Ks. Maciej K. Kubiak: – Ksiądz Kardynał często przypomina, że Jezus nauczał, zaczynając od tego, co ludzkie. W katechezie spotkać można jednak tendencję, która zaczyna się od doktryny, zasad i reguł etycznych, mniej zwracając uwagę na doświadczenie człowieka.
– Istnieje w historii Kościoła tradycja teologiczna, katechetyczna i duszpasterska, dla której ważne są przede wszystkim definicje. Dzisiaj często znajduje to odzwierciedlenie w listach pasterskich, które przypominają niezmienne prawdy wiary i moralności. To jest ważny sposób komunikowania z punktu widzenia poprawności doktrynalnej. Patrząc od strony duszpasterskiej, trzeba jednak powrócić do narracji. Zacytuję filozofa minionego wieku Ludwiga Wittgensteina, który powiedział: „o tym, czego nie da się wypowiedzieć, należy milczeć, ale można opowiedzieć”. Cisza dotyczy tajemnicy Boga, transcendencji. Mimo to można tę tajemnicę w jakiś sposób opowiedzieć. Może się to dokonać przez opis wydarzenia lub osoby, w której ta tajemnica jakoś się odsłania. Dlatego Chrystus rozpoczyna od opowiadania o królestwie Bożym. Definiuje je w sposób bardzo esencjalny, mówi prosto, czym ono jest, ale zaraz potem wyjaśnia jego znaczenie za pomocą skojarzeń egzystencjalnych, życiowych. Nie rezygnuje w ten sposób z głoszenia obiektywnej prawdy, ale przekazuje ją w taki sposób, aby słuchacz mógł poczuć się zaangażowany. Wydaje się to trudniejsze od zwykłego przekazywania wiedzy, ale metoda ta okazuje się bardziej przenikająca serce człowieka. Takie podejście zakłada też spotkanie, które czasem jest zderzeniem opinii. Tak rodzi się dialog, który czasami staje się też czymś, co paradoksalnie pogłębia dystans między rozmówcami. Tego zderzenia w dialogu nie jesteśmy w stanie całkowicie wyeliminować. Św. Paweł uczył, że Ewangelia jest skandalem dla świata, nie tylko drogą do porozumienia.
Ks. Mirosław Tykfer: – Ksiądz Kardynał uważa, że w duszpasterstwie należy bardziej położyć nacisk na problem subiektywizmu niż relatywizmu.
– Moim zdaniem we współczesnej kulturze wyrażenie „relatywizm”, którego zresztą często używał Benedykt XVI, jest czymś niezrozumiałym, niejednoznacznym. Niezrozumienie polega na tym, że samo słowo „relatywizm” jest przeciwieństwem do czegoś absolutnego. Absolutyzacja oznacza natomiast, że prawda będzie narzucona. Dlatego wielu ludzi mówi, że nie chcą, aby ktoś im narzucał swoje poglądy. Kościół nie może narzucać prawdy. Również dlatego, że człowiek jest wolny, a więc jego zgoda na przyjęcie prawdy o czymś, co jest słuszne lub nie, wymaga jego wolnej decyzji. Zgadzam się, że w dzisiejszym świecie dochodzi do relatywizowania prawdy, a więc dowolnego przyjmowania lub odrzucania konkretnych prawd wiary czy moralności. Uważam, że to, co można zrobić w tej sytuacji, to uświadomić tym ludziom, że takie podejście będzie rodzić problemy. Należy uświadamiać im niebezpieczeństwo ich subiektywizmu.
Ks. M.T.: – Czym jest ten subiektywizm?
– Subiektywizm polega na tym, że każdy ma swoją własną prawdę. Oczywiście w pewnym sensie to jest pogląd słuszny, ponieważ każdy człowiek przeżywa i wyraża prawdę w sposób bardzo osobisty. Dotyczy to także prawd z dziedziny nauk ścisłych. Byłoby jednak bardzo niedobrze, gdyby każdy człowiek, w swoim własnym sposobie widzenia rzeczywistości, był całkowicie i niezmiennie przekonany, że jego subiektywna prawda jest tą jedyną. Taka postawa prowadzi nie tylko do całkowitej anarchii, ale także do skrajnej niepewności oraz nieustannego napięcia.
W naszej zachodniej kulturze doszliśmy do tego, że każdy ma swoją własną prawdę, osobiste racje. To wygląda jak obszar ruchomych piasków, masa poglądów, które się nieustannie zmieniają. Właśnie na ten teren niestety wkraczają fundamentaliści, którzy głoszą swoje poglądy jako prawdę absolutną, tzn. uważają, że znają całą prawdę i mogą ją narzucać innym. To jest ich odpowiedź na tę mieszaninę niepewnych poglądów. Fundamentalizm nie jest jednak dobrą odpowiedzią na subiektywizm. Mimo że wielu młodych ludzi fascynuje się takim podejściem.
Ks. M.T.: – Ojciec Giussani, charyzmatyczny ksiądz z Mediolanu, uczył, że należy zwracać uwagę na ludzkie doświadczenie, ale jednocześnie trzeba uważać, aby nie doprowadzić w ten sposób do skoncentrowania człowieka na sobie.
– Duszpasterstwo powinno opierać się przede wszystkim na znajomości i wierności wobec prawd wiary, które Kościół określa jako prawdy najważniejsze. Dotyczy to także zasad etycznych. Powinny być one głoszone w sposób pogłębiony, wydobywający z nich to, co jest zasadnicze. Mam na myśli miłość, sprawiedliwość i sens ludzkiego życia. Myślę także o tajemnicy Boga i o objawieniu w Chrystusie. To są niezmienne punkty, które są jak filary, na których opiera się Kościół. Jednak trzeba pamiętać, że prawda przekazywana przez Kościół (i powiedział o tym także papież Franciszek) nigdy nie jest prawdą absolutną, tzn. ludzie wierzący nie poznają jej w sposób absolutny. Prawda zawsze jest w relacji do człowieka. Jeśli byłoby inaczej, prawda objawiona byłaby gdzieś daleko, jak gwiazda na niebie. Byłaby dla nas nieosiągalna. Prawda bez relacji jest czystą abstrakcją, jakąś niezrozumiałą i daleką od życia definicją. Prawda musi zatem zostać przez człowieka przyjęta. Każdy człowiek robi to jednak w sposób bardzo osobisty. Zobaczmy dla przykładu Ewangelie. Mamy cztery różne teksty, które posiadają swoją charakterystykę Chrystusa. W żadnej z nich Chrystus nie jest przedstawiony dokładnie tak samo. To jest owoc tego, co nazwałem osobistym przeżywaniem prawdy, odkrywaniem jej na drodze własnego postrzegania. W tym sensie to, co jest tutaj subiektywne, a więc osobiste, należy widzieć jako coś pozytywnego. Musimy jednak pamiętać , że osobiste odkrywanie prawdy powinno zakładać wiarę w istnienie prawdy obiektywnej. Człowiek, który rzeczywiście chce poznać prawdę, nie będzie zatrzymywał się jedynie na tym, co sam uważa za słuszne.
Ks. M.T.: – A więc duszpasterstwo musi opierać się nie tylko na poprawnym przekazywaniu prawd wiary i moralności, ale być wrażliwe na sposób, w jaki człowiek ją przyjmuje i przeżywa?
– Musimy stronić od abstrakcyjnego wykładu, czyli skoncentrowania na przekazie absolutnie obiektywnej prawdy, ale z drugiej strony niebezpieczeństwem jest skupianie się na tym, co przelotnie przeżywamy, na płytkim sentymentalizmie. Nie możemy sprowadzić przekazu wiary do praktykowania emocjonalnej dewocji. Tutaj jest problem katechezy. Nie może być tak, że zadbamy o poprawny wykład, ale nie zauważamy sposobu, w jakim człowiek przyjmuje głoszoną przez nas prawdę, ani na to, jak ją przeżywa i w wolności wybiera. Moim zdaniem katecheza nadal nie odnalazła tej właściwej równowagi między abstrakcyjnym wykładem a ludzkim doświadczeniem. W gruncie rzeczy jest to problem języka. Chodzi przecież o to, aby komunikacja i przyjęcie prawdy dokonywało się w spotkaniu. Jeśli przekazywanie prawdy jest zbyt trudne, to wierni mogą jej nie zrozumieć. Może jednak istnieć także zamknięcie lub obojętność ze strony samych słuchaczy. Spotkanie, o którym mowa, dotyczy więc prawdziwego zetknięcia się dwóch języków: tego, który odnosi się do prawdy objawionej i tego, którym posługuje się słuchacz.
Ks. M.K.: – Żyjemy w czasach, w których kultura wydaje się być pozbawiona głębszego wymiaru. Czy zatem jest możliwe spotkanie wiary z kulturą współczesną?
– Współczesnej kultury nie charakteryzuje walczący ateizm. Problemem jest raczej to, co nazywam apatią ateizmu, czyli obojętność, szarzyzna. Jako chrześcijanie żyjemy w takiej właśnie kulturze. W obszarze poszukiwań intelektualnych możemy na szczęście zauważyć brak satysfakcji z powodu tego zobojętnienia. Nie da się przecież podejmować tylko tematów społecznych, tzw. życiowych konkretów, np. o narkotykach czy nierozwiązanej wciąż kwestii głodu na świecie. Pytania, które dotyczą spraw ostatecznych rodzą się same. Niektóre środowiska protestanckie, choć zdarzają się też takie grupy katolickie, uważają, że wystarczy, żebyśmy zadowolili się pewnym minimum, nie oczekiwali zbyt wiele od ludzi. Często u podstaw takiego myślenia kryje się lęk. Tym charakteryzuje się także myślenie skrajnie konserwatywne. Myślę o tych, którzy uważają, że wielu ludzi jest poza dobrem. Tymi dobrymi jesteśmy „my” i to my jesteśmy w środku tego, co dobre. Dlatego mamy tendencję do ustalania z ludźmi pewnego minimum dotyczącego wiary i etyki. Prowadzi to do unikania niektórych problemów. Nie dotykamy np. kwestii bioetycznych czy wielkich pytań o wiarę. Prawdziwy dialog wierzących z osobami żyjącymi we współczesnej kulturze powinien polegać na pójściu do nich ze znajomością i świadomością wielkości tego, w co wierzymy. Chodzi o dialog w kontekście ogromnie bogatej tradycji, która posiada przecież nieprzecenioną wartość. Pomyślmy tylko o tym, co powstało w światowej kulturze i sztuce z inspiracji chrześcijaństwa. Pomyślmy o historii myśli europejskiej i osiągnięciach etyki. Trzeba rozmawiać o miłości, o życiu i śmierci, o wieczności. Powinniśmy rozmawiać też o sprawiedliwości i prawie moralnym naturalnym. Ten dialog nie może polegać jednak tylko na spieraniu się o zasady. Tak rozmawiają fanatycy. W prawdziwym dialogu pojawia się zawsze pewnego rodzaju zadziwienie i ja tego zwykle doświadczam.
Kard. Gianfranco Ravasi, przewodniczący Papieskiej Rady Kultury, członek Papieskiej Komisji Biblijnej. Od 2007 r. co tydzień publikuje w „Przewodniku Katolickim” artykuły objaśniające Pismo Święte.