Logo Przewdonik Katolicki

Człowiek, który przetrwał

Łukasz Kaźmierczak
O. Walter Ciszek SJ / fot. Ośrodek Karta

Jezuita Walter J. Ciszek jako „szpieg Watykanu”, spędził w sowieckich więzieniach i łagrach ponad 20 lat. Pozostawił po sobie zapiski, które śmiało można porównać z genialnym O naśladowaniu Chrystusa Tomasza à Kempis.

Ktoś, kto przeżył kilkadziesiąt lat w realiach totalitarnego Związku Radzieckiego, zachowując wiarę, nie wypierając się jej w chwilach najcięższej próby, ba! – wychodząc z nich jako człowiek jeszcze głębiej i ufniej wierzący w Boga – zyskuje chyba najlepsze możliwe positio pod słońcem. Po przeczytaniu …bo Ty jesteś ze mną. Duchowe świadectwo z Syberii, jestem o tym jeszcze bardziej przekonany. Dowód? Zwykle nie piszę o książkach, ta jednak wydaje mi się tak ważna, że zakreśliłem ją niemal w całości…
 
Ameryka – Rosja
Truizmem byłoby stwierdzenie, że już sam życiorys ojca Waltera J. Ciszka, nazywanego często Apostołem Syberii jest niezwykły. Młody amerykański chłopak, syn polskich imigrantów, odkrywa w sobie powołanie kapłańskie. Samo to nie jest jeszcze niczym dziwnym – zwłaszcza w domu, w którym polskie, katolickie korzenie stanowią ważny element rodzinnej tożsamości. Nie robi także wielkiego wrażenia fakt, że młody Ciszek miał wcześniej opinię skłonnego do bitki ulicznego chuligana. Nie takich wybierał sobie Pan Bóg...
Niezwykłe są natomiast dalsze wybory, jakich dokonuje przyszły kapłan – wybory, które będą ważyć na całym jego dalszym życiu. Bodaj najważniejszy taki moment ma miejsce w 1929 r. w jezuickim nowicjacie w Nowym Jorku, gdzie kleryk Walter Ciszek słyszy list papieża Piusa XI, wzywający ochotników z seminarium, a szczególnie jezuitów, aby dołączyli do pracy na misji w Rosji. „Było to dla mnie jakby bezpośrednie wezwanie od Boga. Wiedziałem, że muszę zgłosić się na tę misję” – napisze, dodając, że od tej pory Rosja już na zawsze stanie się jego przeznaczeniem w planie opatrzności Bożej. Idąc za tym głosem rozpoczyna misjonarskie studia w Collegium Russicum w Rzymie. Tam w 1937 r. przyjmuje święcenia kapłańskie, jednak drzwi sowieckiej, ateistycznej Rosji pozostają szczelnie zamknięte. Zostaje więc skierowany na polskie Kresy Wschodnie na jezuicką misję w Albertynie koło Słonimia. Nieoczekiwanie Rosja przychodzi do niego sama, 17 września 1939 r. pod postacią bagnetów „wyzwolicieli” z Armii Czerwonej. Młody kapłan długo waha się, co ma dalej robić – pozostać ze swoimi dotychczasowymi parafianami czy udać się za głosem powołania w głąb ZSRR. W końcu zwycięża w nim pierwotne wezwanie. Wraz z innym księdzem zgłasza się na ochotnika pod przybranym nazwiskiem jako robotnik do pracy na Uralu przy wyrębie lasu. Pierwsze zetknięcie z Rosją jest trudne i rozczarowujące. Ludzie, którym tak bardzo chciał służyć jako kapłan, nie chcą tego. Ateistyczna propaganda skutecznie wyrabia w „nowym radzieckim człowieku” niechęć do Kościoła i księży, a reszty dopełnia wszechobecny lęk przed złowieszczym NKWD. Nikt  nie chce mówić o religii, ani tym bardziej jej praktykować. Nikt nie chce trafić za to do łagrów. Całą energię ludzi pochłania walka o przetrwanie i zdobycie kawałka chleba w bezwzględnych sowieckich realiach.
22 czerwca 1941 r. wielka historia znowu ingeruje w życie jezuickiego misjonarza. Kilka godzin po ataku hitlerowskich Niemiec na ZSRR zostaje aresztowany przez NKWD i zdekonspirowany jako „szpieg Watykanu”.
 
Wybielony świat ciszy
Trafia do więzienia w Permie wraz z setkami podobnych mu „wrogów radzieckiej władzy”. Jako kapłan napotyka jednak na nowy mur niechęci ze strony współwięźniów.
Pogardzany, wyszydzany, odkrywa na nowo znaczenie Chrystusowych słów: „Jeżeli mnie prześladowali, to i was będą prześladować”. „Dlaczego więc doznawałem szoku, kiedy tak właśnie się działo? Czyż nie powinienem raczej radować się tym, że pozwolono mi naśladować Go jeszcze wierniej?” – pyta samego siebie.
W końcu zostaje przewieziony na Łubiankę, do okrytego ponurą sławą moskiewskiego więzienia NKWD. Wiedzą o nim wszystko. Skąd jest, jak się nazywa, od kiedy przebywa w Rosji. Śledztwo trwa rok plus cztery dodatkowe lata okresu tzw. wyjaśniania. To niekończące się drobiazgowe przesłuchania, czasami trwające po kilka dni, dzień i noc i cały czas te same pytania. I towarzyszący temu ciągły głód – dojmujące fizyczne pragnienie większej ilości jedzenia i powracające skurcze głodowe, wypierające każdą inną myśl. Do tego dochodzi przeraźliwa samotność w pojedynczej celi, wśród sterylnej, zadekretowanej ciszy Łubianki, gdzie każda godzina wydaje się wiecznością. „Koszmarne warunki i odór w zatłoczonych celach w Permie były ciężkie do zniesienia, ale z perspektywy czasu wydawały się w każdym aspekcie lepsze niż czysty, wybielony wapnem, zamknięty świat samotności w Łubiance” – pisze, dodając, że w moskiewskim więzieniu mógł jedynie torturować samego siebie, analizując na okrągło we własnej głowie szczegóły śledztwa. Doświadcza chwil skrajnego zwątpienia, rozpaczy, nawet samobójczych myśli, prześladujących go w chwilach największego głodu. A jednak to właśnie w tym okrutnym, skrajnie odhumanizowanym miejscu doświadcza prawdziwego duchowego wzrastania. Spędza długie godziny na medytacji, codziennie odprawia w sercu Mszę  św., odmawia trzy pełne Różańce w trzech językach: po łacinie, po polsku i po rosyjsku. Potem powie, że to właśnie Łubianka stała się dla niego szkołą prawdziwej modlitwy.
Koniec końców jego szpiegowska wina zostaje „udowodniona”. Wyrok: 15 lat ciężkich robót w syberyjskim łagrze koło Norylska.
 
