Logo Przewdonik Katolicki

Nie chcemy pieniędzy

Marta Brzezińska-Waleszczyk

Polacy okazali się bardzo gościnni – wiele rodzin zgłosiło się, by przyjąć pod swój dach syryjskich chrześcijan. Uchodźcy nie liczą jednak na specjalne warunki. Chcą normalnie żyć.

Sam pomysł sprowadzenia syryjskich chrześcijan do Polski spotyka się z różnymi reakcjami. – Gdyby zapytać Polaków, co tak naprawdę myślą o sprowadzeniu chrześcijan do Polski, to opinie mogłyby być różne, ale zapewne większość byłaby pozytywna – mówi „Przewodnikowi” Marcel Płoszczyński z Fundacji Estera.

Właściwie ukierunkowana pomoc
Lęki są zrozumiałe, bo Polacy dostrzegają problemy z asymilacją imigrantów z krajów arabskich. Widać je wyraźnie choćby we Francji, gdzie imigranci, którzy nie przeszli procesu asymilacji, wywoływali zamieszki. – Obawy są uzasadnione. Nie chodzi jednak o to, by do Polski sprowadzać każdego. Ucząc się na błędach krajów zachodnich, powinniśmy wiedzieć, że warto sprowadzać te osoby, które będą się asymilować, a nasze wartości, z których wyrasta Europa, są im bliskie – tłumaczy mój rozmówca. – Pomagać należy wszystkim, ale nie wszystkich należy sprowadzać do kraju. Musimy dbać o bezpieczeństwo naszych obywateli, nie możemy narażać ich życia kosztem pomagania innym – wyjaśnia. Jak w praktyce ma wyglądać pomoc? Przede wszystkim powinna być właściwie ukierunkowana. Uchodźcy z Syrii, których przyjmuje Polska, należą do lokalnych wspólnot, zarówno katolickich, jak i protestanckich czy prawosławnych. Utrzymują kontakt z duchownymi. Fundacja Estera ma rozległe kontakty w Syrii, dlatego przybysze byli poddawani dokładnej weryfikacji. – Osoby, które sprowadzamy do Polski, są sprawdzone pod każdym względem. Państwu polskiemu dostarczamy nawet świadectwa ich chrztu. Na każdego uchodźcę przypada nawet 60 różnych dokumentów! Do tego dochodzą jeszcze wnioski o przyznanie statusu uchodźcy – wyjaśnia Płoszczyński. W połowie lipca do Warszawy przybyła pierwsza grupa syryjskich chrześcijan – 158 uchodźców z najbardziej zagrożonych terenów. Trafią oni do mieszkań wynajętych przez fundację w Poznaniu, Warszawie, Wrocławiu i Białymstoku czy Głogówku na Opolszczyźnie. Innych przyjmą polskie rodziny, które chętnie włączają się w pomoc uchodźcom.

Gościnność Polaków
Okazało się, że Polacy są bardzo gościnni. Zgłosiło się bardzo wiele osób, które chcą przyjąć uchodźców pod swój dach. Są wśród nich katolicy, protestanci, fundacje, wspólnoty chrześcijańskie. – W tej chwili nie ma żadnego problemu z zakwaterowaniem uchodźców – zapewnia Płoszczyński. Jeśli chodzi o rodziny adopcyjne, to tu szczególnych kryteriów oceny nie ma. Syryjczykom trzeba zapewnić jedynie podstawowe warunki życia w przeciętnym standardzie.
Pomagać można jednak na różne sposoby, niekoniecznie przyjmując uchodźców pod swój dach. Jednym z nich jest finansowe wspieranie Fundacji Estera, która pokrywa koszt utrzymania rodzin z Syrii w Polsce przez minimum rok. – Liczymy również na to, że pojawią się nowi wolontariusze oraz osoby, które będą mogły udostępnić swoje mieszkania i zaopiekować się rodzinami. Sprowadzenie jednej osoby z Syrii i utrzymanie jej przez rok w Polsce kosztuje fundację około 20 tys. zł. Dla jednego człowieka taka kwota może wydawać się duża, ale jeśli w pomoc zaangażuje się cała parafia, to ciężar rozkłada się na kilkadziesiąt, a czasem nawet kilkaset osób – tłumaczy mój rozmówca. Jak długo Syryjczycy pozostaną w Polsce, czy zamierzają wracać do Syrii, o ile z czasem pojawi się taka możliwość? Decyzja należy do samych uchodźców. Fundacja Estera przewiduje, że okres „ochronny” dla nich potrwa około roku. Czas ten może jednak ulec wydłużeniu, ale działacze fundacji głęboko wierzą, że nie będzie trwał w nieskończoność. Płoszczyński zauważa jednak, że to, kiedy Syryjczycy podejmą pracę w dużej mierze zależy od tego, kiedy zostanie im przydzielony status uchodźcy, a taka procedura może potrwać nawet kilka miesięcy. Wiele zależy też od polskich rodzin, które będą ich wspierać do czasu, aż ci staną na nogi.

Nowa ojczyzna
Syryjczycy nie chcą jednak specjalnego traktowania, nie oczekują pieniędzy. – Chcą być częścią lokalnej społeczności, chcą pracować, są w pełni zdolni do podjęcia pracy! Oni wcale nie chcą, żeby im nieustannie pomagać. Chcą pójść do pracy i zacząć życie od nowa – przekonuje Płoszczyński.
Sami uchodźcy niechętnie wypowiadają się w mediach. Podkreślają jedynie, że do Polski przyjechali z nadzieją, że znajdą tu nową ojczyznę. – Chcemy żyć razem z Polakami – zapewniają. Podobne relacje przekazuje Miriam Shaded, założycielka Fundacji Estera. – 95 proc. osób dziękowało, podchodziło do mnie, mieli takie pozytywne reakcje, mówili, że od razu chcą iść do pracy (...), że nie chcą żadnych pieniędzy, oni od razu chcą iść do pracy – mówiła na antenie TVN24. Przybysze z Syrii to ludzie czynni zawodowo, którzy w swoim społeczeństwie pełnili ważne i odpowiedzialne funkcje. Są wśród nich inżynierowie, prawnicy, ale też pracownicy fizyczni. Proces ich asymilacji będzie przebiegał zupełnie inaczej, niż w przypadku ośrodków dla uchodźców. – W ośrodkach ci ludzie są odizolowani, przebywają wyłącznie we własnym gronie. Nie ma możliwości, aby stali się oni częścią społeczeństwa, bo sposób, w jaki przebywają w Polsce, temu nie sprzyja – wyjaśnia Płoszczyński. Dlatego Fundacja Estera jako metodę przyjęła sposób organiczny. Uchodźcy trafiają do lokalnych wspólnot, rodzin chrześcijańskich i z czasem stają się członkami tych społeczności. Mój rozmówca, który cały czas jest w kontakcie z rodzinami adopcyjnymi, zapewnia, że proces asymilacji przebiega bardzo szybko, a jednocześnie naturalnie. Syryjczycy zaczną oczywiście od nauki języka polskiego. Jest to o tyle trudniejsze, że są oni rozrzuceni na terenie całej Polski i ciężko jest ich zgromadzić na wspólnym kursie. Dlatego fundacja przygotowuje program e-learningowy, a już teraz do dyspozycji uchodźców są tłumacze, z którymi w każdej chwili można się konsultować telefonicznie.

Wsparcie polskiej gospodarki
Fundacja Estera planuje sprowadzenie do Polski około 1100 rodzin. Pierwsza grupa, która w połowie lipca przyjechała do naszego kraju, to tak naprawdę dopiero początek. To, jak proces przyjmowania uchodźców potoczy się dalej, zależy od polskiego rządu. Płoszczyński raz jeszcze podkreśla, że wszelkie koszty związane z podróżą, transportem, dokumentami czy przebywaniem uchodźców pokryte są przez fundację i osoby fizyczne, państwo ani podatnicy nie muszą do tego dokładać ani złotówki. – Syryjczycy nie są dla Polski żadnym obciążeniem finansowym! Wręcz przeciwnie – w  naszej sytuacji demograficznej, kiedy z Polski wyjeżdża coraz więcej osób, mogą być pomocni dla naszej gospodarki – przekonuje Płoszczyński. Na pytania, dlaczego fundacja zajmuje się sprowadzaniem wyłącznie chrześcijan, podczas gdy muzułmanie także giną w tamtym rejonie świata, Płoszczyński odpowiada, porównując sytuację z czasem II wojny światowej. Wtedy również ginęli przedstawiciele różnych narodowości, wiele państw ucierpiało w wyniku działań wojennych, ale to Żydów poddano masowej eksterminacji, i to wyłącznie z powodu wyznania. Podobnie jest w Syrii, gdzie chrześcijanie są mordowani dlatego, że wierzą w Boga. Kiedy ISIS wchodzi na terytorium jakiegoś państwa nie morduje muzułmanów, ale chrześcijan. Ich życie jest najbardziej narażone. Nawet Parlament Europejski uznał ich za najbardziej prześladowaną grupę na świecie. Ich sytuacja jest podobna do sytuacji Żydów podczas II wojny światowej. – Nikt przy zdrowych zmysłach nie powiedziałby, że pomaganie Żydom jest rasistowskie, bo inne narody i wyznania także cierpią z powodu konfliktu. Nie możemy pozwolić na to, by ta lekcja historii pozostała nieodrobiona i Zagłada się powtórzyła. Mamy okazję do tego, aby nie dopuścić do podobnej sytuacji w Syrii – podsumowuje przedstawiciel Fundacji Estera.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki