Lubię ten zwyczaj i to, że mimo upływu lat wciąż mam do kogo chodzić na te kobiece przyjęcia. Bo gośćmi są na nich wyłącznie kobiety, przyjaciółki bohaterki. Maja one za zadanie pomóc się wyluzować przed czekającym ją trudnym okresem całkowitej rezygnacji z siebie i tych przyziemnych przyjemności, jak na przykład kawa z przyjaciółką lub spontaniczny wypad do kina. Sprzedajemy sobie historie o porodach, a także dorastających dzieciach, pocieszając się, że problemy nie skończą się z wysłaniem dziecka do przedszkola i przespaniem w jednym ciągu sześciu godzin. To się nigdy nie skończy. Chyba zawsze naszym życiem będą rządzić hormony i według nich będziemy czuć się szczęśliwe lub nieszczęśliwe, wyspane lub nie, usatysfakcjonowane lub zniechęcone i zrezygnowane. A więc niby jest wesoło, ale pod płaszczykiem żartów zaczyna się rozmowa o tych okropnych hormonach. Poziom agresji wzrasta. Zaczyna się tworzyć lista wściekłości i pretensji. Żeby się uspokoić, w drodze powrotnej kupuję sobie numer ekskluzywnego pisma dla kobiet, które obok zdjęć modowych w interesujących stylizacjach publikuje nie tylko wywiady z aktorkami, ale i z artystami współczesnymi i pisarzami. Wydawcom tego pisma chodzi o taką kobietę, która obejrzy serial, modnie się ubierze, wydając na buty trzy pensje, i jest rozgarnięta intelektualnie, bo wie, kto to Houellebecq (i jeszcze wie, jak to się wymawia). Jednak zamiast się odstresować, oglądając te wszystkie kreacje na tle upalnej plaży i kaktusów oraz ciesząc się z aktorką jej kolejną rolą w filmie amerykańskim i spełnianiem się w macierzyństwie, dostrzegam, jak ona mówi, że w Hollywood za główną rolę kobieta dostaje kilka razy mniej dolarów niż mężczyzna. Taka wiadomość na stan moich hormonów! Poziom agresji jeszcze bardziej wzrasta. W domu mąż czyta poezję Papuszy, cytując mi co chwila te smutne i rozdzierające serce wiersze kobiety odrzuconej: jako Cyganki odrzuconej i jako kobiety odrzuconej. W tle śpiewa Nina Simone, kobieta o silnym głosie, sponiewierana przez męża i rasistowską społeczność amerykańską. Oj, robi się coraz bardziej agresywnie, więc zmieniam płytę. Niech zabrzmią pokojowe dźwięki św. Hildegardy z Bingen, tak na uspokojenie. I jeszcze przypomnę sobie, jak rok temu, w klinice wypełnionej po brzegi kobietami, plotłyśmy sobie nawzajem warkocze francuskie o piętej rano, przed planowaną operacją. I to jest siła kobiet.