W chwaleniu tym nie ma nic pychy – to lokalna duma i radość, że własnymi skarbami można podzielić się z innymi. Pretekstem najczęściej są jubileusze, ale nie tylko: w różnych miejscach archidiecezji lokalne społeczności wydają coraz to nowe książki, które na celu mają swoim przypomnieć, a obcych zachwycić. Co ciekawe, w ich powstawanie angażują się nie tylko księża, ale przede wszystkim świeccy, często duże ich grupy.
Markowicka koronacja
W ubiegłym roku sanktuarium Matki Bożej Królowej Miłości i Pokoju Pani Kujaw w Markowicach przeżywało jubileusz 50-lecia koronacji słynącej łaskami figury. Jednocześnie na terenie parafii obecny jej proboszcz, ks. Jacek Dziel odnalazł film, nagrany podczas pamiętnych uroczystości
w 1965 r. Film okazał się doskonale zachowany i bardzo dobrze zmontowany. Aż szkoda było nie wykorzystać go podczas jubileuszu, przypominając jednocześnie mieszkańcom wsi tamte wydarzenia. Przy okazji pojawiła się myśl, by archiwalne nagrania i fotografie uzupełnić świadectwami tych, którzy pamiętają koronację i przygotowania do niej. Zaangażowanie wielu osób pozwoliło zebrać te wspomnienia. Na spotkanie do markowickiego klasztoru przyszli ludzie, którzy niegdyś jako dzieci pierwszokomunijne witały Prymasa Tysiąclecia, służyli do Mszy św. jako ministranci czy sprzątali otoczenie klasztoru przed uroczystościami koronacyjnymi. Pani Bożena Kruszczyńska wspominała wtedy: – Kto tylko umiał szyć, do maszyny siadał. Któraś z sióstr służebniczek miała uszyć baldachim z czerwonego atlasu nad figurę Matki Bożej. O. Kupka był bardzo wymagający, a ona im bardziej się starała, tym gorzej jej to wychodziło. Na dodatek warunków do szycia nie było, nie było gdzie ustawić maszyny, materiał był ogromny i trudny do szycia. Kiedy w końcu trzeci z kolei baldachim udało jej się uszyć, to gotowy przypadkiem poplamiła. Wielka katastrofa…
W ten sposób – z pozbieranych pamiątek, fotografii i świadectw ludzi powstały kolejne ślady dla potomnych: kolejny film i książka, opowiadająca o dawnych wydarzeniach. W Markowicach można nie tylko cieszyć się współczesnym pięknem sanktuarium, ale również zajrzeć w przeszłość, która może być powodem do dumy.
Pakoska pamięć
40-lecie parafii pw. Pana Jezusa Ukrzyżowanego i Najświętszej Maryi Panny Bolesnej w Pakości stało się okazją do tego, by przypomnieć mieszkańcom Pakości o jednym z większych wydarzeń z dziejów owej parafii – o nawiedzeniu Pakości przez cudowny obraz Czarnej Madonny. Dzieła tego podjął się Zbigniew Wojciechowski, który oprócz opisywania historii, postanowił w książce umieścić również fotografie i opowieści o przydrożnych krzyżach i kapliczkach w okolicy Pakości, często już nieistniejących. Praca ta wymagała nie tylko dotarcia do archiwalnych fotografii i dokumentów, ale również rozmów z wieloma ludźmi, których pamięć często ocala to, co nie zachowało się na piśmie.
– W latach 1977–1991 proboszczem pakoskiej parafii był o. Tadeusz Goj OFM – wspomina Zbigniew Wojciechowski. – Chodząc po kolędzie, poznał moje hobby, pisałem artykuły do czasopism. Zaprosił mnie do rozmowy na temat nawiedzenia obrazu z Jasnej Góry. Wyposażył mnie w aparat fotograficzny „Smiena” i gruby brulion. W czasie nawiedzenia pisałem kronikę i robiłem zdjęcia. Mój maszynopis przeleżał ponad 35 lat. Teraz z pożółkłych kart czytam i opisuję jedno z największych wydarzeń religijnych w naszym mieście w czasach PRL-u.
Tłumacząc, dlaczego zajął się również tematem przydrożnych krzyży, pan Wojciechowski tłumaczy: – Czas zaciera ślady naszej historii. Teraz właśnie nadarza się okazja, by uchronić od zapomnienia piękno krajobrazu kujawsko-pałuckiego, w którym widać stojące symbole naszej wiary i kultury chrześcijańskiej. Źródła, jakimi się posługuję, to często opowiadania ludzi, którzy powtarzają przekazy, jakie usłyszeli z ust swoich dziadków czy pradziadków. Czerpię również z archiwum parafialnego. Oby zachęciło to innych do poznania uroków przydrożnych figur i krzyży i stało się impulsem do opieki nad nimi i zachowania pięknej tradycji naszych przodków.
Opowieści o kapliczkach często są zwyczajne – ale bywają i zupełnie niezwykłe. W Jankowie przy figurze pieśni maryjne wraz z katolikami lubiła śpiewać miejscowa baronowa i dziedziczka z jankowskiego pałacu, protestantka. Nijak się to miało do jej wiary, ale lubiła melodie katolickich pieśni. Św. Wawrzyńca z Kościelca miejscowi pamiętają, bo jako młodzieńcy zwykle spotykali się pod kolumną i grywali tam w karty. Opowiadają również, że w tym miejscu jest kurhan z czasów potopu i że pod kolumną Wawrzyńca pochowani są Szwedzi, pobici przez wojska Stefana Czarnieckiego. Niestety żadne dokumenty tych opowieści nie potwierdzają, a archeologów na świadków nikt nie wzywał… Figurę św. Józefa w Kościelcu sprofanować mieli Niemcy w czasie II wojny światowej, zrzucając ją w cokołu i ciągnąć przez całą wieś, by w końcu porzucić ją przy cmentarzu.
Strzeleńskie tajemnice
Strzelnu i jego zabytkom poświęcił dużą część swojego życia Damian Rybak, od kilkunastu lat kustosz i przewodnik po strzeleńskiej bazylice i rotundzie, a przy okazji również fotograf i rzeźbiarz. Celem opracowanej przez niego publikacji jest przede wszystkim promocja bezcennych zabytków miasta i gminy Strzelno. Wielką wartością wydanej pod koniec ubiegłego roku publikacji jest to, że autor nie skupia się w niej wyłącznie na tym, co powszechnie znane – na strzeleńskiej bazylice czy markowickim sanktuarium – ale dociera również do maleńkich, mało znanych wsi i wiążących się z nimi historii oraz pokazuje sylwetki ludzi, którzy ze Strzelna i okolic pochodzą, a odnosili lub nadal odnoszą sukcesy w świecie. Kto spoza Strzelna dotarł do Izby Kujawskiej w Szkole Podstawowej im. A.A. Michelsona? Kto wie, że zobaczyć tam można bogate zbiory etnograficzne z regionalnymi strojami ludowymi, replikami mebli, haftami, malowidłami i ludowymi rzeźbami? Kto wie, w którym miejscu znajdowała się w Strzelnie synagoga? Kto stanął przed kapliczką przydrożną w Rzadkwinie ze świadomością, że ona jedyna w okolicy przetrwała bez szwanku II wojnę światową? Kto słyszał o Jerzym Wojciechu Szulczewskim z Cienciska, powstańcu wielkopolskim, ale też wielkim etnografie i przyrodniku, który spisał legendy i obrzędy z terenu Kujaw? To tylko niektóre niespodzianki, które nieświadomie mijamy być może każdego dnia.
Dobrze, że są pasjonaci. Dobrze, że są ludzie, którzy nie tylko wiedzą lub pamiętają więcej, i którym nie szkoda czasu i sił na to, by swoją wiedzą dzielić się z innymi. Wystarczy tylko brać, a już nikt nie zarzuci nam, że cudze chwalimy, a swego nie znamy.