Logo Przewdonik Katolicki

Myśląc inaczej

Szymon Bojdo

Film Steve Jobs powinno się oglądać w niedzielę wieczorem. Po takim seansie, wstając rano do pracy, będzie się wierzyć, że idzie się do niej zmieniać świat.

Trzy premiery nowych produktów, wykreowanych przez Jobsa, to kanwa opowieści o geniuszu, o stawianiu na swoim, jeśli się bardzo w coś wierzy, oraz o pokręconych kolejach życia zmarłego w 2011 r. twórcy firmy Apple. Po filmie natychmiast chce się kupić jedno z jego urządzeń, dlatego najpierw lepiej dobrze przemyśleć, co zachwyca w wyreżyserowanym przez Danny’ego Boyle’a  obrazie. Trzeba tu wspomnieć również o scenarzyście Aaoronie Sorkinie, który wcześniej opowiedział nam historię innego komputerowego geniusza w filmie The Social Network.

Myśli i słowa
Nowych gadżetów nie tworzą innowacje technologiczne, tylko idee i słowa. Lista dialogowa filmu to majstersztyk. Steve Jobs był niesamowicie dobrym mówcą, ale przekonujemy się, że było tak nie tylko podczas prezentacji kolejnych produktów. Grający główną rolę Michael Fassbender musiał wykonać ogromną pracę, by swoich kwestii nie wypowiadać wciąż w patetycznym tonie, choć to, co mówił, można by spokojnie, minutę po minucie zapisywać w notatniku i wracać do tego raz po raz.
Jobs był niewątpliwie człowiekiem wielkiej idei i choć przeciwko sobie miał niejednokrotnie twarde ekonomiczne dane i inżynierskie rozwiązania, to potrafił pokazać że jego adwersarze używają ich z małostkowości albo ze strachu. Wygrywał (i chyba za to go lubimy) bezczelną wiarą w to, że to, co wymyślił, jest słuszne.

Sprzedawcy marzeń
Film pokazuje, czego potrzeba, by wymyślić produkt, który przyniesie milionowe zyski. Ci, którzy nie do końca rozumieją fenomen urządzeń komputerowych z logo lekko nadgryzionego jabłuszka, na filmie w mig pojmą te zasady. Jobs jak mantra powtarza, że nie chce tworzyć urządzeń kompatybilnych z innymi, ani takich, przy których będzie można samemu coś ulepszyć czy naprawić – chce dać ludziom coś, czego jeszcze nie było, w oszałamiającej jakości. I wreszcie coś, dzięki czemu jest się zawsze krok do przodu.
U boku śmiałego wizjonera musi pojawić się oczywiście głos rozsądku, a jest nim szefowa marketingu Joanna Hoffman (jedna z kilku postaci z koncernu Jobsa o polskich korzeniach) grana przez Kate Winslet. Film mówi jasno: zapomnijmy o tym, że Jobs chciał sprzedać nam komputer. On chciał sprzedać nam swoje marzenie o zmianach na rynku komputerowym, o dostępności komputerów w ogóle, o komunikacji międzyludzkiej, a także o zwykłej zabawie. Jak takie marzenia potrafią zmienić świat dowiadujemy się też z arcyciekawego pomysłu: prezentacji sekwencji dokumentalnych kadrów w trakcie dialogów bohaterów.

Zaraz zaczynamy!
Doprawdy nie wiedzieć czemu scenarzysta chciał podnieść ciśnienie widzom, umieszczając całą akcję w ostatnich minutach przygotowań do wyjścia Jobsa na scenę przed premierami Macintosha, Nexta i iMaca. Właśnie w takich chwilach Steve musiał rozstrzygać swoje prywatne i zawodowe dylematy. Wszystko to wśród ponaglania Joanny i okrzyków obsługi technicznej, o tym, że za chwilę zaczynamy spektakl. I rzeczywiście – mamy do czynienia ze spektaklem. Nie są w nim przytoczone wprost suche fakty z życia bohatera, ale przy zręcznym odczytaniu metafory, wszystko staje się jasne. I choć spektakl ten to po prostu baśń o człowieku, który zręcznie wykorzystał mechanizmy kapitalizmu, to z kina wychodzi się oczarowanym.                 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki