Św. Franciszek wciąż inspiruje. Nie ma drugiego świętego, którego przykład wciąż byłby tak atrakcyjny dla nowych pokoleń. Rodzina franciszkańska po ośmiu stuleciach nadal się powiększa i tworzy nowe gałęzie.
Obraz dla papieża
Dla laika franciszkanin to franciszkanin, nie zastanowi się nawet, jakiego koloru ma habit. Czarny czy brązowy, a może szary? O tych habitach żarty krążyły już dwieście lat temu. Jeden z nich opowiadał św. Brat Albert. Otóż papież kazał malarzowi namalować obraz św. Franciszka, ale ten bał się zapytać, w jakim habicie ma zostać święty przedstawiony, tak żeby nie obrazić żadnego zgromadzenia odwołującego się wprost do św. Franciszka. Wybrnął z tego całkiem sprytnie: św. Franciszka namalował leżącego w łóżku, a przy ścianie wisiały trzy habity. Kolor i wzór do wyboru. To żart. Na serio to najpierw istniał Zakon Braci Mniejszych, ten założony przez św. Franciszka w 1209 r. ze skrótem OFM. Także od św. Franciszka pochodzi Zakon Braci Mniejszych Konwentualnych (OFMConv) i Zakon Braci Mniejszych Kapucynów (OFMCap), którzy jednak za moment założenia przyjmują rok 1528. Najmłodszą odnogą tego wspaniałego franciszkańskiego drzewa są Franciszkanie Odnowy, wyrośli z gałęzi kapucyńskiej. Mówiono o nich „bracia z Bronxu” albo „nowojorscy franciszkanie”. Na zdjęciach prezentowali się atrakcyjnie: młodzi mężczyźni z długimi brodami w jasnoszarych habitach z podwiniętymi rękawami na nowojorskich ulicach. Jeden z nich, o. Stan Fortuna, jest dość znanym raperem, który swoje płyty dedykuje Janowi Pawłowi II. Oprócz o. Stana Fortuny, prawdziwej gwiazdy zgromadzenia, franciszkanie odnowy liczą ponad stu braci z różnych krajów. Swoje klasztory zakładają tam, gdzie jest najniebezpieczniej, w samym sercu gangsterskich porachunków, rozgrywek między mafiami narkotykowymi, obok najgorszych więzień świata i wszędzie tam, gdzie rządzi przemoc.
Na miasto, ryzykując śmierć
Ośmiu kapucynów z prowincji Nowy Jork i New Jersey w latach osiemdziesiątych XX w. próbowało pracować dalej nad społeczną reformą swojego zgromadzenia. Wśród nich był między innymi o. Stan Fortuna, który ewangelizował już na ulicach Bronxu poprzez muzykę rap, oraz o. Benedict Groeschel, autor wielu książek i znany rekolekcjonista. W rezultacie opuścili swój zakon i zainicjowali Wspólnotę Franciszkańskich Braci Odnowy. Zamiast ciemnobrązowego habitu założyli jasnoszare szaty. Ich szczególnym charyzmatem miała stać się służba ubogim. Najpierw był to klerycki instytut zakonny na prawie diecezjalnym, który został zaaprobowany i podlegał bezpośrednio arcybiskupowi Nowego Jorku. Zamieszkali w najbardziej niebezpiecznej dzielnicy Nowego Jorku, na Bronxie. To dzielnica, na terenie której wydarza się najwięcej aktów przemocy, zamieszkana w 90 proc. przez Afroamerykanów i Latynosów. O jakiej odnowie marzyła ta grupka kapucynów? O życiu wśród najuboższych, sponiewieranych przez życie, odrzuconych, bezdomnych, narkomanów, przestępców i prostytutek. Chcieli głosić Dobrą Nowinę tym, którzy nie mają żadnej szansy jej usłyszeć. Nie chcieli na nich czekać, tylko wyruszyć na miasto, ryzykując śmierć. Za patronkę wybrali sobie Matkę Bożą z Guadalupe, która jest patronką nienarodzonych dzieci. Obok ich miejsca na Bronxie ogromny mural Ją przedstawiający patrzy z wysokości na okolicę. Każdy tu trafi. Od 1990 r. działa także wspólnota Franciszkańskich Sióstr Odnowy. I one noszą jasnoszare habity, na głowie czarny welon, na twarzach uśmiech. Mają trzy domy w Nowym Jorku, jeden w Dublinie w Irlandii i jeden w Leeds w Wielkiej Brytanii. Robią to samo: pomagają w najtrudniejszych sytuacjach, dają nocleg, karmią, odziewają. Franciszkanie Odnowy mówią, że to dynamiczne głoszenie słowa Bożego. Nie tylko przez przepowiadanie, ale przede wszystkim przez czyn szczególnie wobec bezdomnych. Bardzo mi to przypomina misję św. Brata Alberta.
Film
Oryginalny tytuł dokumentalnego filmu zrealizowanego przez amerykańskiego reżysera brzmi Outcasts, co znaczy „wyrzutki”. W Polsce będzie wyświetlany pt. Szare anioły, bo tak nazywano Franciszkanów Odnowy pojawiających się w najgorszych miejscach Bronxu z chlebem, śpiworem, ciepłą kawą i Dobrą Nowiną. Reżyser Clifford Azzize i producent Joe Campo towarzyszy z kamerą franciszkanom z różnych klasztorów w codzienności, pokazując specyfikę ich pracy. W Nowym Jorku będą to problemy przede wszystkim z uzależnionymi od narkotyków. W Nikaragui czy Hondurasie to spotkanie z bezwzględnym złem w postaci walk gangów, przepełnionych więzień, handlu narkotykami. W irlandzkim Moyross przyjdzie im rozświetlić mroki bezrobocia i ciągłych strzelanin oraz strachu. W brytyjskim Bradford staną wobec bezdomności i prostytucji, i – jak wszędzie – narkotyków dających ułudę krótkotrwałego fałszywego szczęścia. Azzize idzie z kamerą wszędzie, do szpitali, gdzie towarzyszy umierającemu na AIDS młodemu mężczyźnie, który wręcz wyje ze wzruszenia, gdy otrzymuje rozgrzeszenie od jednego z ojców. Wchodzi do meliny, do której jedna z podopiecznych trafia na głodzie narkotykowym. Nie chcielibyśmy się tam znaleźć. Żadnej stylizacji, sama prawda. Podpatruje ją, gdy czeka wraz z innymi kobietami na klientów, choć kilka godzin wcześniej, pijąc herbatę we franciszkańskim ośrodku, mówiła, że całe to dawne życie rzuciła i nie ma zamiaru do niego wracać. Patrzymy w dal za mężczyzną, który przyszedł po pomoc do nowojorskiej noclegowni, ale po wstępnych badaniach moczu na obecność narkotyków okazuje się, że nie jest czysty. Regulamin zabrania w takim przypadku wejścia na teren noclegowni. Jeden z ojców rozmawia z im, usiłuje go przekonać, że może w każdej chwili wrócić, tylko niech będzie czysty, bez żadnej kokainy we krwi. Patrzymy, jak odchodzi, i słyszymy, że już nie wrócił. Ten dokumentalny film nie jest przesłodzonym obrazem sukcesów, jakie osiągają w swojej ewangelizacji Franciszkanie Odnowy. To raczej obraz środowisk, w jakich pracują i wielokrotnych niepowodzeń, jakie wynikają z tego, że Pan Bóg stworzył człowieka istotą wolną. Nikt tej wolności nie chce zabierać. Wiele scen jest brutalnych, z pewnością nieprzeznaczonych dla dzieci. Pod tym względem ten film wyłamuje się ze schematów obrazów religijnych, często zbyt ckliwych i mdłych.
Młodzi i wysportowani
Zgodnie z kapucyńską tradycją noszą przeważnie długie brody. Na bosych stopach sandały. Jasnoszary habit przewiązują sznurem z trzema węzłami symbolizującymi ubóstwo, posłuszeństwo i czystość. Przeważnie są młodzi i wysportowani. Prowadzą zbiórki odzieży, spotkania anonimowych alkoholików i wspomagają młodzież w zajęciach sportowych. Afroamerykaninowi zaczynającego palić crack koszykówka może uratować życie. Kandydaci do zakonu najpierw muszą przejść półroczny postulat, potem roczny nowicjat, po którym odbywają się pierwsze śluby. Po pięciu latach od wstąpienia do zakonu mogą odbyć się śluby wieczyste. Ci zakonnicy, którzy chcą być kapłanami, mogą rozpocząć studia na seminarium w Yonkers. Wśród braci znajdziemy mężczyzn z całego świata, jeden z nich pochodzi z Polski. Dzień zaczynają modlitwą, dopiero potem wychodzą na ulicę. Nie mają przy sobie pieniędzy, mają ufność w Bożą Opatrzność, która nigdy ich nie zawiodła. Żyją z tego, co im ktoś przyniesie, zdają się na jałmużnę i nieoczekiwane prezenty.
Film będzie wyświetlany na razie w małych niezależnych kinach lub salach na pojedynczych pokazach, być może wejdzie do szerszej dystrybucji.