Logo Przewdonik Katolicki

Korytarze nie do przejścia.

FOT. MAGDALENA KSIĄŻEK. Michał Szułdrzyński zastępca redaktora naczelnego „Rzeczypospolitej”.

Kilka dni temu przeprowadzając dla „Rzeczpospolitej” rozmowę z Beatą Szydło, zapytałem ją o los korytarzy humanitarnych.

Szefowa rządu odparła: – Jesteśmy w kontakcie z nuncjuszem papieskim, który zwrócił się do polskiego rządu z inicjatywą korytarzy humanitarnych. Analizujemy możliwości. Jeśli uda się wypracować stanowisko satysfakcjonujące organizacje, które chciałyby współpracować z polskim rządem w przygotowaniu korytarzy, to nie mówimy „nie”.

Na pozór te słowa napawają nadzieją. Bo to już kolejna wypowiedź ważnego polityka w tej sprawie. W marcu zapytałem Jarosława Kaczyńskiego czy jest za utworzeniem korytarzy. Prezes PiS odparł: – Tak. Jeśli chodzi o korytarze humanitarne, pomoc nawet kilkuset chorym osobom, to ja nie mam nic przeciwko temu. To nie moja decyzja, tylko rządu, ale można ją podjąć. I trzeba pomagać.

Wydawać by się mogło, że skoro dwie najważniejsze osoby w państwie pozytywnie odpowiadają na apel polskich biskupów, to sprawa jest na dobrej drodze do szczęśliwego rozwiązania. Zatem skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Przecież Episkopat z wnioskiem do rządu o utworzenie korytarzy zwrócił się... rok temu. Odpowiedzialne służby w tym czasie robiły wszystko, by sprawę odwlec, a biskupi byli odprawiani z kwitkiem. Nie zmieniła tego deklaracja prezesa PiS, czy zmienią coś słowa pani premier? Warto przypomnieć, że skoro abp Salvatore Pennacchio w swej korespondencji z szefową rządu musiał powołać się na stanowisko Watykanu i autorytet papieża Franciszka, to znaczy, że dotychczasowe starania Episkopatu nie przyniosły żadnego rezultatu. A skoro przez rok rząd nie odpowiedział pozytywnie na apel polskich biskupów, to czy fakt, że w sprawę zaangażowała się Stolica Apostolska, coś zmieni? Wszak gdyby rząd chciał otwarcia korytarzy humanitarnych, już dawno całą procedurę można by zakończyć.

Można odnieść wrażenie, że politycy PiS mówiąc „tak”, natychmiast dopowiadają w myśli „ale”. Wiedzą bowiem, że partii, która wprost odwołuje się do nauczania Kościoła, nie wypada otwarcie odmówić biskupom, a co dopiero papieżowi. I to w sprawie, która nie jest jakąś tam fanaberią, tylko konkretyzacją wezwania Jezusa do pomocy bliźniemu. Ale równocześnie mają świadomość, że Polacy – również za sprawą słów polityków PiS, którzy straszyli uchodźcami – bardzo niechętnie patrzą na pomoc przybyszom. Wiedzą też, że gdyby przyjęli chociażby 100 osób z Syrii, polityczni rywale, na przykład z Ruchu Narodowego, mogliby to wykorzystać w kampanii wyborczej, mówiąc, że PiS otworzył małą, bo małą, ale jednak furtkę dla napływu islamskich imigrantów. Trudno byłoby się wówczas tłumaczyć, że to na prośbę Kościoła, gdy przeciwnicy islamu są święcie przekonani, że zamykając nasze granice przed uchodźcami, bronią chrześcijańskiej Polski.

Dlatego nie spodziewam się, by rozmowy rządu nawet z nuncjuszem apostolskim przyniosły rezultaty. Obawiam się, że one również będą grą na czas i nie skończą się żadnymi konkluzjami. Ale – przyznam szczerze – bardzo chciałbym się mylić.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki