Czy pontyfikat papieża Franciszka jest przełomowy?
– Myślę, że mówienie o przełomie jest za wczesne – myślę tak nie tyle jako biskup czy człowiek wierzący, ale i jako historyk. Nie ocenia się pontyfikatu po dwóch latach. Przełom w stosunku do czego? Franciszek nie mówi o sobie w kategoriach przełomowych. To jest papież, który raz po raz cytuje swoich poprzedników; to papież, który kanonizował Jana Pawła II, Jana XXII, beatyfikował Pawła VI. Wydaje mi się, że najczęściej czerpie z Pawła VI, który jest mu bliski szczególnie przez dwa dokumenty: Evangelii nuntiandi i Populorum progressio. Chociaż na przykład to, że dokonał jego beatyfikacji w kontekście synodu o rodzinie, oczywiście przywołało dokument, jakim jest Humanae vitae. Wydaje mi się, że trudno mówić o przełomie, widzę raczej kontynuację.
Przez wielu rozumiany jest jako przełom, bo Franciszek gruntownie zajął się reformą Kurii Rzymskiej.
– To jest mówienie troszkę na wyrost, bo reforma jest ciągle bardziej projektem niż realizacją.
Ale gdyby taka realizacja rzeczywiście się dokonała?
– To będzie przełomem, jeśli reforma zrealizuje zamysł Franciszka i kuria stanie się przede wszystkim strukturą na służbie ewangelizacji, wedle jej opisanych na nowo priorytetów. Wtedy będzie można mówić o ważnej zmianie, natomiast czy to jest przełom? Mówimy o Franciszku jako o papieżu przełomowym, bo trochę zapominamy o tym, jakich zwrotów dokonywali jego poprzednicy. Tak naprawdę papieże XX wieku, zwłaszcza drugiej połowy, przyzwyczaili nas do przełomów – i to niesłychanych. Paweł VI cofnął ekskomunikę wzajemną z patriarchą Konstanynopola. Wykonał kilka niezwykłych gestów: rezygnacja z tiary, pocałowanie stóp wysłanników patriarchy Konstantynopola, likwidacja Inkwizycji i Indeksu ksiąg zakazanych – to były gesty wielkiej odwagi i konsekwencji. Kiedy Jan Paweł II pojechał do synagogi rzymskiej, wykonał gest kompletnie odwracający pamięć historyczną w Rzymie.
To, co robi papież Franciszek jest równie ważne i uruchamiające, sądzę jednak, że lepiej mówić o jakiejś indywidualności tego pontyfikatu – ale to jest to, do czego nas przyzwyczaili papieże drugiej połowy XX wieku. Bo mamy wielkie szczęście żyć w Kościele, który ma serię niezwykłych papieży, lecz każdy z nich jest inny. Jak porównywać wielkość Franciszka z wielkością żyjącego jeszcze Benedykta XVI czy z wielkością potwierdzoną przez Kościół aktem nieomylnym, jakim jest kanonizacja Jana Pawła II czy Jana XXIII? Ten pontyfikat jest niewątpliwie indywidualny – i to bardzo ważne, bo pokazuje pewne sprawy z wielkim natężeniem i w nowy sposób. Wezwanie papieża do ewangelizacji jest wezwaniem radykalnym. Wezwanie Kościoła do tego, żeby się przestał zajmować tylko sobą samym i zwrócenie uwagi na to, że jego sens jest w ewangelizacji, jest tak radykalne, że trafia na sprzeciw wewnątrz Kościoła. To jest smutne, dlatego że ta część nas samych, która stawia opór temu wezwaniu ewangelizacji, stawia opór Duchowi Świętemu, który przez tego papieża Kościół wyraźnie uruchamia.
Czy tę opozycję da się wytłumaczyć jakimiś lękami przed zbyt gwałtownymi zmianami w duszpasterzowaniu?
– Ale gdzie te zmiany widać? Papież jest po prostu konsekwentny w tym, co głosi chrześcijaństwo od dawna. To, że jest gotów spotkać się z każdym, bywa natychmiast w spłyconym przekazie medialnym interpretowane jako wyjście do zmiany doktrynalnej – i to jest nadużycie w interpretacji papieża. On nie zmienia żadnej doktryny. Natomiast to, że ma zdolność do spotkania się z każdym człowiekiem, to jest czysta Ewangelia. A zgorszenie tym jest zgorszeniem typowo faryzejskim; to zgorszenie, z którym się Jezus Chrystus spotykał na co dzień: dlaczego wasz Mistrz jada z celnikami i z cudzołożnicami? Dlatego, że na tym polega Ewangelia. Nie potrzebują lekarza zdrowi... Franciszek potrafi się spotkać z każdym. Spotkać – to znaczy posłuchać i znaleźć w człowieku ten wymiar dobra, od którego trzeba się odbić, żeby prowadzić człowieka do wiary w Jezusa Chrystusa i do spotkania z Nim, i do doświadczenia tego pełnego spotkania w Kościele. Ale żeby to zrobić, trzeba się z człowiekiem spotkać tam, gdzie on na razie jest, i znaleźć w nim ten wymiar dobra, na którym można budować. To jest myślenie absolutnie ewangeliczne i ewangelizacyjne, którego nam brakuje. Łatwiej nam o inną postawę: gdy spotykamy się z człowiekiem, żyjącym w sposób, który określamy jako „nieregularny” w Kościele, stawiamy pytanie: jakie są warunki, żeby go wyrzucić? Albo: czy spełnia już jakieś wymogi, czy jeszcze nie spełnia. To jest myślenie antyewangelizacyjne.
W ostatnich wypowiedziach Franciszka wyraźnie widać myślenie przekrojowe, to znaczy postrzeganie w całej historii Kościoła zmagania się tych dwóch logik: wykluczenia i poszukiwania człowieka.
– One się zmagają, bo jesteśmy Kościołem świętym, ale składającym się z grzeszników i ludzi, którzy się mylą. To nie Franciszek napisał, tylko Paweł VI, w Evangelii nuntiandi, że jedynym powodem, dla którego istnieje Kościół, jest ewangelizacja. Zatem nawet jeśli mielibyśmy się zajmować sobą, czyli ewangelizować siebie wewnątrz wspólnoty chrześcijańskiej, to też tylko po to, by uformować się i wyposażyć do wyjścia na zewnątrz.
W sensie teologicznym, głębokim, sakramenty mają wymiar ewangelizacyjny? Bo myślę, że wielu oddziela te dwie sfery.
– Wszystko ma wymiar ewangelizacyjny. Właśnie to jest napisane w Evangelii nuntiandi Pawła VI – że wszystko, co Kościół robi, ma sens ewangelizacyjny. Więc postawmy pytanie: czy jeśli sprawuję Eucharystię we wspólnocie, wszystko jedno jakiej – parafialnej czy dla małej wspólnoty jakiegokolwiek ruchu – to czy sprawuję ją w ten sposób, że wychodzimy z niej do ewangelizacji czy nie? Jeśli tego nie robię, to znaczy, że czegoś istotnego brakuje w tym sprawowaniu Eucharystii. Ona jest oczywiście ważnie odprawiona, to święty obrzęd – tyle że ten obrzęd nie jest tylko dla siebie samego.
W Warszawie na spotkaniu o Franciszku padło takie pytanie: czy papież nie wychodzi do świata w taki sposób, że zgubi tych, których ma przy sobie? Myślę, że to jest pewna synteza strachów, które w stosunku do papieża są formułowane.
A zgubi?
– Nie. Odpowiedź jest prosta: papież nikogo nie chce zgubić, papież chce wszystkich posłać. Sam jest pierwszym, który wychodzi i mówi: chodźcie ze mną. A ponieważ w nas jest opór przed wyjściem, oskarżamy go o to, że chce zgubić Kościół. To jest duża pomyłka.
Bp Grzegorz Ryś – biskup pomocniczy i wikariusz generalny metropolity krakowskiego, doktor habilitowany nauk humanistycznych w zakresie historii. Przewodniczy Zespołowi ds. Nowej Ewangelizacji przy Komisji Duszpasterstwa Episkopatu Polski i Sekretariatowi ds. Nowej Ewangelizacji w Archidiecezji Krakowskiej.