Logo Przewdonik Katolicki

Wzięty na cel

Marianna Gurba

„Błogosławię pierwszego pacjenta, który skorzysta z pomocy tej karetki” – mówiąc te słowa Jan Paweł II nie spodziewał się, że dzień później sam będzie pacjentem nowego pojazdu watykańskiego centrum medycznego.

Środa 13 maja 1981 r. Rzymskie słońce mocno daje się we znaki. Tradycyjna środowa audiencja generalna zostaje przeniesiona na popołudnie – o późniejszej porze upał nie będzie tak dotkliwy. Zbliża się godzina 17.00, tłum wiernych wypełnia już plac Świętego Piotra, czekając na pojawienie się Ojca Świętego. W oddali widać biały samochód, jest papież! Jak to ma w zwyczaju, przed rozpoczęciem spotkania objeżdża sektory, wita się z pielgrzymami, błogosławi dzieci. Podczas drugiego okrążenia placu jedno z nich bierze na ręce. Chwilę później padają strzały, słychać głośny łopot skrzydeł spłoszonych ptaków. Między księdzem Dziwiszem a osuwającym się w jego ręce Janem Pawłem II następuje szybki dialog: – Gdzie? – W brzuch. – Boli? – Boli. Na bieli papieskiej sutanny pojawia się czerwona plama. Krew męczeństwa. Przejazd do Polikliniki Gemelli trwa zadziwiająco krótko, kierowcy udaje się sprawnie przedostać przez miasto mimo zaciętej syreny. Natychmiastowa decyzja – na salę operacyjną! Sześć godzin oczekiwania na rezultat pracy chirurgów i w końcu świat może odetchnąć: papież żyje. Jeszcze na placu Świętego Piotra udaje się pojmać 23-letniego Turka Mehmeta Ali Agcę, z ręki którego padły strzały.
 
Kto chciał tej śmierci?
W tym roku mija 35 lat od opisanych wydarzeń. Często powtarza się, że nadal mało wiemy o tym, kto stał za zamachem na Jana Pawła II. Dr Andrzej Grajewski, historyk od wielu lat zajmujący się badaniem dokumentów dotyczących tamtej tragedii, zwraca uwagę, że informacji, do których udało się dotrzeć, wcale nie jest już tak mało. Do 2014 r. trwało ośmioletnie śledztwo Instytutu Pamięci Narodowej, które choć skończyło się umorzeniem, rzuciło nowe światło na pewne wątki w tej sprawie. Wiadomo na pewno, że Agca nie działał sam.
– W zamachu brało udział kilka pewnego rodzaju grup wsparcia – tłumaczy wyniki badań IPN-u Grajewski. W przeprowadzeniu zamachu pomagali między innymi Turcy i Bułgarzy, wśród nich Siergiej Antonow, który według historyka zostałby we Włoszech skazany, gdyby tylko włoscy sędziowie dysponowali wówczas dokumentami znajdującymi się po latach w posiadaniu IPN-u. Warto jednak zwrócić uwagę, że Antonow nie został uniewinniony, lecz zwolniony z braku dowodów winy.
Choć Agca o wątku bułgarskim (tzw. bułgarski ślad) zaczął mówić dopiero jesienią 1982 r., służby tamtego kraju już w niecały miesiąc po zamachu rozpoczęły działania dezinformacyjne (akcja „Erozja 81”). Sfałszowano na przykład list, który rzekomo miał napisać Agca. Zwracał się w nim do lidera tureckich nacjonalistów z podziękowaniami między innymi za pomoc w ucieczce z więzienia w Turcji, co miało sugerować, że za zamachem stali właśnie tureccy nacjonaliści. Do zacierania śladów i mylenia tropów we Włoszech na wniosek bułgarskiej bezpieki zaangażowała się NRD-owska Stasi, dysponująca wówczas rozległą siatką agenturalną (operacja „Papież”).
 
Wszystkie drogi prowadzą do… Moskwy
Wiemy, że w związku z zamachem na Jana Pawła II zostały zorganizowane dwa związki przestępcze: jeden mający doprowadzić do śmierci Głowy Kościoła, a drugi – dbający o to, by świat nie dowiedział się, kto stał za takim morderstwem. Kto jednak był inspiratorem takich planów? Bułgarzy nie mieli żadnego interesu w przeprowadzeniu zamachu. Dr Grajewski mówi: – Jeśli go zorganizowali, to na zlecenie kogoś innego. Tym kimś innym mogła być tylko Moskwa. Udowodnienie tropu bułgarskiego jest tak naprawdę udowodnieniem tropu sowieckiego, chociaż na to twardych dowodów nie ma.
Wiadomo chociażby, że to właśnie na zlecenie Sowietów Bułgarzy rozpoczęli wspomnianą wyżej akcję „Erozja”. Słowiański papież, mówiący w imieniu uciemiężonych narodów znajdujących się po wschodniej stronie Żelaznej Kurtyny, był dla Związku Sowieckiego istotnym zagrożeniem – nie tylko ze względów politycznych, ale także religijnych. Podczas gdy ideologia komunistyczna odbierała ludziom prawo do wiary, papież Polak wzywał do odwagi: „Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi!”
W toku włoskiego śledztwa prowadzonego po zamachu dochodziło do wielu zaniedbań. Wynikały one między innymi z zastraszania sędziów, mającego na celu blokowanie procesów. Wciąż brakuje wielu podstawowych informacji – nie jest jasne, ile właściwie było strzałów (znaleziono dwie kule, a ranne zostały przecież trzy osoby, które miały aż pięć ran) i czy strzelała tylko jedna osoba. Czy papież wiedział, kto chciał jego śmierci? Być może poznał listę mocodawców zamachowca, gdy odwiedził w więzieniu swojego niedoszłego zabójcę. Podczas długiego pontyfikatu nie zdradzał się z taką wiedzą, jednak w swojej ostatniej książce pt. Pamięć i tożsamość powiedział o zamachu: „myślę, że był on jedną z ostatnich konwulsji XX-wiecznych ideologii przemocy”.
 
Totus Tuus
„Kto Cię uratował? Byłem ekspertem, bardzo dobrze mnie nauczyli jak strzelać. Nie mogłeś tego przeżyć. Jak to się stało, że nie umarłeś?” – włoskim dziennikarzom dzięki powiększeniu obrazu z kamery i pomocy specjalisty umiejącego czytać z ruchu warg udało się zrekonstruować pytania, jakie w więzieniu miał papieżowi zadać Ali Agca. Na placu Świętego Piotra wyszkolony w zabijaniu Turek znajdował się jedynie trzy metry od swojego celu – jak to zatem możliwe, że zamach się nie powiódł?
Profesor Gabriel Turowski, który 35 lat temu znalazł się w zespole specjalistów z całego świata, powołanym do pomocy w rekonwalescencji Ojca Świętego, nazywa to „teologią zamachu”. Powszechnie wiadomo o wielkim oddaniu Jana Pawła II Matce Bożej. – Z punktu widzenia teologicznego on nie mógł zginąć, dlatego że był zawierzony Matce Najświętszej – w prosty sposób tłumaczy Turowski. Trudno nie przyznać racji takiemu interpretowaniu ocalenia papieża. On sam mówił: „Jedna ręka trzymała pistolet, a inna prowadziła kulę”. Nie są to jedynie górnolotne stwierdzenia wynikające z tego, że strzały padły w rocznicę objawień fatimskich. Papiescy chirurdzy ocenili, że pocisk biegł zygzakiem, omijając najważniejsze narządy wewnętrzne Ojca Świętego. Przeszedł zaledwie 5 milimetrów od tętnicy biodrowej wspólnej, nie uszkodził także kręgosłupa. Zraniony palec wskazujący mógł zmienić tor lotu kuli. W kategorii cudu można rozpatrywać także zacięcie się pistoletu Agcy. Producent Browninga High Power kaliber 9 mm Parabelum oświadczył, że takie zacięcie zdarza się raz na… milion. Jan Paweł II nazwał się „dłużnikiem Matki Najświętszej”, a w rok po zamachu ruszył na fatimski szlak, by podziękować za ocalenie. Wobec wspomnianych cudownych zbiegów okoliczności nie dziwi, że kula, która zraniła papieża, złożona przez niego w Fatimie idealnie pasowała do otworu w koronie figury Matki Boskiej i właśnie tam jest przechowywana.
 
Sens cierpienia
Dokładnie w 35. rocznicę zamachu ks. Jacek Pietruszka, dyrektor Muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego, wraz z dziennikarzem i wieloletnim przyjacielem papieża Francesco Bucarellim oraz wspomnianym profesorem Gabrielem Turowskim otworzył w Wadowicach wystawę pod wymownym tytułem: „Cierpienie ma sens”. W rogu sali teatralnej, w której niegdyś występował Karol Wojtyła, odtworzono szpitalny pokój z Polikliniki Gemelli – miejsce będące świadkiem drogi krzyżowej Jana Pawła II. Dzięki staraniom Francesco Bucarellego do rodzinnego miasta papieża trafiły oryginalne łóżko, szafka na leki czy kroplówka. – Proszę, kiedy zatrzymacie się przed tą ekspozycją, nie patrzcie na te przedmioty jak na zwykłe przedmioty historyczne, ale jak na świadectwo Jego świętości – mówił słynny watykanista po przecięciu wstęgi. Wadowickie Muzeum swoją wystawą przybliża odwiedzającym piętnastą, niepisaną encyklikę Jana Pawła II – lekcję przeżywania cierpienia. Pokazuje, że choć najczęściej jest trudne do zrozumienia, ma głęboki sens.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki