Logo Przewdonik Katolicki

Referendum: wsparcie czy przeszkoda dla demokracji?

Łukasz Dulęba
Fot. Radek Pietruszka/pap

Przekazanie obywatelom realnego wpływu na władzę było ważnym wątkiem kampanii prezydenckiej. Czy pomysł referendum obligatoryjnego jest słuszny i czy nie dopuści do tworzenia złego prawa?

Zgodnie z zapisami polskiej konstytucji władza w Polsce jest sprawowana przez przedstawicieli lub bezpośrednio przez obywateli. Dopuszczone są różne formy demokracji przedstawicielskiej, które regulują zarówno zapisy konstytucyjne, jak i odpowiednie ustawy. Konstytucja przewiduje referendum ogólnokrajowe w sprawie szczególnego znaczenia dla państwa, wyrażenia zgody na ratyfikację umowy międzynarodowej oraz tzw. referendum konstytucyjne, dotyczące zmian Konstytucji RP. Istniejące rozwiązania prawne nie pozwalają, by przedmiotem referendum odbywającego się z inicjatywy obywateli były kwestie dotyczące wydatków i dochodów państwa, obronności i amnestii. Aktualnie wszystkie referenda mają charakter fakultatywny, a to oznacza, że instytucje państwowe mogą, ale nie muszą o zdanie pytać obywateli. Dodatkowym zabezpieczeniem ze strony władzy jest ograniczenie mocy rezultatu referendum. W Polsce, by referendum ogólnokrajowe było wiążące, musi wziąć w nim udział więcej niż połowa obywateli uprawnionych do głosowania. Wyjątkiem jest referendum dotyczące zmiany konstytucji, które nie wymaga ponad 50 proc. frekwencji.
           
Zakurzony instrument
Pomysł wprowadzenia obligatoryjnego referendum ma spowodować, że po zebraniu określonej liczby podpisów, np. miliona, państwo zostanie zmuszone do przeprowadzenia referendum. Zwolennicy obowiązkowego rozpisania referendum są zdania, że władza zbyt rzadko zasięga opinii społeczeństwa w ważnych kwestiach państwowych. Rzeczywiście od 1997 r., czyli od momentu wprowadzenia nowej konstytucji, referendum odbyło się tylko dwukrotnie: pierwsze dotyczyło przyjęcia Konstytucji RP, a drugie z 2003 r. umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Jak wskazują zwolennicy referendum obligatoryjnego, do tej pory nie zostało przeprowadzone referendum ogólnopolskie wynikające z inicjatywy obywatelskiej. Pomimo znaczącej liczby podpisów pod niektórymi rozwiązaniami ustawowymi od 1997 r. żaden rząd nie dopuścił projektów obywatelskich do uzyskania oceny w oczach społeczeństwa. Sam pomysł wprowadzenia obligatoryjności nie jest nowy i parokrotnie pojawiał się w wypowiedziach polityków, lecz obecnie żadna z parlamentarnych partii politycznych nie ma w swoim programie postulatu wprowadzenia takiego rozwiązania.
Zdaniem zwolenników większego wpływu obywateli na politykę państwa, przykładem dobrze działających mechanizmów demokracji bezpośredniej jest Szwajcaria. Konfederacja Szwajcarska jest państwem, gdzie dzięki inicjatywie ludowej i referendum obywatele regularnie uczestniczą w procesie politycznym. Regularność nie oznacza jednak, że rola Rady Federalnej (czyli szwajcarskiego rządu) i parlamentu została ograniczona. Referenda dotyczą jedynie 7 proc. wszystkich projektów ustaw. Model ten, zwany demokracją półbezpośrednią powoduje, że obywatele kontrolują działania swoich przedstawicieli.
Czy współudział obywateli powoduje powstanie dobrego prawa służącego całej wspólnocie? W 1959 r. Szwajcarzy w referendum… odmówili przyznania kobietom pełni praw wyborczych, co poprawiono dopiero w 1971 r. W roku 2009, także w referendum, Helweci zdecydowali o zakazie budowy minaretów, co spotkało się z gwałtowną krytyką Kościoła katolickiego. To, że Szwajcarzy korzystają z referendum jako istotnego narzędzia demokracji nie oznacza, że inicjatywy obywatelskie cieszą się poparciem społecznym, gdyż jak dotąd około 90 proc. z nich zostało odrzuconych. Referendum w Szwajcarii w większym stopniu pełni funkcję mechanizmu nacisku na rządzących niż akceleratora obywatelskich inicjatyw.
 
Lek na całe zło?
W opinii wielu politologów przyczyną odwoływania się do narzędzi demokracji bezpośredniej jest nieufność obywateli wobec klasy politycznej. Zdaniem ekspertów jednym z najpoważniejszych problemów współczesnej demokracji jest problem braku reprezentacji politycznej. „Wielu obywateli nie czuje się odpowiednio reprezentowanymi, nie czuje w ogóle, że ich poglądy są odzwierciedlane w procesie politycznym” – mówił Quentin Skinner, profesor Uniwersytetu Londyńskiego, jeden z najwybitniejszych historyków idei. Jednym ze sposobów ominięcia braku reprezentacji są właśnie narzędzia demokracji bezpośredniej, takie jak referendum, które w wyniku inicjatywy oddolnej mogą wprowadzić rozwiązania bliskie obywatelom, a blokowane przez elity rządzące.
Duża część badaczy przestrzega jednak przed traktowaniem referendum jako leku na wszystkie bolączki współczesnej demokracji. W szczególności kwestionowana jest obligatoryjność referendum. Istnieje realna możliwość spełnienia się scenariusza, w którym kontrowersyjny projekt zdobędzie wymaganą liczbę podpisów, co spowoduje konieczność zwołania referendum ogólnokrajowego. Przy braku wymogu 50 proc. frekwencji, o istotnej zmianie prawa może więc zdecydować nieliczna mniejszość. Politycy domagający się wprowadzenia referendum obligatoryjnego zapowiadali włączenie zapisów ograniczających tematykę poddawaną pod głosowanie. W wypowiedzi prezydenta elekta Andrzeja Dudy pojawiła się informacja, że referenda nie mogłyby dotyczyć m.in. spraw światopoglądowych czy kwestii związanych z opodatkowaniem.
Przykład Szwajcarii, w której znacząca większość zgłaszanych inicjatyw oddolnych jest odrzucana w drodze referendum, pokazuje, że istnieją mechanizmy umożliwiające obronę wspólnoty wobec nieodpowiedzialnych działań pewnych grup społecznych.
 
Świat iluzji
Wielu ekspertów zwraca uwagę, że referendum nie powinno zastępować władzy przedstawicielskiej. Zdaniem włoskiego politologa Giovanniego Sartoriego demokracja opierająca się na bezpośrednim udziale obywateli mogłaby się szybko rozbić o niekompetencję wyborców. Decydowanie wymaga wsparcia naukowego, którego przedstawicielom władzy państwowej udzielają eksperci. Złożoność współczesnego świata polityki, poczynając od kwestii polityki energetycznej, a na problemach edukacji najmłodszych kończąc, każe wątpić w możliwość sprawnego decydowania obywateli. Brak wiedzy merytorycznej zwiększa bowiem podatność na manipulację. Kampanie informacyjne wykorzystywane przez partie polityczne czy grupy interesu do przeforsowania własnych partykularnych celów nie pomagają obywatelom w zdobyciu rzetelnej wiedzy o tematach referendum. Często same pomysły referendalne pochodzą właśnie od polityków, chcących stworzyć wrażenie oddolnej potrzeby przeprowadzenia zmian. Referenda nierzadko stają się więc plebiscytami czy sondażami popularności. Z drugiej strony instytucje demokracji bezpośredniej wzmacniają legitymację suwerena, czyli narodu, potwierdzając jego rolę w procesie demokratycznym.
Współczesne demokracje są systemami zdolnymi do samonaprawy, zagwarantowanej przez wybory powszechne oraz równy dostęp do prawa wyborczego. Pomysł mający na celu zwiększenie roli obywateli w procesie każe zapytać, czy spadek zaufania do instytucji przedstawicielskich nie oznacza niepowodzenia aktualnego modelu demokracji. Wszak niezdolność realizacji postulatów społeczeństwa może niedobrze wróżyć o stanie demokracji. Zdaniem bułgarskiego politologa Iwana Krastewa to, co wydaje się być kryzysem współczesnej demokracji, jest zarazem jej sukcesem. Spory ideowe, konflikty polityczne, różnica zdań to esencja demokracji. Chodzi o to, by spełnione zostały jak najlepsze warunki, w których prowadzona jest debata publiczna. T.S. Eliot, którego przywołuje Krastew, pisał, że społeczeństwa w poszukiwaniu ideału „marzą o systemach tak doskonałych, że nikt nie będzie musiał być dobry”. Problem więc leży w sile, możliwościach i chęci społeczeństwa, gotowego do naprawy demokracji, opierając się na prawie, które brałoby pod uwagę wszystkich.
 



 Jak to się robi w Szwajcarii?
Jedna z najstarszych republik w Europie od ponad 150 lat korzysta z instytucji demokracji bezpośredniej, jaką jest referendum. Szwajcarska konstytucja przewiduje referendum w sprawie całkowitej lub częściowej zmiany konstytucji federalnej, a także tzw. referenda obligatoryjne, czyli takie, które ze względu na wagę zmian zawsze wymagają przeprowadzenia, oraz fakultatywne, czyli takie, które zostają przeprowadzone na wniosek 50 tys. obywateli.
Referendum dotyczące zmiany konstytucji odbywa się w momencie, gdy z taką inicjatywą wystąpi 100 tys. obywateli. Zmiany konstytucji, które nie są efektem inicjatyw obywatelskich, także muszą zostać poddane pod ogólnokrajowe głosowanie. To referendum obligatoryjne dotyczy także kwestii przystąpienia do organizacji międzynarodowych oraz ustaw uznawanych za pilne. Wówczas o losie zmian decydują nie tylko obywatele, ale także kantony, będące podstawowymi jednostkami samorządu terytorialnego w Szwajcarii.
Na szczeblu federalnym nie ma możliwości inicjatywy obywatelskiej względem ustaw, jednak Szwajcarzy mają istotny wpływ na kształt stanowionego prawa. Jedną z możliwości jest referendum fakultatywne, które przeprowadzone jest w czasie 100 dni od publikacji danego aktu prawnego, na żądanie 50 tys. obywateli lub ośmiu kantonów. Tym rozwiązaniom podlegają m.in. ustawy federalne, ustawy pilne czy umowy międzynarodowe. (ŁD)
 

14 czerwca w referendum Szwajcarzy zadecydują o zmianie art. 119 swojej konstytucji, poświęconego sztucznemu zapłodnieniu, a sprawa dotyczy diagnostyki preimplantacyjnej (PID).
 
Dziś zgodnie z prawem „poza organizmem kobiety może być rozwinięte do stadium embrionu tylko tyle ludzkich komórek jajowych, ile może być natychmiast użyte do implantacji”. Zgodnie z nowelizacją ma być ich więcej, a maksymalna liczba embrionów byłaby ograniczana tylko przez możliwości techniczne.
 
Dwa tygodnie przed głosowaniem w mediach przeważały głosy zwolenników wprowadzenia PID. Za przyjęciem zmian była też większość partii, a swój sprzeciw najgłośniej deklarowała Ewangelicka Partia Ludowa. Jednak sami Szwajcarzy niespecjalnie byli poruszeni toczącą się dyskusją i raczej nie podejmowali tego tematu podczas rozmów z sąsiadami czy kolegami w pracy.
 
Jak wygląda samo głosowanie? Na kilka dni przed referendum każda osoba mająca szwajcarskie obywatelstwo otrzyma pocztą kartę do głosowania. Samo referendum zaplanowano na 13 i 14 czerwca. Lokale do głosowania otwarte będą w sobotni wieczór i przez 3–4 godziny w niedzielę. Wynik uznaje się za wiążący, jeśli większość głosujących i kantonów opowie się za.
 
Z Bazylei
Mateusz Fiedler
 
 


 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki