Katechizm Kościoła katolickiego głosi, że: „Poszanowanie i rozwój życia ludzkiego domagają się pokoju” i dodaje, iż działanie na rzecz unikania wojny jest „obowiązkiem wszystkich rządzących i obywateli”. Stanowisko to w przeszłości nie było przez Kościół wyrażane w sposób tak bezkompromisowy i konsekwentny, dziś jednak nikt nie może mieć wątpliwości, że jak głosił to z mocą Jan Paweł II: „Wojna zawsze jest porażką ludzkości”. Jednoznaczność ta była konsekwencją pozbawienia papieży świeckiej, realnej władzy nad Państwem Kościelnym, wydarzenia, które ówcześni katolicy postrzegali jako krzywdę i cios dla Kościoła. Dokonało się to w roku 1870 i zostało potępione przez papieża Piusa IX. Dziś widzimy, że była to „błogosławiona krzywda”, która uwolniła Stolicę Apostolską od większości świeckich, politycznych uwikłań. Odbierając splendor i blichtr panowania, wzmocniła autorytet oparty nie na „dywizjach”, ale na sile moralnej i duchowej. Oddziaływanie poprzez apelowanie do sumień nie jest jednak jedyną metodą, którą stosuje Stolica Apostolska w dążeniu do przeciwdziałania konfliktom zbrojnym. Jej działania mają też wymiar bardziej materialny i rozgrywają się na polu dyplomacji. Watykan, posiadając od roku 1929 status niepodległego państwa, dysponuje bowiem własnym ministerstwem spraw zagranicznych, czyli Sekretariatem Stanu i rozbudowaną siecią kontaktów międzynarodowych, utrzymywaną za pośrednictwem wysoko wykwalifikowanej służby dyplomatycznej. Jej sprawność, dyskrecja i wiedza są wręcz legendarne a fakt, iż reprezentuje ona interesy Kościoła katolickiego, instytucji ponadnarodowej, przydaje jej wielki walor: negocjatora, arbitra i rozjemcy w konfliktach międzynarodowych. Przyjrzyjmy się kilku wybranym działaniom dyplomacji watykańskiej w ostatnich dziesięcioleciach, podejmowanym w imię ratowania pokoju. Pamiętajmy przy tym, że były one i są nadal otoczone nimbem dyskrecji, wiele dokumentów nie ujrzało jeszcze światła dziennego, nasza wiedza w tych kwestiach pozostaje zatem wciąż bardzo fragmentaryczna.
Jan XXIII i kryzys kubański
Jesienią roku 1962 rozegrał się prawdopodobnie najgroźniejszy epizod zimnej wojny, którą toczyły ze sobą wówczas ZSRR i USA. Na Kubie, którą od dwóch lat rządził prosowiecki reżim Fidela Castro, zaczęto potajemnie budować wyrzutnie rakiet, które mogłyby zagrozić pobliskim brzegom Stanów Zjednoczonych. Sytuacja taka naruszała kruchą równowagę sił między supermocarstwami, było to więc strategiczne wyzwanie rzucone Ameryce. Ówczesny prezydent USA J.F. Kennedy zareagował zdecydowanie, zarządzając blokadę morską Kuby i nakazując ostrzelać każdy statek, który usiłowałby ją naruszyć. Stworzyło to sytuację skrajnego zagrożenia pokoju, jako że do wybrzeży Kuby zmierzała sowiecka flota transportująca rakiety służące do przenoszenia ładunków nuklearnych. Kilkanaście dni skrajnego napięcia w październiku 1962 r., gdy wybuch światowego konfliktu wydawał się nieuchronny, zakończyło się jednak ustępstwami obu stron i zażegnaniem groźby III wojny światowej. W tym zaskakująco pomyślnym powstrzymaniu marszu ku wojnie ważną rolę odegrał papież Jan XXIII. Co ciekawe, było to szczególnie mocno podkreślane przez ówczesnego przywódcę sowieckiego N. Chruszczowa. „To, co papież uczynił dla pokoju... przejdzie do historii”, powiedział później. Nie wiemy zbyt wiele o działaniach dyplomatów watykańskich w tamtym czasie, znamy jednak apel Jana XXIII skierowany do przywódców obu supermocarstw, w którym „drżącymi wargami” wołał: „Słuchajcie swojego sumienia, słuchajcie krzyku bojaźni, który wznosi się do nieba ze wszystkich części świata od niewinnych dzieci po starców, od osób i wspólnot: Pokój! Pokój!”. Polityka nie zna sentymentów i dlatego trudno zakładać, że papieskie słowa poruszyły sumienia polityków i wpłynęły na ich decyzje. Wypada raczej uznać, że ludzkie i wielkoduszne gesty Jana XXIII wobec komunistycznego Wschodu i jego wezwania do pokoju wyrażone w encyklice Pacem in terris (Pokój na świecie) dały mu pozycję arbitra w sporze między Wschodem i Zachodem, której nie posiadał jego, niezłomny w swym antykomunizmie, poprzednik Pius XII. Mógł się zatem głosu papieża Jana uchwycić także Chruszczow, co dało mu szansę na względnie honorowe wycofanie się z całej, lekkomyślnie rozpętanej przez siebie, afery.
Jan Paweł II i konflikt o Kanał Beagle
Zupełnie innych aktorów, inny przebieg i inny również wymiar miał spór, który rozgorzał w początkach pontyfikatu Jana Pawła II. Toczył się on pomiędzy Argentyną i Chile, a jego przedmiotem był tzw. Kanał Beagle, cieśnina położona na południowym krańcu Ameryki Południowej między wyspami archipelagu Ziemia Ognista. Oba państwa spierały się o nią już od bez mała wieku, a w roku 1978 doszło do eskalacji konfliktu, który zaczął grozić wybuchem wojny, a w efekcie destabilizacją całego, ważnego strategicznie, regionu. Pamiętajmy, że trwała ówcześnie wciąż zimna wojna, co powodowało, że każdy tego typu konflikt mógł być groźny dla pokoju światowego. W grudniu 1978 r., a więc zaledwie w kilka miesięcy po wyborze, Jan Paweł II podjął się mediacji między Argentyną a Chile, w momencie gdy oba kraje prowadziły już zaawansowane przygotowania do konfliktu zbrojnego. W dość bezprecedensowy sposób zaangażował swój własny autorytet i wykorzystał coś, co nie było do tej pory praktykowane przez watykańską dyplomację, która specjalizowała się w działaniach dyskretnych, toczonych poza obszarem medialnego rozgłosu. Tym razem papież osobiście zatelefonował do przywódców obu zwaśnionych krajów, zaproponował mediację i polecił poinformować o tym fakcie światowe media. Był to swoisty „święty szantaż”, „propozycja nie do odrzucenia”. Argentyński dyktator Jorge Videla i jego chilijski antagonista Augusto Pinochet, obaj demonstrujący swój katolicyzm, nie mogli jej zlekceważyć. Rokowaniom przewodniczył wytrawny watykański dyplomata kard. Antonio Samore, o każdym ich szczególe na bieżąco informował papieża, spotykał się także z mediami i regularnie odprawiał szeroko nagłaśniane nabożeństwa w intencji pokoju. Takie sprzężenie akcji dyplomatycznej i oddziaływań na emocje opinii publicznej przyniosło sukces. 8 stycznia 1979 r. podpisano tzw. Akt z Montevideo, w którym strony oficjalnie zwracały się do Stolicy Apostolskiej z prośbą o przeprowadzenie mediacji i przyrzekały bezwarunkową akceptację jej wyników. Tego samego dnia przywódcy obu państw wydali rozkaz demobilizacji wojsk. Cały konflikt zakończył się ostatecznie 23 stycznia 1984 r., gdy przedstawiciele obu państw podpisali w Watykanie Deklarację o Przyjaźni i Pokoju.
Jan Paweł II i wojna w Iraku
Kolejny przykład zaangażowania Stolicy Apostolskiej w ratowanie pokoju to próba powstrzymania interwencji USA i ich sojuszników w Iraku, w 2003 r. Zakończyła się ona niepowodzeniem, do wojny doszło. W jej wyniku został obalony reżim Saddama Husajna, ale konsekwencje destabilizacji, która nastąpiła później, odczuwamy do dziś choćby w postaci narodzin zbrodniczego tzw. Państwa Islamskiego, konfliktu w Syrii i fali uchodźstwa z tamtego regionu. Atak na Irak był w 2003 r. przedstawiany często jako tzw. wojna prewencyjna, uderzenie, które miało zapobiec użyciu broni masowego rażenia, którą jakoby reżim Saddama posiadał. Dziś wiemy, że uzasadnienie to było nieprawdziwe. Jan Paweł II stanął wówczas wobec trudnego wyzwania. Wielu jego zwolenników i obrońców, jak choćby amerykańscy konserwatyści katoliccy George Weigel, Michael Novak i Richard Neuhaus, demonstrowało prowojenną postawę, próbując nakłonić go do wsparcia polityki administracji George’a Busha jr. Papież zareagował twardo. „Nie wolno uciekać się do wojny nawet, gdy chodzi o tzw. dobro wspólne”, powiedział. Bezkompromisowo, wbrew wielu opiniom, próbował do ostatniej chwili powstrzymać konflikt. Nie wahał się rzucić na szalę swego autorytetu, wysyłając jako swoich osobistych przedstawicieli kard. Rogera Etchegaraya do Bagdadu i kard. Pio Laghiego do Waszyngtonu. Bezskutecznie! Czy jednak była to klęska całkowita? Jeśli tak, to jedynie w wymiarze polityki bieżącej. Po latach widać, że jednoznaczny opór Jana Pawła II wobec ataku na Irak spowodował, że wojna ta nie została powszechnie odebrana w świecie islamu jako krucjata chrześcijaństwa przeciw wierze Proroka. Nie można było wiarygodnie używać argumentu, że jest to wojna religijna, skoro największy duchowy autorytet chrześcijaństwa tak zdecydowanie ją potępił. Ten przykład pokazuje, co w działaniach dyplomacji watykańskiej jest, szczególnie w ostatnich dziesięcioleciach, najważniejsze: zespolenie profesjonalnej sprawności z wymiarem duchowym, obrona nie tylko własnego wąskiego interesu, ale przede wszystkim praw osoby ludzkiej, do których należy prawo do życia w pokoju.