Logo Przewdonik Katolicki

Bóstwo na naszą miarę

Szymon Bojdo
Kadr z filmu "Zupełnie Nowy Testament" / fot. Filmweb

„Zupełnie Nowy Testament” pokazuje tyleż groteskowe, co przerażające zniekształcenie obrazu Boga. Bawi w nim humor, a przeraża podejrzenie, że są ludzie, którzy tak Go postrzegają.

Bo nie jest to bóg, w którego dałoby się wierzyć, któremu można by zaufać. W nowym filmie Jaco Van Dormael`a stwórca świata, a raczej jego demiurg, mieszka w Brukseli wraz z żoną i córką o pierwotnie brzmiącym imieniu Ea. W pełnych tandety pomieszczeniach mieści się również centrum dowodzenia wszechświatem, z niezmierzoną liczbą kartotek i starym komputerem, w którym zgorzkniały bóg tworzy kolejne zasady, mające na celu uprzykrzyć życie człowiekowi. Bo ten bóg nie lubi człowieka, wręcz sadystycznie się nad nim znęca. To bóg zawiedziony działalnością swojego syna JC (tak, to skrót od Jezus Chrystus), który zamiast pokazać potęgę, zebrał wokół siebie uczniów i głosił dziwną naukę, po czym jeszcze dał się zabić. W tej psychopatycznej atmosferze, wśród wybuchów furii ojca i bezradnym milczeniu matki wychowuje się Ea, i to jej wrażliwość pozwoli wreszcie przechytrzyć ojca. Za radą JC przedostanie się do ludzi i dokończy jego dzieło, dobierając sobie kolejnych apostołów. Zanim to się jednak stanie, poprzestawia swemu ojcu szyki i zablokuje dostęp do komputera, wcześniej wysyłając do każdego posiadającego telefon komórkowy informację z dokładną datą śmierci. Potem już tylko wystarczy przejść przez tunel, ukryty w pralce automatycznej i już można zbawiać świat.

Komu potrzebny jest bóg?
Ale właśnie! Czy ktoś tego zbawienia potrzebuje? Sam bóg przyznaje, że śmierć była jedynym sposobem na trzymanie ludzi w szachu. Teraz, gdy już wiedzą, kiedy ona nastąpi, ani myślą o metafizyce. Raczej zaczynają używać życia i troszczą się tylko o to, by satysfakcjonująco przeżyć ostatnie minuty. W takim momencie Ea poznaje swojego ewangelistę – Victora i kolejno sześciu apostołów – ludzi zmęczonych i znudzonych życiem. W każdym z nich brzmi jednak melodia, która przywołuje ich największe tęsknoty. O tych tęsknotach: za wolnością, miłością, ludzką uwagą, powstaną kolejne ewangelie, księgi w których dokonują się cuda, ale przede wszystkim te związane ze zmianą, która dokonuje się w konfrontacji z prawdą o sobie. Plany swojej córki będzie jeszcze usiłował pokrzyżować bóg, ale bardzo niezdarnie, pokazując tylko, jaka bezsilność tkwi w bezsensownej przemocy. W końcu z opresji Eę ( i całą ludzkość przy okazji) wybawi Matka – Bogini. To ona wprowadzi spokój, kolory i nowy ład, na pełną napięć ziemię.

O co w tym wszystkim chodzi?
Film Zupełnie Nowy Testament to bardzo gorzka, choć momentami naprawdę zabawna wariacja na temat historii biblijnej. Znane nam wątki zostają odwrócone, poprzestawiane, stają się pretekstem do wysnucia z nich fantastycznych teorii na temat boga. Nie jest to jednak prawdziwy, znany nam z kart Pisma Świętego Bóg – to tyran zapatrzony w siebie. Jest to po prostu bóg na miarę ludzkich wyobrażeń. Mimo że wśród absurdalnych gagów w sali kinowej wybuchają salwy śmiechu, to jednak cały obraz jest bardzo smutny. Jest to metafora duchowej pustki, jaką odczuwa współczesny człowiek. Film pokazuje, że człowiek Zachodu nauczył się sprawnie wytwarzać dobra i je konsumować, ale stracił kontakt sam ze sobą. Raczej woli pogrążać się w swoim cierpieniu, niż poszukiwać odpowiedzi o jego sens. W świecie wykreowanym przez Doarmela nie ma nadziei i właśnie ją Ea ma przynieść światu wraz ze swoim Zupełnie Nowym Testamentem. Chociaż chrześcijanin oglądający ten film odczuje bunt, przed takim ukazaniem Boga, to jednak może on być także dla niego wezwaniem – do tego, żeby pokazywać światu Jego prawdziwy obraz.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki