kult” kard. Ratzinger przestrzega przed ponownym popadaniem w mentalność pogańską. Kultu maryjnego nie wolno traktować więc tak, jakby chodziło w nim o podarowanie Maryi czegoś, czego jej pozornie brakuje. I nie chodzi o drogie dekoracje, ale o bardzo powierzchownie rozumienie oddawania Jej czci. Maryja nie potrzebuje naszej czci, aby zyskać większy splendor. Maryja, pokorna służebnica Pana, jak nazywa ją tradycja Kościoła, nie szuka poklasku. Jej jedynym punktem zainteresowania jest wola Boga. Zawsze jej szukała. Na tym polega jej doskonała świętość. Tak więc jak w swoim ziemskim życiu była Ona w pełni zaangażowana w to, co Jej Syn pragnął dla świata, tak dzisiaj zależy jej na tym, aby to Boże marzenie mogło się w pełni urzeczywistnić. Nie szuka więc siebie, ale Chrystusa. Nie szuka czci, która jej schlebia, ale tej, która przez modlitwę upodabnia serce człowieka do serca Maryi. Jeśli pojawia się więc w liturgii chrześcijańskiej słowo „kult”, to tylko w takim znaczeniu, które wzbudza w człowieku pragnienie miłości do Boga i drugiego człowieka.
Trimf ubogich w duchu
Dopiero w tym kontekście kard. Ratzinger zwraca uwagę na kult Niepokalanego Serca. Jeżeli Maryja powiedziała fiat wobec wszelkich planów Boga, jeżeli Mu w pełni zaufała (choć podobnie jak Abraham musiała wyruszyć w drogę, które nie zna), to dokładnie na tym samym powinien polegać kult jej Niepokalanego Serca. Przypomnę, że nie jest tutaj mowa o niepokalanym poczęciu, co był przedmiotem objawień w Lourdes (wskazującym na poczęcie Maryi bez grzechu pierworodnego), ale właśnie o Niepokalanym Sercu, czyli o wierze Matki Bożej, Jej całkowitemu oddaniu własnego życia dla zbawienia świata. Kult Niepokalanego Serca i obietnica, że ono zatriumfuje, nie ma więc żadnego związku z chęcią dominacji nad grzesznikami. Jest wręcz przeciwnie, będzie to triumf miłości, kiedy ci, którzy postawią opór wobec zła tego świata, nie staną się podobnie do swoich oprawców przez przemoc i nienawiść, ale podejmą drogę pokuty, na której będą nieść z Chrystusem ciężary grzechów.
Jedno serc
We wspomnianym komentarzu przyszły papież bardzo sugestywnie podsumował istotę kultu maryjnego, a w szczególności kultu Niepokalanego Serca Maryi, odwołując się do jednego z widzeń dzieci fatimskich. Dzieci zobaczyły aniołów stojących pod ramionami krzyża i zbierających krew męczenników. Następnie tą samą krwią aniołowie «skrapiali» dusze, które zbliżały się do Boga. „Krew Chrystusa i krew męczenników są tu ukazane razem – pisze Ratzinger. Ich męczeństwo połączone jest więzią solidarności z męką Chrystusa, stanowi z nią jedno”. Właśnie to wzajemne wymieszanie krwi Syna Bożego i ludzi wierzących jest tutaj ukazane jako doskonałe spełnienie kultu maryjnego. Maryja staje się bowiem świadkiem prawdy o ludzkim sercu, które może stać się sercem Chrystusa, może się z nim zjednoczyć i przemieszać krew. Tak przecież stało się najpierw w Jej życiu, gdy współcierpiała z Ukrzyżowanym. Na drodze wiary stopniowo przemienła własne ludzkie serce w serce Chrystusa. Bardzo przemawiający jest tutaj obraz kielicha Krwi przemienionej na Mszy św. Zwykle spożywamy tylko Ciało Chrystusa. Symbolika spożywania Krwi Pańskiej przemawia jednak jeszcze mocniej w kontekście owego utożsamienia życia człowieka z misją Chrystusa. „Życie męczenników staje się Eucharystią” – wyjaśnia Ratzinger, podkreślając tym samym proces przemiany ludzkiego życia na podobieństwo przemiany eucharystycznej.
Może się udać
Teologia kultu maryjnego wbrew pozorom nie jest prosta. Maryja objawiając się pastuszkom, wybrała jednak sposób najprostszy i pewnie najbardziej skuteczny dla przekazania światu jej przesłania. Poprosiła niewykształcone dzieci o włączenie się w jej drogę wiary przez modlitwę i pokutę. Dzieci szybko zrozumiały, co mają robić, choć siostra Łucja (jedna z widzących) wspomina, że wielokrotnie zadawały sobie pytania o treści objawień. Można wręcz powiedzieć, że stały się praktykami bardzo zwykłych, a jednocześnie bardzo głębokich medytacji nad prawdami wiary. Najważniejsze odkrycia nie dokonywały się jednak za sprawą samego myślenia, ale wyczucia sercem, które w modlitwie współodczuwało z sercem Maryi. Bez wielkich dywagacji, którym sam teraz trochę ulegam, tym prostym dzieciom udało się przyłączyć do wielkiej misji zbawienia świata. To pocieszające. Nam też może się udać. Wymaga to jednak ogromnej koncentracji na samej modlitwie i współczującej pokucie. Tego przesłania nie mogą przesłonić dekoracje, obficie fundowane przy okazji uroczystych aktów, które zawsze mogą bardziej przykuwać wzrok niż sama istota sprawy. Aktu poświęcenia nie da się więc rzeczywiście przeżyć jako prawdziwego kultu Niepokalanego Serca Maryi, bez poświęcenia wystarczającej ilości czasu na modlitwę, że przemyśleć własne życie. Może właśnie temu ma służyć powtarzanie poświęceniowych aktów.