Łagrowa teologia pracy
Paradoksalnie, wraz z zesłaniem rozpoczyna się najpiękniejszy okres jego kapłańskiej działalności. W łagrach spotyka wreszcie ludzi, którzy od dawna czekają na Pana Boga  – takich samych jak on skazańców, katolików z Polski, Litwy, Niemiec, Ukrainy i samej Rosji. Tej radości nie jest w stanie zmącić ani niewolnicza, wyczerpująca praca, ani głodowe racje żywnościowe, ani syberyjski mróz. Znowu może być kapłanem i tylko to się liczy. Po kryjomu, z przemycanym przez współwięźniów chlebem i winem mszalnym, może odprawiać Msze, spowiadać, chrzcić, nieść pociechę chorym i głodnym, posługiwać umierającym. „Możliwość odprawienia Mszy w tym miejscu była warta podróży do Związku Sowieckiego i cierpień, które znosiłem. (…) mogłem odprawiać Msze dla najbiedniejszych, najbardziej poniżonych członków owczarni Dobrego Pasterza” – stwierdza. Tych swoich łagrowych „parafian” podziwia coraz bardziej – za ich prostą, ufną, niezachwianą wiarę i zdolność do wielkich wyrzeczeń. Wielu z nich – choć straszliwie głoduje – potrafi zachować post eucharystyczny, byle tylko móc w pełni uczestniczyć we Mszy św. sprawowanej potajemnie podczas krótkiej przerwy w pracy, w miejscu, do którego chwilowo nie dociera wszędobylski wzrok wartowników i szpicli.
Jednocześnie Ciszek próbuje propagować w łagrze swoiście pojmowaną teologię pracy. Dla reszty więźniów praca jest wymuszoną i niezbędną do przetrwania koniecznością w myśl słynnego hasła „Kto nie pracuje, ten nie je”, ale za to usiłują ją sabotować na każdym kroku i wykonywać możliwe niechlujnie, mszcząc się w ten sposób niejako na systemie za swoje uwięzienie. On postępuje inaczej, pracuje do granic możliwości i najlepiej jak tylko umie. „Dlaczego? Ponieważ postrzegałem tę prace jako wolę Boga dla mnie. Nie budowałem nowego miasta na Syberii dlatego, że chcieli tego Józef Stalin czy Nikita Chruszczow, ale ponieważ pragnął tego Bóg. Moja harówka nie była karą, lecz sposobem dążenia do zbawienia w lęku i drżeniu” – wyjaśnia. Mimo to stale słyszy, że zostanie w łagrze na zawsze, że jego wyrok nigdy się nie skończy.
A jednak niemożliwe staje się w końcu możliwe. Po upływie czternastu lat i dziewięciu miesięcy zostaje „przedterminowo” zwolniony. Do ostatniej chwili nie wierzy, że wypuszczą go za bramy łagru. Jeszcze kilkanaście  metrów za obozem staje przepisowo i czeka na eskortę. Strażnicy śmieją się – tak robią wszyscy uwolnieni…
 
Szpieg za szpiega
Upragniona wolność jest jednak niepełna. Amerykański jezuita otrzymuje tzw. ograniczony certyfikat, który ściśle określa, gdzie i na jakich warunkach może przebywać na terenie Związku Radzieckiego. A że jest byłym skazańcem ze szpiegowskim paragrafem w aktach, może mieszkać jedynie na obszarze Syberii. Trafia do Norylska, nazywanego często „najsmutniejszym miastem świata”, leżącego na wiecznej zmarzlinie i zamieszkałego głównie przez byłych łagierników – to dla niego idealne warunki do pracy duszpasterskiej. Wraz z dwoma innymi kapłanami tworzy w maleńkim, rozpadającym się baraku nową parafię. Mimo zakazów i represji do mikroskopijnego pokoiku przychodzą tłumy wiernych. Ciszek dostrzega wreszcie, jak wielu ludzi trzyma się wiary w tym rzekomo modelowym, ateistycznym kraju. Szybko jednak zostaje sprowadzony brutalnie na ziemię. Po tym, gdy podczas świąt Wielkanocy pół Norylska woła „Kristos woskries!” (ros. Chrystus zmartwychwstał), zostaje wezwany przez miejscowe KGB i słyszy ultimatum: „Włodzimirze Martynowiczu. Nie potrzebujemy tutaj twojej pracy misjonarskiej. Rozumiesz?”. Nakazują mu lecieć do Krasnojarska z zastrzeżeniem, że jeśli tylko znowu spróbuje być księdzem, trafi z powrotem do łagrów. Nie przestaje. Przenoszą go ciągle z miejsca na miejsce, grożą, ale on wytrwale apostołuje, jeśli trzeba nawet pod przykrywką mechanika samochodowego. 
W 1963 r. jakimś cudem do świata zewnętrznego przedostaje się wieść o tym, że Walter Ciszek żyje – ten sam Walter Ciszek, który w 1947 r. został w Ameryce uznany oficjalnie za zmarłego. Wysiłki rodziny, przyjaciół i amerykańskiego Departamentu Stanu sprawiają, że niezłomny misjonarz zostaje w końcu wymieniony za dwóch radzieckich szpiegów. Wraca do Stanów już jako w pełni wolny człowiek. Rosja zostaje w nim jednak na zawsze – swoją wiedzą o tym kraju dzieli się jako pracownik Uniwersytetu Fordham w Nowym Jorku, ale jeszcze bardziej jako niezwykle popularny rekolekcjonista i kierownik duchowy. Kiedy umiera w grudniu 1984 r., otacza go powszechna opinia świętości. Jego proces beatyfikacyjny zostaje zainicjowany w 1996 r. Kilka lat później Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych uznaje ważność diecezjalnego etapu tego procesu. Jego podstawą są zwłaszcza świadectwa byłych więźniów, którzy mieli okazję zetknąć się w Rosji z Apostołem Syberii.
 
Pojedynek Boga z Walterem
„Jak udało ci się przeżyć? – to najczęstsze z pytań, na jakie – jak sam mówił – musiał odpowiadać po swoim powrocie do Ameryki. A on powtarzał niezmiennie: „Dzięki opatrzności Bożej”, doskonale zdając sobie sprawę, że ta odpowiedź nie zadowoli nikogo.
I dlatego właśnie powstało przejmujące …bo Ty jesteś ze mną. Duchowe świadectwo z Syberii, napisane przez ojca Ciszka wspólnie z innym jezuitą, ojcem Danielem L. Flaherty.
Opisane są w niej, niemal chwila po chwili, wszystkie jego duchowe zmagania, zwątpienia, błędy, a zarazem niezwykłe świadectwa doświadczania Bożej łaski, pocieszenia, wewnętrznej siły i coraz bardziej krzepnącej wiary – wszystko to, co składa się na odpowiedź na owo: „Jak ci się udało?”.
To jest  właśnie największa siła tej książki i to tutaj znajdziemy najwięcej z Kempisa. Takie są choćby dramatyczne fragmenty dotyczące  zmagań z przesłuchującymi na Łubiance. To wtedy Ciszek przeżywa doświadczenie „zaparcia św. Piotra”. Wyczerpany niekończącymi się przesłuchaniami, groźbami, zadręczany psychicznie, głodzony, w końcu łamie się i godzi na podpisanie papierów, z których pośrednio wynika, że rzeczywiście był „szpiegiem Watykanu”. Złamany, upokorzony, dopiero wtedy odkrywa w tym wydarzeniu rękę Boga. „To nie był pojedynek (…) NKWD z Walterem Ciszkiem. To był pojedynek Boga z Walterem Ciszkiem. Bóg wystawił mnie tym doświadczeniem na próbę niczym złoto w tyglu, aby zobaczyć, ile zostało we mnie mojego jestestwa po wszystkich modlitwach i wyznaniach wiary w Jego wolę” – pisze, wyjaśniając, że dzięki temu został oczyszczony z ciężaru samego siebie, przestał polegać na swoich własnych, wątłych siłach i nauczył się polegać jedynie na Bogu. Porównuje to do sytuacji dziecka, które po raz pierwszy kładzie się na plecach na wodzie i odkrywa, że może się na niej utrzymywać bez ruchu. I właśnie to doświadczenie daje mu siłę do tego, aby ostatecznie wyjść zwycięsko z próby z przesłuchującymi i odrzucić finalną propozycję współpracy. Od tamtej pory jest już tylko „Bądź wola Twoja”…

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki