Logo Przewdonik Katolicki

Powstanie „w porę zrobione”

Paweł Stachowiak
fot. Marek Zakrzewski PAP

Powstanie Wielkopolskie zwyciężyło, bo wybuchło i zakończyło się wtedy, gdy interes polski był zbieżny z interesem mocarstw. Nieczęsto zdarzał nam się taki los na historycznej loterii.

Po upadku powstania listopadowego w opisywanej przez Adama Mickiewicza emigracyjnej atmosferze: „za późnych żalów, potępieńczych swarów” wyraźnie zabrzmiał trzeźwy głos jednego z największych polskich mężów stanu, księcia Adama Czartoryskiego: „trzeba nam powstania silnego, powszechnego i w porę zrobionego”. Miał rację przywódca Hotelu Lambert, polskie zrywy w XIX stuleciu miały bowiem tę słabość, że były co prawda ofiarne, ale bynajmniej nie powszechne i, przede wszystko, nie „w porę zrobione”. W walki powstańcze angażowała się przede wszystkim szlachta, chłopi pozostawali często obojętni, czasem nawet wobec powstańców wrodzy. Sytuacja międzynarodowa nam nie sprzyjała, zaborcy zaś byli bezwzględnie solidarni wobec buntujących się Polaków. Nawet jeśli Napoleon III – Napoleon Mały, jak go nazywano – mówił nam podczas powstania styczniowego: „durrez” – „trwajcie”, to nie było w tym rzeczywistej woli wsparcia polskich wysiłków. Długo nie było dla nich dobrej pory.
 
Wspólna sprawa
Ta klątwa została zdjęta dopiero na początku XX stulecia, gdy dobiegała końca I wojna światowa. Konflikt, który dla wielu narodów jest po dziś dzień przede wszystkim bezsensowną rzezią „mięsa armatniego”, milionów żołnierzy ginących w błocie okopów, nam jawi się raczej jako zwiastująca wolność „jutrzenka swobody”. Polacy często żyją w przekonaniu, że nasza historia jest naznaczona brakiem szczęścia, wiecznym dziejowym pechem, a największa nasza zasługa to fakt, że to narodowe nieszczęście przetrwali. Okoliczności, w jakich odrodziło się państwo polskie, przeczą tej martyrologicznej mitologii. Jeśli jakiś naród trafił kiedyś „szóstkę” w kumulacji dziejowej loterii, to byli nim właśnie Polacy w 1918 i 1919 r.
Jednym ze szczęśliwych numerów owej zwycięskiej loterii było wydarzenie, którego kolejną już 98. rocznicę obchodzimy w tych dniach – powstanie wielkopolskie. Nie sądzę, aby trzeba było przypominać podstawowe fakty dotyczące wydarzeń, które zaczęły się na ulicach Poznania 27 grudnia 1918 r. Wszyscy pamiętamy Ignacego Paderewskiego przemawiającego z balkonu Bazaru i Franciszka Ratajczaka padającego na rogu ul. Rycerskiej, później nazwanej jego imieniem. Wielu z nas ma powstańców wśród swoich przodków, niektórzy mieli szczęście wysłuchać ich wspomnień i mimo że nie ma już wśród nas żadnego z nich, wierzę, że historia tamtych dni pozostaje w naszej żywej pamięci.
Ukształtowano nas w przekonaniu, że Powstanie Wielkopolskie było jednym z nielicznych zwycięskich. Szczycimy się tym, słusznie uważając ten sukces za część naszej, wielkopolskiej tożsamości. Co jednak o nim zdecydowało? Najlepiej odpowiedzieć na to pytanie poprzez odwołanie do przytoczonego powyżej zdania księcia Adama: powstanie zwyciężyło, bo było powszechne i „w porę zrobione”. Powszechne, gdyż nigdy wcześniej nie udało się tak wyraźnie zaangażować do udziału w walce o niepodległość mieszkańców wsi. Dla nich sprawa polska, sprawa powstańcza była bowiem dotąd sprawą pańską, z którą się nie utożsamiali. Tak było wszędzie, ale nie w Wielkopolsce. Tutaj już w XIX stuleciu wśród chłopów rozwinęła się silna świadomość narodowa, znacznie wcześniej niż na terytorium innych zaborów. Wtedy gdy chłop spod Tarnowa mówił o sobie, że jest „tutejszy” albo „cysarski”, chłop spod Poznania nie miał wątpliwości, że jest członkiem tej samej wspólnoty narodowej co mieszkaniec dworu szlacheckiego. Przeto gdy władze powstańcze w styczniu 1919 r. ogłosiły pobór do Armii Wielkopolskiej, synowie chłopscy masowo się do niej zgłaszali. Pośród wszystkich, bez względu na płeć i wiek, mieszkańców Wielkopolski aż 20 proc. aktywnie zaangażowało się w działania powstańcze. Był to efekt długoletniej pracy organicznej wielkopolskich elit, które wcześniej niż w innych dzielnicach Polski zrozumiały, że nie będzie wolnej Polski bez nowoczesnego narodu, a ten nie ma szans istnieć bez świadomych swej polskości mieszkańców wsi. Taki był odłożony w czasie zysk z kapitału aktywności księży Augustyna Szamarzewskiego i Piotra Wawrzyniaka oraz takich bohaterów pracy u podstaw, jak Hipolit Cegielski, Karol Marcinkowski i wielu innych.
 
Zbieg okoliczności
Jednak powszechność powstańczego zrywu Wielkopolan nie przyniosłaby zapewne sukcesu, gdyby zabrakło szczęśliwej koniunktury międzynarodowej. To właśnie ona dała szansę odbudowy niepodległej Polski i włączenia do niej ziem byłego zaboru pruskiego, bez niej bowiem znów bylibyśmy osamotnieni i skazani na porażkę. Jakkolwiek brzmi to dziś brutalnie, koniunktura ta nie zaistniałaby bez wielkiego światowego konfliktu, bez wojny, w którą zaangażowaliby się nasi zaborcy, inaczej nie było bowiem szans na pęknięcie tego porządku europejskiego, który więził nas od schyłku XVIII w. Rozumiał to dobrze Adam Mickiewicz, gdy w swej Litanii pielgrzymskiej modlił się nieco dziś bluźnierczymi słowy: „O wojnę powszechną za Wolność Ludów. Prosimy cię Panie!”. To właśnie rozpętana w 1914 r. wojna miała się dla nas stać spełnieniem mickiewiczowskiej modlitwy. Austria i Niemcy stanęły w niej po jednej stronie, Rosja po drugiej, i choć wydawać by się to mogło nierealne, dla żadnego z tych państw nie zakończyła się ona sukcesem. Dało to Polakom, niewyobrażalną wcześniej, szansę odbudowania państwa zjednoczonego z ziem wszystkich trzech zaborów. Szansę, wobec której stanęli także Wielkopolanie.
Na początku listopada 1918 r. w Niemczech wybuchła rewolucja, w wyniku której niemiecka lewica, socjaldemokraci i komuniści, obaliła cesarstwo i utworzyła republikę, którą później zaczęto nazywać weimarską. Jedną z pierwszych decyzji nowych niemieckich władz było podpisanie 11 listopada 1918 r. pod francuskim miastem Compiegne kończącego wojnę rozejmu. Mieszkańcy Wielkopolski, formalnie ciągle będącej częścią Niemiec, ujrzeli szansę oderwania swej dzielnicy od terytorium dotychczasowego zaborcy i zjednoczenia z odradzającym się wówczas państwem polskim. Niektórzy uważali, że należy zdać się na wyrok państw zwycięskich, które miały rozstrzygnąć o losie pokonanych Niemiec podczas rozpoczynającej się z początkiem 1919 r. konferencji pokojowej w Paryżu, inni – pozostający raczej w mniejszości – pragnęli zbrojnego zrywu. Ten zryw, powstanie rozpoczęte w okolicznościach dość przypadkowych, w pamiętny piątek 27 grudnia 1918 r., wcale nie musiał zakończyć się sukcesem. Powstańcy mimo początkowych sukcesów nie mieli przecież przewagi nad armią niemiecką. Sprzyjała im jednak atmosfera powojennego chaosu i anarchii panująca w Niemczech w pierwszych tygodniach 1919 r. W tych samych dniach stycznia, gdy powstańcy opanowywali kolejne miasta Wielkopolski, na ulicach Berlina trwała rewolucja komunistycznego Związku Spartakusa i mało kto zaprzątał sobie głowę wydarzeniami w zbuntowanej „Provinz Posen”.
Jednak już na wiosnę 1919 r., po pacyfikacji rewolucyjnych nastrojów, Niemcy szykowali, pod kryptonimem „wiosenne słońce”, kontrofensywę, która zgniotłaby zapewne nie tylko siły powstańcze, ale mogłaby zagrozić także kiełkującej dopiero polskiej państwowości. Udało się jej zapobiec tylko dzięki temu, że zwycięskie mocarstwa, przede wszystkim Francja, zmusiły Niemcy, aby w ramach podpisanego w Trewirze układu przedłużającego rozejm zgodziły się również na zawieszenie broni z armią powstańczą. Gdy później w Paryżu decydowano o kształcie niemiecko-polskiej granicy i zapisywano to w tekście traktatu wersalskiego, Wielkopolska pozostawała pod kontrolą powstańców. Ten fakt z całą pewnością wpłynął na decyzję o jej włączeniu w skład państwa polskiego, co przecież wcale nie byłoby pewne wówczas gdyby kontrolowały ją nadal Niemcy. Tu jest sedno sprawy, powstanie zwyciężyło, bo wybuchło i zakończyło się „w porę”, wtedy gdy interes polski był zbieżny z interesem mocarstw. Nieczęsto zdarzał nam się taki los na historycznej loterii.
 
Romantyzm i realizm
Powstania narodowe są z reguły ukazywane jako przejaw polskiego romantyzmu politycznego, arcypolskiego „rzucania się z motyką na słońce” i jakże poruszającej nas maksymy: „gloria victis” – „chwała zwyciężonym”. Powstanie Wielkopolskie, powstanie „w porę zrobione”, to wyjątkowy w naszych dziejach moment zespolenia polskiego romantyzmu z pozytywistycznym realizmem w wyjątkowo dla nas szczęśliwych okolicznościach. Może dlatego nie jest zbyt popularne poza Wielkopolską, wszak nie lubimy tych, którym się udało.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki