Hasło papieskiej pielgrzymki brzmi: „Wizyta w pierwszym kraju chrześcijańskim”. I ono, i planowana trasa nawiązują do wizyty, którą w 2001 r. złożył w Armenii św. Jan Paweł II, włączając się w obchody 1700-lecia chrztu Armenii. W tym roku mija 1715. rocznica tego wydarzenia. To małe państwo na Zakaukaziu może się poszczycić niezwykle bogatą tradycją materialną i duchową. Nie przekłada się ona niestety na dobrobyt i pokój. 25 lat po rozpadzie ZSRR i uzyskaniu niepodległości Armenia wciąż nie otrząsnęła się z tragicznych skutków wydarzeń końca XX w.: trzęsienia ziemi, które w 1988 r. nawiedziło jej północne prowincje, pogromów Ormian na terenie Azerbejdżanu w końcu lat 80., wojny z Azerbejdżanem w latach 1992–1994 oraz towarzyszącej jej blokady ekonomicznej. Wciąż pozostaje w konflikcie z dwoma spośród swoich czterech sąsiadów.
Otwarta rana
24 kwietnia obchodzi się w Armenii Dzień Pamięci. To data rozpoczęcia prześladowań, do jakich doszło w Turcji w 1915 r. Na ten dzień do Hayastanu [ormiańska nazwa kraju – przyp. red.] zmierzają tłumy rozproszonych po świecie Ormian. Władze państwowe, wojsko, tysiące mieszkańców Erywania i przyjezdnych zmierzają na wzgórze Cicernakaberd, pod pomnik ofiar ludobójstwa. Zapalają świece, oglądają defiladę, składają kwiaty. Robią to z potrzeby serca. W całym kraju w ramach niedzielnej liturgii odprawiana jest Msza św. za zmarłych. Miasto pełne jest billboardów przypominających o rocznicy. Młodzi chłopcy na rowerach bezczeszczą flagę Turcji, włócząc ją po ziemi za swymi pojazdami. Wiele osób, głównie młodych, ubranych jest w koszulki: „Recognize genocide”, „Our wounds are open”. Jedną z nich jest Liana. Spotykam ją w erywańskim lunaparku. – Przyszliśmy tu trochę odpocząć, bo cały dzisiejszy dzień był dosyć smutny – mówi. – Byliśmy pod pomnikiem. Upamiętniamy ten dzień, bo chcemy sprawiedliwości. – Ten wątek wybrzmiewa w wielu wypowiedziach.
By zwrócić uwagę świata, Ormianie w obchody święta angażują celebrytów. W zeszłym roku, w 100-lecie „ormiańskiego holokaustu”, zaproszono m.in. George’a Clooneya, Kim Kardashian. W tym – po raz pierwszy przyznano nagrodę Aurora Prize for Awakening Humanity (Nagroda Jutrzenki za Przebudzone Człowieczeństwo). Przyznawana ku czci ofiar z 1915 r., ma upamiętniać ofiary ludobójstwa i nagradzać tych, którzy w szczególny sposób nieśli pomoc humanitarną. Pierwszą laureatką została Marguerite Barankitse za działalność w czasie wojny domowej w Burundi.
Kością niezgody w konflikcie turecko-ormiańskim jest właśnie słowo „ludobójstwo”. Polityka eksterminacji Ormian rozpoczęła się w cesarstwie tureckim jeszcze w latach 90. XIX w. Już wtedy pogromy pochłonęły kilkaset tysięcy ofiar. Gdy do władzy doszli młodotureccy nacjonaliści, nastąpiło apogeum prześladowań. W ich wyniku zginęło 1,2 mln Ormian, dwie trzecie populacji ormiańskiej mieszkającej w granicach państwa tureckiego. Część z nich na miejscu, część w wyniku morderczej deportacji. Władze w Ankarze protestują przeciwko nazywaniu tych wydarzeń ludobójstwem. Granica turecko-ormiańska pozostaje zamknięta.
Echa karabaskich strzałów
Siranusz sprzedaje pamiątki przy klasztorze Marmaszen. – Za rzeką, na tych wzgórzach już jest Turcja – pokazuje. Zapytana o stosunek do Turków, zaczyna opowiadać o wojnie, która tli się przy innej granicy, z Azerbejdżanem: – Turcy to po prostu ludzie, jeżeli tylko nie zabijają naszych. A teraz Azerowie zabijają naszych. Codziennie do nas strzelają. Nie wiem dlaczego. Karabach jest nasz. Może będzie wojna. Ale nie tu ani w Erywaniu, tylko w Karabachu.
Górski Karabach to rdzennie ormiańskie terytorium. W wyniku decyzji politycznych z 1917 r., gdy Armenia i Azerbejdżan ogłosiły niepodległość, tereny te dostał Azerbejdżan. Sytuację tę podtrzymali bolszewicy, gdy w 1920 r. włączyli Zakaukazie do ZSRR. Ormianie próbowali odzyskać Karabach na drodze pokojowej. Do większych napięć doszło pod koniec lat 80. Wedle ormiańskiego poety Geworga Emina, na pokojowe manifestacje Ormian Azerowie, z inspiracji Moskwy, odpowiedzieli pogromami. W 1992 r. Azerbejdżan odebrał Karabachowi status okręgu autonomicznego. W odpowiedzi Ormianie ogłosili niepodległość. Wybuchła wojna, zakończona w 1994 r. rozejmem, jednak nie wypracowano zadowalającego rozwiązania. Ormianie nadal domagali się uznania niepodległości Karabachu, Azerowie odmawiali. Społeczność międzynarodowa uznaje rządy Ormian w Stepanakercie, stolicy Karabachu, za okupację. Nawet Armenia oficjalnie nie uznaje go za państwo. W rzeczywistości – gdyby nie jej wsparcie (także militarne), nie mógłby istnieć.
Mimo rozejmu na granicy azersko-karabaskiej co roku ginęło kilkudziesięciu żołnierzy. Do eskalacji konfliktu doszło na początku kwietnia br. „Wojna 4-dniowa” z 2–5 kwietnia pociągnęła za sobą ponad 90 ofiar. Mimo porozumienia zawartego 16 maja w Wiedniu, mówiącego o dążeniu do pokojowego rozwiązania konfliktu, Ormiańska Agencja Prasowa donosi o kolejnych incydentach. Według Armenpress porozumienie łamie Azerbejdżan. Ludzie zdają sobie sprawę z groźby konfliktu, większość, tak jak Siranusz, sądzi jednak, że dotyczy on tylko terytorium Karabachu.
Fakt, że ormiańskie wojsko wspiera władzę w Stepanakercie widzimy na drodze krajowej wiodącej do Karabachu, obserwując wojskowe ciężarówki pełne żołnierzy zmierzające w stronę granicy. Przy szosie do Erywania widzimy wywieszone portrety poległych żołnierzy. W centrum miasta happening. Przy zdjęciu żołnierza gromadzą się młodzi ludzie. Przed wyjazdem do graniczącej z Karabachem prowincji Sjunik upewniamy się u ormiańskiego znajomego, że to bezpieczne. – Rozejrzyjcie się – odpowiada. – Ludzie żyją normalnie. Tu nie ma żadnej wojny.
Żyć normalnie
– Tu się nie da normalnie żyć – twierdzi z kolei Wigen, taksówkarz. Z zawodu jest prokuratorem, za poprzedniej ekipy współpracował z rządem. Władza się zmieniła, Wigen musiał się przekwalifikować. Narzeka na rząd, wysokie podatki, władzę, która nie dba o obywateli. – To pokolenie musi wymrzeć, inaczej nic się tu nie zmieni. Władza myśli tylko o sobie. To jest sowiecka mentalność. Muszą wymrzeć, nie ma innej rady. Może naszym dzieciom będzie się żyło lepiej. – Wydaje się jednak, że sam Wigen nie ma powodów, by narzekać. W kraju, w którym przeciętne miesięczne wynagrodzenie wynosi (w przeliczeniu) około 1100 zł, a koszty życia w Erywaniu są tylko 15 proc. niższe niż w Warszawie, życie taksówkarza zarabiającego na turystach nie jest chyba najgorsze.
Oprócz podatków Wigen ma za złe rządowi odrzucenie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. – 70 proc. społeczeństwa jest za Unią. A oni robią politykę z Putinem. Putin jest szalony. Kto wie, co planuje – mówi taksówkarz. Tymczasem dane Instytutu Gallupa mówią o 64 proc. poparcia, ale dla Eurazjatyckiej Unii Ekonomicznej, firmowanej przez Rosję. Rosja w ormiańskiej polityce jest ważnym punktem odniesienia. O ile konflikt z Azerbejdżanem nie eskaluje, raczej się to nie zmieni.
Spoza najbardziej reprezentatywnych ulic Erywania wygląda bieda. Żebrzące babcie mają świetny pretekst, by nas zaczepiać – dzieci. Słyszymy o córeczce: krasotka, po chwili pada prośba o „dziengi”. Jeszcze wyraźniej widać biedę na prowincji, w podupadłych miasteczkach i wioskach. Wszędzie jednak daje o sobie znać ormiańska przedsiębiorczość – biznes po ormiańsku, jak zauważa Wigen. Jedni dorabiają sprzedażą domowych przetworów. Inni zakładają gospodarstwa agroturystyczne, jak Armen Hakobian z Tatewu, popularnej wśród turystów miejscowości ze względu na malowniczy klasztor i prowadzącą do niego górską kolejkę. Armenowi przy jego „bed&breakfast” pomogła organizacja wspierająca rozwój lokalny. Ale czy to się będzie opłacać – nie wie, to jego pierwszy sezon.
Jak brat do brata
Śladami Jana Pawła II Franciszek zamierza odwiedzić Eczmiadzyn – siedzibę katolikosa Karekina II, Erywań i klasztor Chor Wirap, miejsce związane z kultem św. Grzegorza Oświeciciela, który ochrzcił Armenię. Ponadto papież pojedzie do Giumri, które bardzo ucierpiało podczas trzęsienia ziemi w 1988 r. Miasto leży blisko granicy z Turcją, do dziś stacjonują tam rosyjskie „siły pokojowe”.
Większość Ormian należy do Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego, który wywodzi swoją historię od apostołów Judy Tadeusza i Barnaby. Religią państwową chrześcijaństwo stało się w 301 r., gdy król Tiridates III przyjął chrzest z rąk św. Grzegorza Oświeciciela. Biskupi ormiańscy zachowali jedność z Rzymem do czasów soboru w Chalcedonie (451). Gdy trwał sobór, wybuchła wojna z Iranem, biskupi z Armenii nie mogli więc w nim uczestniczyć. Z tego powodu spór teologiczny o naturę Chrystusa nie został rozwiązany w jedności z Kościołem powszechnym. Ormianie opowiedzieli się za monofizytyzmem. W późniejszych wiekach to stanowisko wyjaśniano – i rozumienie boskiej i ludzkiej natury Chrystusa okazało się zgodne z teologią katolicką. Potwierdził to dekret chrystologiczny podpisany w 1997 r. przez poprzedniego katolikosa, Karekina I i św. Jana Pawła II.
Ze względu na brak istotnych różnic, w przeszłości podejmowano próby przywrócenia jedności. Katolikosi ormiańscy składali katolickie wyznanie wiary i przyjmowali zwierzchność papieża. Ostatnie takie wyznanie miało miejsce w 1742 r. W ten sposób powstał Kościół katolicki obrządku ormiańskiego (liturgia podobna do greckiej). Jednak ze względu na przywiązanie do wartości narodowych i dumę z własnej apostolskiej tradycji „unici” nie znaleźli u Ormian uznania.
Według statystyk blisko 95 proc. społeczeństwa należy do Ormiańskiego Kościoła Apostolskiego i czuje się z nim mocno związana. Mimo to praktykuje niewielu. O skomplikowanej sytuacji religijnej Ormian opowiada Gevorg Tadewosjan, erywański rzeźbiarz: – W czasach sowieckich bardzo mocno działała propaganda, wielu ludzi bało się chodzić do Kościoła. Po upadku Związku Sowieckiego ci ludzie usłyszeli: teraz możecie wierzyć, chrzcijcie się. Ale niektórzy nadal się bali. Przeszliśmy upadek Związku Sowieckiego, wojnę z Azerbejdżanem. Moje pierwsze wspomnienie ze szkoły jest takie: nauczyciel kazał nam wstać i klaskać, bo nasi żołnierze zdobyli Karabach. Ta cała historia działa się na naszych oczach. Moi rodzice się ochrzcili, ja jestem ochrzczony. Ale trudno mówić, jak wyglądają sprawy wiary w całym społeczeństwie. To się zmienia. Widzicie młodych ludzi, którzy wchodzą do kościoła, modlą się. – Rzeczywiście w sobotnie popołudnie do erywańskiego kościoła Katoghike wchodzi wiele osób. Najczęściej zapalają świeczki, przy nich chwilę się modlą. W Eucharystii uczestniczy niewielu i raczej biernie, być może z powodu niezrozumiałego języka liturgii, staroormiańskiego grabaru.
O wizycie papieża jeszcze cicho. Wiele osób, które pytam o zdanie na temat tej pielgrzymki, dowiaduje się o niej ode mnie. Słyszę wiele słów sympatii i szacunku pod adresem papieża. Wykładowca seminarium w Eczmiadzynie podkreśla, jak ważne było wezwanie Franciszka, by nie ukrywać zła i uznać rzeź Ormian za ludobójstwo. – Papież mówi, jak być chrześcijaninem, jak żyć Ewangelią. Wszyscy możemy się tego od niego uczyć – dodaje. W czerwonych murach klasztoru Noravank słyszymy świadectwo jedności dwu Kościołów. – Szanuję i lubię papieża Franciszka i bardzo się cieszę, że przyjeżdża – mówi ks. Sahak Martirosjan. – Dla mnie Franciszek i cały Kościół to są dobrzy ludzie. Franciszek to człowiek modlitwy. Modlę się codziennie za niego i wiem, że on modli się za nas.