Logo Przewdonik Katolicki

Kościół jednający się z sobą

Paweł Milcarek

Czytając Ostatnie rozmowy z Benedyktem XVI zdałem sobie jeszcze raz sprawę, że w naszych kościelnych rozmowach o możliwościach pojednania z tą czy inną grupą rzadko lub nigdy nie pozwalamy sobie na odważną myśl o pojednaniu nas wszystkich, całego Kościoła z naszą tożsamością idącą z przeszłych wieków.

O takim „pojednaniu Kościoła z sobą samym” mówi papież emeryt nieprzypadkowo w kontekście swojego aktu udostępnienia liturgii tradycyjnej: „Zawsze powtarzałem i wciąż to podkreślam: jest rzeczą ważną, żeby to, co przedtem stanowiło w Kościele dla ludzi świętość, nie stało się nagle czymś zabronionym. Nie może być tak, że społeczność nagle degraduje coś, co uważało za przynależne do jego istoty. (…) Stąd też nie chodziło mi o aspekt taktyczny, czy Bóg wie co jeszcze, lecz o wewnętrzne pojednanie Kościoła ze sobą samym”. Zapytany, czy udostępnienie tradycyjnej liturgii łacińskiej należy rozumieć jako „wyjście naprzeciw Bractwu Świętego Piusa X (iluż tak nie głosi?), Benedykt XVI reaguje wykrzyknikiem: „To absolutnie niewłaściwe podejście!”. I wyjaśnia jeszcze raz: „Zależało mi na tym, żeby sam Kościół utożsamił się wewnętrznie z własną przeszłością; żeby to, co wcześniej było święte, nie stało się nagle błędne”.
Trzeba zaznaczyć, że te słowa z Ostatnich rozmów nie są jakąś nagle ujawnioną tajemnicą. Dokładnie to samo Benedykt XVI napisał – jeszcze szerzej, dokładniej – w liście skierowanym do wszystkich biskupów Kościoła w związku z wydaniem motu proprio Summorum Pontificum w 2007 r. Czy biorąc to wszystko pod uwagę, mógłby ktoś obecnie twierdzić, że poprzedni papież traktował udostępnienie „starej liturgii” jako „koncesję dla lefebrystów”? Owszem, mógłby narzucać taką opinię, jeśli jest mu to bardziej w smak – ale w całkowitej kontrze do intencji Benedykta. Papieżowi nie chodziło o zgodę, by tradycjonaliści mieli nareszcie swoje ulubione rytuały – lecz o to, by sprawowanie dawniejszych rytów było ćwiczeniem duchowym w pamięci i czci dla całego Kościoła.
Być może nie wszyscy tak to sobie „ustawiają”. Ma się czasami wrażenie, że dla tego czy owego jedynym uzasadnieniem jako takiej dostępności „liturgii trydenckiej” jest ustępstwo dla partykularnej wrażliwości grupowej. Czas by pomyśleć – razem z papieżem emerytem – że to nie taktyka i nie uprzejmość, lecz pojednanie Kościoła z jego wielowiekową tożsamością. Nasze pojednanie – o którym warto przypomnieć w upływającym nam miesiącu szczególnego „świętych obcowania”.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki