Logo Przewdonik Katolicki

Rób ze mną, co chcesz

Ks. Krzysztof Porosło
Fot. ATEF SAFADI/epa_pap

Długo zastanawiałem się nad tym, dlaczego w kalendarzu liturgicznym znajduje się święto Podwyższenia Krzyża. Czy nie mogło być po prostu nazwane świętem Krzyża? Jak wywyższyć krzyż w swoim życiu?

Wiele wyjaśnia historia tego święta, dlatego musimy się wybrać na wycieczkę aż do Jerozolimy IV w. Wtedy to zgodnie z tradycją w 326 r. święta Helena, matka cesarza Konstantyna Wielkiego, miała odnaleźć relikwie krzyża. Cesarz, który zaangażował się w sprawę chrześcijaństwa, miał wysłać tam swoich najlepszych architektów, aby w tym miejscu – dokładnie na Golgocie – wybudowali bazylikę. Postawiono tam dwie świątynie – jedna została poświęcona krzyżowi świętemu (niektórzy nazywają ją bazyliką Męczenników) i połączono ją z drugą bazyliką – Anastasis – bazyliką Zmartwychwstania.

Celebracja podniesienia krzyża
W powstaniu obu bazylik należy upatrywać źródła święta Podwyższenia Krzyża. Data zakończenia budowy budzi niepewność, gdyż źródłem, na którym się opieramy, jest dość niekompletny zapis z Historii kościelnej Euzebiusza z Cezarei, który podaje, że miało to miejsce w 335 r. Dokument nie mówi jednak, w jakich okolicznościach się to wydarzyło, i nie podaje dokładnej daty dziennej. Również w Dzienniku Egerii (pątniczka, która w latach 381–384 pielgrzymowała do Ziemi Świętej, opisując przebieg swojej wędrówki) znajdujemy informację o tym, że obie bazyliki zostały wybudowane i dedykowane, ale i tu mniszka nie podaje, kiedy ten fakt miał miejsce. Pada jednak informacja, że stało się to w związku z odnalezieniem relikwii krzyża świętego na miejscu, na którym nasz Pan oddał swoje życie dla naszego zbawienia, a później zmartwychwstał.
Tak przedstawiają się dość skąpe źródła historyczne, którymi dysponujemy. Święto zaczyna się jednak rozwijać i tak naprawdę jest związane z rocznicą dedykacji, czyli poświęcenia obu kościołów. Armeński lekcjonarz jerozolimski z V w. podaje, że 13 września wspominano poświęcenie bazyliki Zmartwychwstania, natomiast dzień później, 14 września, świętowano poświęcenie bazyliki Krzyża Świętego, związanej właśnie z relikwiami krzyża. W czasie tej liturgii sprawowano obrzęd podniesienia, czyli ukazania wiernym relikwii krzyża. Tu należy upatrywać źródła samej nazwy święta – jest to święto ukazania relikwii, podniesienia ich tak, żeby wszyscy mogli widzieć znak naszego zbawienia.
Święto z czasem zaczyna się rozprzestrzeniać coraz bardziej, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Najpierw pojawia się w tych miejscach, w których relikwie krzyża już były. Cyryl Jerozolimski w swoich katechezach podaje informację, że relikwie krzyża zostały bardzo szybko podzielone na małe fragmenty, które rozesłano po całym Kościele. W tych miejscach, w których można było uroczyście podnieść i ukazać relikwie krzyża oraz udzielić nimi błogosławieństwa, świeto podwyższenia rozwijało się jako pierwsze. Z czasem jednak skoncetrowano się na samym znaku krzyża, wiedząc, że relikwie krzyża nie mogą się znaleźć w każdym kościele na świecie. Ciekawa jednak sytuacja występuje w rzymskim kalendarzu liturgicznym, gdzie aż do reformy kalendarza sprzed Soboru Watykańskiego II znajdują się dwa praktycznie identyczne święta: jedno obchodzone 14 września, drugie zaś 3 maja. Dlaczego aż dwukrotnie świętowano tę samą tajemnicę?
Bardziej prawdopodobne z wyjaśnień mówi, że 3 maja świętowano Podwyższenie Krzyża ze względu na wspomnienie wydarzenia, które miało miejsce w VII w. 20 maja 614 r. król Perski Chosroes II napadł na Jerozolimę i zrabował większość kościołów. Wtedy też biskup Jerozolimy poniósł śmierć męczeńską a relikwie krzyża zostały skradzione. Kilkanaście lat później cesarz Herakliusz odbił relikwie, pokonując władcę perskiego. Miało to miejsce właśnie 3 maja. Na pamiątkę odzyskania relikwii w Kościele zachodnim zaczęto świętować tajemnicę krzyża właśnie w tym dniu. Po reformie kalendarza zostawiono tylko jedno z tych świąt – 14 września.

Rób ze mną, co tylko chcesz
To była historia kształtowania się święta Podwyższenia Krzyża. Jednak dużo ważniejsza jest treść tego święta i jego duchowe przeżycie. Jaki związek ma to święto z moim życiem, z moją codziennością? Co to znaczy, że krzyż ma zostać we mnie podwyższony? Z podpowiedzią przychodzi nam kolekta, czyli główna liturgiczna modlitwa tego święta. Zaczyna się ona od słów: „Wszechmogący Boże, Syn Twój posłuszny Twojej woli, poniósł śmierć na krzyżu, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni”.
Sądzę, że właśnie w słowie „posłuszeństwo” kryje się bardzo wyraźna wskazówka, jak przeżywać ten świąteczny dzień, a równocześnie co realnie dla mojego życia znaczy, że krzyż zostanie we mnie podwyższony. Celebrując Eucharystię, jedyne, co mogę Bogu ofiarować, to moją wolność, wszystko inne należy do Niego. Mogę stanąć wobec Niego z wewnętrzną zgodą podporządkowania mojego życia Jego woli, ze słowami modlitwy: „Rób ze mną, co tylko chcesz”. W tej gotowości przyjmowania Bożej woli, która się wydarza w codzienności mojego życia, w tym, co przychodzi z każdym kolejnym dniem, w najpełniejszy sposób dokonuje się wywyższenie krzyża we mnie. To zgoda na to, aby Jezus Chrystus zakrólował w moim życiu, żeby owoce Jego krzyżowej ofiary wypełniały moje serce.
Tę teologię posłuszeństwa i krzyża rozwijał szwajcarski teolog Hans Urs von Balthasar. Wskazuje on, że krzyż Jezusa Chrystusa był sądem Bożym nad grzesznym światem. Konsekwencją grzechu zaś była śmierć. Balthasar retorycznie pytał, czy Bóg mógłby odpuścić, przymnknąć oko na zło świata, stwierdzić, że nic poważnego się nie stało, dlatego o problemie grzechu od razu zapominamy? Mógłby, jest przecież wolny w swoim działaniu. Mogłoby do wydarzenia krzyża nie dojść. Ale Bóg nas traktuje całkowicie serio, nasze życie i nasze wybory mają w Jego oczach wartość. Nie chce i niejako nie może zmieniać zasad w trakcie gry. Musiałby wtedy odebrać nam wolność, potraktować nas jak grę komputerową, w której nam nie idzie, a którą zawsze możemy wyłączyć i zacząć wszystko od nowa. Jednak Jego dar jest pełny, nasza wolność jest prawdziwa, a Bóg nie wycofuje się z zawartego z człowiekiem przymierza. Oznacza to jednak, że nasze wolne decyzje pociągają za sobą konsekwencje, że odcięcie się od źródła życia przez grzech naprawdę kończy się śmiercią, że Bóg nie żartuje kiedy mówi, że największym dramatem naszego życia jest grzech.
Jednakże Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, odpowiedział powagą wolnej decyzji na powagę Boga: wziął grzech świata na swoje barki. Jak powie św. Paweł: „Ten, co nie znał grzechu, sam stał się grzechem, aby nas usprawiedliwić”. Jezus wziął na siebie całą konsekwencję naszych błędnych wyborów. Właśnie tu kryje się cały dramat krzyża. Ten, co nie znał grzechu, co nigdy grzechu nie popełnił i nie miał z nim nic wspólnego, teraz musi się zmierzyć z całym ogromem i ciężarem ludzkiej winy. Ten, który cały był dla Ojca w swoim życiu, teraz doświadcza ciemności krzyża.

Posłuszeństwo Ojcu
Święty Bonawentura podkreśla, że ból fizyczny nie był największym bólem, którego doświadczał Jezus. Największym Jego dramatem była identyfikacja z sytuacją grzesznika, wejście w doświadczenie człowieka, który przez grzech oddala się od Ojca, zrywa z Nim relację. Chrystus doświadcza wtedy totalnego osamotnienia, doświadcza takiego momentu swojej egzystencji, w którym Ojciec wydaje Mu się jakby nieznany, jakby przestał rozumieć to, co Bóg czyni. Mimo to wchodzi On w całym posłuszeństwie w to misterium śmierci i krzyża. To Jego wolna decyzja miłości, chociaż równocześnie będąca całkowitym posłuszeństwem woli Ojca, w zaufaniu, że za tą ciemnością śmierci, kryje się już światło zmartwychwstania, chociaż jeszcze go nie widać.
Każdy z nas ma w swoim życiu takie doświadczenia nieobecności Boga, ciemności, w której wydaje się, że Boga nie ma w mojej historii, że przestał się mną interesować, że nie jestem dla Niego ważny. W takich momentach pozostaje tylko jedno: radykalne posłuszeństwo Bogu, który jest całkowicie Inny. Posłuszeństwo oparte na czystym akcie wiary w to, że Bóg jest i mnie kocha, w akcie wiary opartym na biblijnym objawieniu, kim i jaki jest Bóg. Mogę Go nie czuć, mogę Go nie widzieć, mogę Go nie słyszeć, może wszystko we mnie mówić, że Jego w tej sytuacji nie ma, ale ja wiem, że On jest, i aktem wiary uwielbiam Go w Jego obecności. Wiem, że On nie uczyni nic złego wobec mnie, że mnie nie skrzywdzi, że chce dla mnie tylko dobra. Właśnie przez całkowowite powierzenie się Bożej woli dokonuje się wywyższynie krzyża w naszym życiu. Jakże trafnie to ujął angielski benedyktyn John Chapman w swoich Listach o modlitwie: „Istnieje inny rodzaj pokoju, a polega on po prostu na tym, żeby chcieć tego, czego chce Bóg. […] Jedyne, co mamy zrobić, to przyjmować radośnie i chętnie, wszystkie okoliczności naszego życia i wszystkie skutki, które jak nam się wydaje one w nas wywołują”.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki