Przeżywamy kolejną odsłonę sporu o formę prawnej ochrony życia dzieci nienarodzonych. Sejm zdecydował o skierowaniu do dalszych prac w komisjach radykalnego projektu ustawy całkowicie zakazującego aborcji i przewidującego karanie kobiet. Wątpię, czy ten projekt ma jakiekolwiek realne szanse na akceptację parlamentu. Nie są wobec niego entuzjastycznie usposobieni miarodajni przedstawiciele Episkopatu Polski, a obecna większość parlamentarna wydaje się go traktować jak kukułcze jajo. Jaki jest zatem cel zgłaszania tego typu inicjatyw, które budzą ogromne kontrowersje i wątpliwości również tych, którym bliska jest idea poszerzenia zakresu obrony życia osób nienarodzonych? Jestem daleki od podważania szczerości intencji środowisk, które uważają obecny kompromis aborcyjny za niewystarczający. Kierują się one bez wątpienia godną podziwu konsekwencją w dążeniu do ratowania tych istnień ludzkich, którym wielu odmawia człowieczeństwa, pogardliwie nazywając płodem czy zygotą. Pojawia się jednak pytanie, czy ta moralna jednoznaczność i bezkompromisowość ma szansę być skuteczną w obronie dzieci, których prawo w obecnym kształcie nie broni w dostatecznym stopniu: poczętych w wyniku gwałtu i tych, których wady rozwojowe nie mają charakteru letalnego (śmiertelnego), np. z zespołem Downa?
To pytanie ma głębszy wymiar. Co powinno kierować nami w kwestii tak fundamentalnej dla naszej chrześcijańskiej tożsamości, jak obrona podstawowego prawa osoby ludzkiej – prawa do życia? Czy wola pokazania zepsutemu światu naszego poglądu w sposób najbardziej fundamentalny i bezkompromisowy, czy pragnienie skutecznego chronienia życia jak największej liczby osób? Chronienia zarówno dziś, jak i w przyszłości! Obawiam się, że zaprezentowany w parlamencie projekt nie będzie skuteczny. Już dziś widzimy, jak bardzo zaktywizowały się środowiska, które także chcą zerwać obecny kompromis, ale po to, aby ułatwić dostęp do aborcji. Zaczęła się rodzić atmosfera histerii, w której nie ma miejsca na nic poza emocjami. Czy w ten sposób skutecznie ochronimy życie jak największej liczby dzieci? Wątpię. Fundamentalizm etyczny, nieliczący się z wrażliwością ludzi, którzy borykają się z codziennymi egzystencjalnymi problemami, wieść może do opłakanych konsekwencji. Lęk przed domniemanym wtrącaniem kobiet do więziennych cel może ułatwić w przyszłości liberalizację prawa aborcyjnego. Co zatem bardziej sprzyja realnej obronie życia poczętego: ideowa jednoznaczność czy rozsądny kompromis w sprawie niekarania kobiet? A skuteczność wymaga, niestety, kompromisu.