Zdobywcy – koalicja Irakijczyków, Kurdów, proirańskich szyitów oraz sił Zachodu pod dowództwem USA – z każdą godziną wdzierają się coraz głębiej w wąskie uliczki śródmieścia. Mimo zaciętej obrony bojownicy wojującego islamu znaleźli się na granicy wyczerpania sił i środków. Być może jeszcze ostatni fanatycy bronić się będą jakiś czas na gruzach miasta, ale ich walka, na ściśle otoczonym, niewielkim skrawku terenu, nie ma żadnych perspektyw. Pozostaje tylko wypatrywać momentu, gdy czarna flaga Kalifatu (tak nazywają też Państwo Islamskie) runie w dół ze szczytu głównego mosulskiego minaretu.
Przypomina się inny maj, z 1945 roku. Również wtedy wojska koalicji, w krwawym boju, ulica po ulicy, wdzierały się do serca III Rzeszy. Na gruzach miasta Armia Czerwona dobijała barbarzyńców XX wieku. Obrońców Mosulu można śmiało porównać do hitlerowców. Są barbarzyńcami naszych czasów. Jako przeciwnik, nawet przegrywający, nie budzą szacunku. Ich opór potwierdza tylko naszą wolę zniszczenia tego gniazda zbrodni. Nie tyle dla dobra Iraku, ile w imię człowieczeństwa, któremu wydali wojnę brodaci rezuni Kalifatu.
Pytanie tylko: co dalej? Zdobyty przez koalicję Mosul stanie się zwornikiem politycznych wpływów. Swoje interesy będą tutaj mieli właściwie wszyscy więksi gracze regionu: Iran, Turcja, która nigdy do końca nie pogodziła się z utratą miasta w 1918 r., Ameryka i Rosja. O wpływy w Mosulu zabiegać będą faktycznie niepodlegli iraccy Kurdowie, którzy w dużym stopniu przyczynili się do wyzwolenia miasta. Nie mówiąc już o Irakijczykach, do których Mosul nominalnie należy. Rząd w Bagdadzie, mimo że zwycięski, jest słaby, tak jak słabe jest dzisiaj całe państwo irackie. Podobnie zresztą jak sąsiednia Syria, utrzymywana przy życiu właściwie tylko z woli międzynarodowej wspólnoty. Takie słabe państwa, niezależnie od tego, kto nimi rządzi, nie są w stanie na dłuższą metę utrzymać w swoich granicach stabilnego porządku i bezpieczeństwa. W takiej sytuacji chętnie „wyręczają” je sąsiedzi. Nie ma na to rady, w polityce, tak jak w fizyce, natura nie znosi próżni. Jednak wokół Mosulu ambitnych sąsiadów jakby trochę za dużo. Każdy będzie ciągnął do siebie jak największe kawałki zdobyczy. Ciarki biegną po plecach na myśl, co jeszcze się może tutaj wydarzyć. To przecież samo serce Bliskiego Wschodu – fatalnego węzła świata. Od równo stu lat region ten nie zaznał trwałego spokoju. I nadal nie widać na to perspektyw.
I znowu przypomina się los powojennego Berlina. Zwycięzcy podzielili miasto na sektory. Symbol wspólnego zwycięstwa nad barbarzyństwem szybko stał się zarzewiem nowego niepokoju. Zimna wojna, mur przeprowadzony przez środek niemieckiej stolicy. Ostatecznie, jak wiemy, wszystko dobrze się skończyło. Ale dwa pokolenia Europejczyków przeżyły swój czas w niewoli lub w lęku przed kolejną wojną.
Historia, niestety, lubi się powtarzać. Świadomość ta zmniejsza trochę mój entuzjazm z powodu zdobycia Mosulu.