Logo Przewdonik Katolicki

Tramwajowi krytykanci

Jacek Borkowicz
Fot. Stanisław Rozpędzik/pap

Krytyka antykatolicka nabiera nowych kształtów. Odpowiedzią na nią są niezmiennie rady Jezusa z Ewangelii.

Na temat krytyki Kościoła oraz jej granic napisano już wiele, nie zamierzam powiększać tej listy kolejnymi teoretycznymi rozważaniami. Przypomnę tylko, że my, katolicy, mamy w tej mierze dwie uniwersalne wskazówki – słowa samego Jezusa. „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego mnie bijesz?” (J 18, 23). Tę czytelną zasadę winniśmy stosować w każdych czasach i w każdej sytuacji. Kolejny cytat odnosi się do samej – że tak powiem – procedury krytykowania. „Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18, 15–17). Również i te słowa nie pozostawiają wątpliwości co do kwestii, czy i jak mamy zło w Kościele krytykować, oraz – jak reagować na krytykę Kościoła ze strony innych. Także tych, którzy do Kościoła nie należą: również o nich mówi Jezus jako o braciach.
Rzecz w tym, że proste słowa z Ewangelii Mateusza są dla nas przewodnikiem w bardzo różnych sytuacjach, a także w zmieniających się czasach. Nie można kierować się nimi na ślepo, bez uprzedniego rozeznania konkretnego przypadku. Sądzę że owym „przypadkiem” jest dla nas dzisiaj polaryzacja polskiej sceny publicznej oraz idąca za nią fala antykatolickiej krytyki. Śmiem twierdzić, że jest to zjawisko na polskiej scenie nowe, ponieważ w III RP nigdy dotąd krytyka Kościoła nie przybrała charakteru tak systematycznego i tak zorganizowanego. Owszem, bywały czasy, gdy nas, katolików, krytykowano jeszcze ostrzej niż dzisiaj. Myślę tu o początku lat 90., kiedy to fakt, iż u steru rządów znajdowały się osoby związane ze Zjednoczeniem Chrześcijańsko-Narodowym odbijał się rykoszetem na opinii o całej katolickiej społeczności. Ale mimo wszystko tamta krytyka miała charakter w znacznej mierze spontaniczny. Wynikała z sytuacji, w której społeczeństwo ludzi ochrzczonych, lecz wychowanych w realiach komunistycznego systemu stykało się z postulatami powrotu Kościoła na scenę publiczną po raz pierwszy. Czy postulaty te były słuszne i w jakiej mierze – to już zupełnie inna sprawa, istotne jest, że reakcje krytyczne, z pewnością w wielu wypadkach przesadne, wynikały z zaskoczenia, z sytuacji „pierwszego starcia”.
 
Taka sytuacja
Dziś sytuacja jest już inna. Obie strony, tj. zwolennicy i przeciwnicy większej obecności Kościoła w życiu publicznym, zdążyły już w wyczerpujący sposób przedstawić swoje stanowiska. Wydaje się więc, że w wymiarze społecznym (nie w indywidualnym!) rozmowa zarówno „w cztery oczy”, jak i wobec „dwóch czy trzech świadków” już się odbyła i nie ma sensu powtarzać niektórych argumentów, gdy strona przeciwna najwyraźniej nie ma ochoty na podjęcie merytorycznej dyskusji i odgrzewa tylko stare zarzuty. Jednak z drugiej strony – nie ma takiej wojny ideowej, która by nas, katolików, upoważniała do całkowitego zatkania uszu na krytykę, płynącą z zewnątrz, a także z wnętrza Kościoła.   
Gdzie dzisiaj leży granica między sytuacją, w której możemy odpowiedzieć ideowemu przeciwnikowi: „Udowodnij, co było złego”, a przypadkami, w których pozostaje nam tylko wołanie: „Dlaczego mnie bijesz”?
Zanim spróbuję odpowiedzieć, powiem coś, co powiedzieć w tym miejscu należy: w polskim Kościele nie ma klimatu dla zdrowej krytyki. Wszyscy o tym wiemy, choć nie wszyscy o tym mówimy. To osobny temat. Tutaj interesuje on nas tylko w jednym wymiarze. Chodzi o to, czy w sytuacji braku swobodnego forum wymiany opinii na kościelnym gruncie my, katolicy, możemy wyrażać te opinie na forach niekatolickich?
Zasadniczo możemy. Fakt, że nie jest nam łatwo prowadzić swobodną dyskusję wewnątrz Kościoła może być tu dla nas przynajmniej częściowym usprawiedliwieniem. Jeżeli nasz głos krytyki podyktowany jest autentyczną troską o dobro wspólnoty, mamy prawo również w taki sposób starać się, aby nasz głos był usłyszany. Oczywiście jeśli uprzednio rozmawialiśmy „w cztery oczy”, a także w obecności „dwóch albo trzech świadków”.
Ale tutaj właśnie odzywa się paląca potrzeba rozeznania. Roztropność podpowiada nam granice, których przekraczać się nie godzi. Po pierwsze – nie powinniśmy przyłączać się do tych pozakościelnych inicjatyw, które próbują podejmować „naprawę” wspólnoty polskich katolików. Trawestując Broniewskiego, można powiedzieć, że są w Kościele rachunki krzywd, ale obca dłoń ich też nie przekreśli.
 
„Zatroskani” z Czerskiej
Jako koronny przykład niech posłuży przypadek „Gazety Wyborczej”. Pismo to już od wielu lat publikuje, co jakiś czas, kolejne listy „zatroskanych katolików”. Cudzysłów przy słowie „zatroskany” jest tutaj cytatem, nie zaś wyrazem ironii, bowiem głosy te bywały bardzo różne. Bardzo często – podkreślę te słowa – opinie te wynikały z troski autentycznej, choć nie zawsze można się było z nimi zgadzać. Dziś jednak publikacje te przeszły w inną jakość, czego chyba nie zdążyli zauważyć ci spośród nas, którzy nadal tam publikują. A stało się to za sprawą stojącego za nimi kontekstu, który tworzy fakt umieszczenia w „Gazecie” listu otwartego do papieża Franciszka. W liście, opublikowanym w kwietniu ubiegłego roku, wysuwane są postulaty „naprawy” polskiego Kościoła, także w kwestiach konkretnych roszad personalnych. Podpisał go redaktor naczelny Adam Michnik oraz publicysta Jarosław Mikołajewski. Obaj autorzy deklarują się jako niekatolicy: ten pierwszy w sensie formalnym (a tylko on nas w tej chwili interesuje) nigdy do Kościoła katolickiego nie należał, ten drugi, opisany w liście jako niepraktykujący, po kilku miesiącach sam wyznał, że „Kościół nie jest już moją osobistą sprawą”. Nadto Mikołajewski, dosłownie w przeddzień wizyty papieża Franciszka do Polski, opublikował tekst, w jakim wyrażał oczekiwanie, iż papież na Jasnej Górze „powie jasno, że chrzest, którego konsekwencją nie jest ewangeliczny stosunek do drugiego człowieka, jest nieważny”. Każdy, kto jako tako otarł się o katechizm, wie, że jest to herezja, i to poważna. Wcześniej tenże sam autor usprawiedliwiał szesnastolatków z Jasła, którzy wypluli i podeptali hostię.
Tutaj wymienić należy drugi przypadek, w którym nie godzi się przekraczać granicy. Nie powinniśmy przykładać ręki do chóru głosów, których nie można zakwalifikować inaczej jak mowę nienawiści. W jednym tylko numerze „Gazety Wyborczej” (z 16–17 lipca br.) znajdziemy takie fragmenty: „Osłabienie wpływów i pozycji kleru jest warunkiem sine qua non naprawy Rzeczypospolitej. Zdemoralizowany kler jest rozsadnikiem demoralizacji. […] Nie liczyć na Kościół katolicki w Polsce, bo on sam chory, przeżarty truciznami. Ratować trzeba raczej młodzież spod jego wpływu, a zdrowia szukać gdzieś indziej” (Tadeusz Bartoś, były zakonnik). „Im bardziej [Kościół] będzie się wpieprzał w życie ludzi, tym bardziej ludzie się będą dopieprzać do Kościoła. I będą występy i prowokacje w kościołach. Bo mam prawo reagować i sprzeciwiać się instytucji, która usiłuje mnie anektować. […] Jak straciłeś wiarę w stary Kościół, to zakładaj nowy, własny” (Andrzej Konopka). „Kościół jest w tej naparzance na własne życzenie” – Michał Wilgocki poparcie tego poglądu „uzasadnia” m.in. słowami arcybiskupa Gądeckiego: „Ci, którzy krzyczą o demokracji, bywają najmniej demokratyczni”. Kilka dni wcześniej („Gazeta Wyborcza” z 13 lipca) pastor Kazimierz Bem wołał pod adresem „rzymskokatolickiej Polski”: „Plemię żmijowe!”.
Wystarczy tych cytatów, do których chyba nie trzeba komentarza. Przed laty Adam Michnik napisał, że chociaż sam jest antykerykałem, przeciwny jest głosom, które zakwalifikował jako przykłady „antyklerykalizmu tramwajowego”. To było kiedyś. Dziś tramwajowy antyklerykalizm ma, jak widać, swobodny głos w jego gazecie.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki