Czy ta tożsamość może być buforem bezpieczeństwa, który sprawia, że procesy laicyzacyjne znane z Europy Zachodniej zachodzą u nas wolniej? A może nie zajdą w ogóle?
– Bardzo ważne jest wyzwolenie się od myślenia deterministycznego, które próbują nam narzucić ci, którzy głoszą ideologię postępu polegającego na wypieraniu chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej, wypieraniu wiary i dziedzictwa chrześcijańskiego. Otóż nic nie jest przesądzone. Takie jest chrześcijańskie – przynajmniej mnie się tak wydaje – spojrzenie na nas, jako na ludzi. Determinizm jest absolutnie pogańską postawą. To przekonanie, że nic nie możemy, że są procesy o tyle od nas większe, że i tak przegramy i że wcześniej czy później, ale przyjdzie tutaj walec postępu i wszystko zmiecie. Nie. Codziennie wybieramy naszą osobistą decyzją, czy ta deterministyczna wizja może się sprawdzić, czy nie. Ona zawsze może się załamać na wolnej woli każdego z nas. Myślę, że suma wyborów tej wolnej woli w Polsce wskazuje na niewątpliwe opóźnienie procesu laicyzacji i jednocześnie przekonuje, że ten proces nie jest nieuchronny i nie musi postępować dalej. Może się zacząć jego odwrócenie od Polski. To jest właśnie poczucie dumy z przynależności do chrześcijańskiego narodu, tradycji, które pozwoliło Karolowi Wojtyle stanąć na czele Kościoła powszechnego nie w przekonaniu, że wszystko jest determinowane. On wychodząc z tej świadomej, dumnej tradycji polskiego narodu, uważał, że może pokierować Kościołem powszechnym, uniwersalnym, jako Polak, jako ktoś wywodzący się z tej tradycji. Odbudujmy w sobie to przekonanie, że my też, każdy z nas może zmienić bieg historii. Jako wspólnota narodowa, polityczna, nieraz bieg tej historii zmienialiśmy. To, co „nieuchronne”, odwracaliśmy. Imperia, które głosiły tysiącletnie swoje istnienie, rozbijała uporczywa wola Polaków. Tak było z Tysiącletnią Rzeszą, z imperium sowieckim, Imperium Rosyjskim. Polska rozbijała wiele takich świeckich utopii, postępowych czy nie. Nie twierdzę, że Polska musi rozbić tę utopię. Może to zrobić każda inna wspólnota, a robi to indywidualna decyzja każdego z nas – czy się opieramy temu, czy kapitulujemy.
Czy wolność, którą się tak jako Polacy chlubimy, także wypływa z chrztu i tożsamości chrześcijańskiej?
– Jak słusznie zwraca uwagę np. prof. Karol Modzelewski, znawca Europy barbarzyńskiej, swoiście pojmowana wolność jest głęboko zakorzeniona w wielu z tych plemion. Tradycja wiecu istniała przecież przed chrześcijaństwem. Ale ta wolność nie miała tego, co jest wpisane dopiero w chrześcijański sposób rozumienia wolności. Mianowicie, poszanowania drugiego człowieka, jednostki, indywidualności. To jest także wolność, która nie jest interpretowana na sposób, który dzisiaj nazywa się liberalnym, a który jest obecny w starożytnym rozumieniu wolności opisanym już przez Platona – wolność silniejszego do panowania nad słabszym. To jest właśnie niechrześcijański rodzaj wolności. Chrześcijańskie pojmowanie wolności polega na poszanowaniu godności drugiego człowieka i na zakazie, a przynajmniej ograniczeniu tego, co jest wpisane w naszą naturę, bo nasza natura jest po upadku. W każdym z nas drzemią więc pragnienia, apetyty do przekraczania swoich możliwości – pycha, chęć panowania nad innymi. Chrześcijaństwo pokazuje nam tutaj znak „STOP”. Nie wolno wolności tak interpretować, że jeśli zyskamy pewną siłę, to mamy prawo gnębić słabszych. Jest to istota chrześcijańskiego spotkania z ideałem wolności.
Kończymy rok jubileuszu 1050-lecia chrztu. Jak ocenia go Pan pod kątem obchodów? Przesyt? Niedosyt?
– Nie czuję przesytu, myślę, że był godnie obchodzony. Godnie też dlatego, że władze państwowe doceniały znaczenie tej rocznicy, nie lekceważyły jej, nie próbowały rozbijać jej tak, jak 50 lat wcześniej Millennium było polem walki dwóch interpretacji polskiej historii. Teraz tego sporu nie było. Zdecentralizowanie tych obchodów, fakt, że one się odbywały w bardzo różnych miejscach w całej Polsce – to, że czasem mogło to mieć charakter akademii gdzieś w jakimś bardzo małym miasteczku czy w szkole podstawowej na wsi – ma jeszcze większy sens niż te centralne uroczystości. To pokazuje, że konsekwencje tego, co stało się 1050 lat temu, dotyczą nas wszystkich. Nie tylko prezydenta, nie tylko prymasa Polski czy Episkopatu, ale wszystkich. Bardzo ważny jest kontekst, jakim jest dla tej rocznicy, odnowienie żywego pytania o to, co znaczy być Polakiem? Czy warto być Polakiem? To pytanie zderza się z sugestią, że może już nie warto, że trzeba się było rozpłynąć we wspólnocie europejskiej, porzucić i wyrosnąć z tej starej skóry polskiej, że chrześcijaństwo też już jest passe, można je wyrzucić na śmietnik historii. Zmiana polityczna, która się w Polsce dokonała w zeszłym roku, turbulencje całej Europy, w których został postawiony pod znakiem zapytania sens projektu: Europa postnarodowa, postchrześcijańska, postreligijna – to wszystko w nowym świetle postawiło znaczenie ciągłości, trwałości chrześcijańskiej inspiracji w naszych dziejach i znaczenie chrześcijańskiego charakteru Polski w Europie. Rocznicowym obchodom nadało to żywej, aktualnej treści. Spowodowało to, że nie była to martwa rocznica, ale okazja do stawiania aktualnych pytań. Te pytania będą się odnawiały w związku z następną dużą rocznicą – stulecia odzyskania niepodległości.
Pracuje Pan nad monumentalnymi Dziejami Polski, których dwa tomy już się ukazały. Czy w tej pracy coś Pana zaskoczyło właśnie w zakresie naszej chrześcijańskiej tożsamości?
– Ciągle jestem zaskakiwany i ciągle się czegoś dowiaduję. Żeby napisać jeden tom, muszę przeczytać dziesiątki, setki książek czy artykułów, bo próbuję opierać się na współczesnym stanie badań. Uczę się bardzo dużo i to jest największa dla mnie korzyść z pisania tych dziejów. Odkrywam także nowe konteksty, nowe sposoby przejawiania się chrześcijańskiej tożsamości w polskich dziejach. Akurat wchodzę w burzliwy okres XV w. i spory, czy pójść z husytami, wybrać kontestowanie papiestwa i uniwersalizmu chrześcijańskiego, którego podstawą jest Rzym, czy zostać przy rzymskim widzeniu naszego chrześcijaństwa. Na każdym etapie historii odnajduję historyczne zakorzenienie naszych aktualnych pytań. I to jest dla mnie fascynujące. Na tylu przykładach – że nie jestem w stanie ich wszystkich wymienić – wciąż jestem zaskakiwany.