Logo Przewdonik Katolicki

Nic śmiesznego

Piotr Zaremba

Kaleka, chyba Dzwonnik z Notre Dame, skarży się, że jego matka „połakomiła się na 4 tysiące złotych”. Co czuje młody człowiek o widocznym kalectwie, patrząc na taki rysunek?

Może nie połowa, ale jedna trzecia moich felietonów dla „Przewodnika Katolickiego” kończy się narzekaniem na sposób, w jaki się komunikujemy, dyskutujemy i spieramy. Triumf logiki memu internetowego nad logiką rozmowy jest dla mnie oczywisty, przy czym do ogólnoświatowych zmian na medialnej mapie (triumf internetu) dochodzi ostrość podziału politycznego w Polsce. Ale on też z wolna przestaje być naszą specjalnością zakładu. Choć może u nas ostrzejszy niż gdzie indziej, bo jeszcze nierozstrzygnięty w wielu sferach jest spór światopoglądowy, obyczajowy, cywilizacyjny. Ale Zachód też zaczyna do niego wracać. Spór jest wartością to fakt. Język sporu jednak mnie przeraża i nikt nie jest tu aniołkiem. „Wiadomości” z TVN-em uderzają jeden w drugiego, w grę wchodzi najbardziej toporna propaganda. Z wolna się na to znieczulamy.
A jednak, kiedy zobaczyłem rysunek Andrzeja Mleczki na czwartej stronie tygodnika „Polityka”, zamurowało mnie. Nie o to chodzi, że tygodnik aspirujący do miana poważnego sięga po stylistykę memu częściej od innych. Ale że przekroczył zdawałoby się utrwaloną, choć niepisaną zasadę: nie śmiejemy się ze wszystkiego. Na rysunku pokręcony fizycznie kaleka, chyba Dzwonnik z Notre Dame, bo przy drodze ze strzałką do słynnej katedry, skarży się przechodniowi, że jego matka „połakomiła się na 4 tysiące złotych”. To oczywiście nawiązanie do niedawnego sporu o ustawę, którą obecny rząd próbował zniechęcać kobiety do aborcji. Ale przecież celem „satyry” nie są twórcy ustawy, z którą można się spierać, ale… no właśnie kto? Nieszczęsne istoty, które nie powinny się urodzić? W każdym razie tak to można zrozumieć. Mleczko, sędziwy klasyk inteligentnej satyry, właściwie czymś takim kończy swoją karierę. Podobno popadł na stare lata w antyprawicową obsesję, ale przecież, powtórzmy, nie śmieje się z PiS. A ja próbuję sobie wyobrazić, w jaki sposób inni, mający o sobie zwykle wysokie zdanie, członkowie kierownictwa „Polityki” akceptowali ten rysunek. Była na ten temat jakaś dyskusja? Przemknęło, bo Mleczko jest nietykalny? Może ktoś miał inne zdanie?
To zresztą nie jedyny przypadek, bo w internecie miał miejsce inny incydent. Pewien prawicowy polityk zawiesił fotkę swojego dziecka z zespołem Downa. Na to pewna pani, związana z obecną opozycją dodała podpis „czysty tata”. Pewna moja znajoma wdała się ze mną w dyskusję, co w tym złego. Myślała, że ta pani z dobrego serca. Tłumaczyła mi, że nie mogła uwierzyć, że ktoś może się zdobyć na taką podłość.
Ale takie wojny w sieci mają można by rzec naturę spontaniczną. A tu kolegium redakcyjne, albo jakieś węższe ciało poważnego tygodnika, zadecydowało na zimno.  Co więcej, zgodnie z najnowszymi trendami w czymś, co trudno już nazwać dyskusją. Ponieważ w Polsce dominują jednak nastroje antyaborcyjne, trwa wielka kampania znieczulania, także językowego. W „Gazecie Wyborczej” co i rusz pojawiają się pogadanki o tym, jak nie mówić dziecko, a zygota. Jak osłabiać dylematy moralne tych, co je mają. Ten rysunek, choć trochę z boku, też się w to wpisuje. Zarazem jest wielką kpiną z politycznej poprawności, w końcu dzieła lewicy i liberałów. W jej ramach odrzuca się różne dowcipy i ostre sformułowania po to, żeby jednej czy drugiej grupie „nie było przykro”. A tu? Wyobraźcie sobie młodego człowieka o widocznym kalectwie. Ma pomyśleć, tak do bólu pomyśleć, o śmieszności i absurdzie swojego istnienia. Tak na całego, bez niedomówień. Bo tak zdecydowali podczas jakiegoś porannego planowania, zapewne w poniedziałek,  bo wtedy ten tygodnik się zamyka, spece z „Polityki”.
Gdzie my jesteśmy? Do jakiego punktu doszliśmy. Gdzie zabrniemy w takim tempie? Co jest na końcu?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki