Odra była problemem w Niemczech od października, ale gdy 18 lutego minister zdrowia w senacie Berlina Mario Czaja ogłosił, że z powodu choroby zmarł 1,5-roczny chłopiec, odra stała się tematem numer jeden. Niemieckie media codziennie podają aktualny stan liczby chorych, a politycy i lekarze ochoczo i głośno zabierają głos za lub przeciw wprowadzeniu obowiązkowych szczepień, bo te u naszych zachodnich sąsiadów są w tej chwili zależne od decyzji rodziców.
Pierwsza śmiertelna ofiara choroby nie była szczepiona przeciw odrze. Podobnie jak zdecydowana większość pozostałych chorych – według Urzędu Zdrowia i Spraw Socjalnych dla Landu Berlin (LAGeSo) ponad 90 proc. chorych nie miała podanej szczepionki.
Wirus z Bałkanów
W ciągu ostatniego półrocza w samej stolicy Niemiec odnotowano blisko 700 zachorowań, z czego ponad 500 już w bieżącym roku. Obecny wybuch choroby zaczął się w metropolii nad Szprewą jesienią, w ośrodku dla uchodźców z Bośni. W czasie wojen z końca ubiegłego wieku procent szczepień na Bałkanach zdecydowanie spadł. Jednocześnie ruszyła stamtąd fala migracji do Niemiec. Pochodzących z Bałkanów mieszkańców Berlina przybywa do dziś. Z jednej strony odpowiedzialni za zdrowie niemieccy politycy podkreślają, że ogromna większość chorych to Niemcy, których z Bośniakami łączy tylko to, że nie byli szczepieni. Jednocześnie jednak urząd LAGeSo planuje stworzenie centralnego dla całego Berlina punktu szczepień dla uchodźców. Ma to pozwolić na ograniczenie choroby. Dodatkowym argumentem jest kolejna fala migrantów, bo w ostatnich miesiącach do Niemiec przyjechały dziesiątki tysięcy Kosowarów. Problem jest tak duży, że Niemcy wysłali na Węgry swoich policjantów – granica węgierska jest ulubioną przeprawą prowadzącą do Unii Europejskiej. Planowanemu centralnemu punktowi szczepień w Berlinie przybywa potencjalnych pacjentów.
Odra atakuje jednak nie tylko w stolicy. Źle wygląda sytuacja choćby przy granicy z Polską, w regionie Odra-Szprewa w Brandenburgii, ale też na pograniczu z Austrią, w bawarskim Traunstein. Odra przypomniała światu również o trzydziestotysięcznym Bad Hersfeld w Hesji. Mieszka tam pięcioletnia Aliana. Ma chroniczne zapalenie mózgu. – Lekarze nie dają nam nadziei. Nasza córeczka umiera – mówi Suvarez Iljaz, ojciec dziewczynki. Aliana miała trzy miesiące, gdy zachorowała na odrę. Powikłania po odrze zaatakowały jej mózg. Dziewczynka gaśnie. Zaczęło się od kilkusekundowych drzemek. Dziś pięciolatka nie siedzi, nie mówi, jest karmiona sondą. – Jak usłyszałam o śmierci chłopca w Berlinie, zrobiło mi się strasznie smutno – trzęsący się głos Mirelli Kunzmann, matki Aliany, można usłyszeć w telewizji i radiu.
Rodziców Aliany zna cały kraj, bo para przekonuje w internecie i w mediach do szczepień dzieci. Namawiają do tego także dorosłych, szczególnie kobiety, które planują dzieci. – Matki powinny zrobić wszystko, by zadbać o swoje dzieci – powtarza Mirella, bo ona swojemu dziecku nie przekazała odpowiednich przeciwciał – sama nie była szczepiona i jej organizm nie zbudował odporności przekazywanej dziecku w czasie ciąży. W Niemczech sytuacja taka jak Mirelli i Aliany to żadna rzadkość.
Oczy na Polskę
Nie wszyscy są zaszczepieni, więc wystarczy kilka przypadków, by odra zaczęła się rozprzestrzeniać. I to w dużej mierze także wśród dorosłych, dla których choroba może być nawet groźniejsza. – Co drugi chory ma powyżej 18 lat – wylicza Peter Lang z Federalnej Centrali Świadomości Zdrowotnej. W co czwartym przypadku leczenie choroby jest możliwe tylko w szpitalu. Dorośli trafiają tam jeszcze częściej. W Berlinie większość hospitalizowanych to pacjenci między 20. a 45. rokiem życia.
W berlińskim Wald-Gymnasium w dzielnicy Charlottenburg po stwierdzeniu, że zachorował jeden z uczniów, odwołano lekcje i odesłano młodzież do domów. Na drugi dzień do szkoły byli wpuszczani tylko ci, którzy udowodnili, że są zaszczepieni. Kontrole przechodziło 55 osób, które miało kontakt z chorym. Szkolne drzwi zamknęły się przed ósemką uczniów i… dwojgiem nauczycieli. Również z powodu choroby ucznia aż trzy dni była zamknięta Carl-Zeiss-Oberschule na południowych obrzeżach Berlina.
Dziś w Niemczech jako przykład wskazywana jest m.in. Polska, gdzie odra jest od 40 lat na liście chorób, przeciwko którym szczepienie jest obowiązkowe. Paradoksalnie właśnie z Berlina przyjechała dziewczynka, u której we Wrocławiu stwierdzono pierwszy w tym roku przypadek odry w Polsce.
Tydzień po informacji o śmierci półtorarocznego chłopca berlińska klinika Charité, gdzie leczone było dziecko, uściśliła, że dziecko cierpiało też na inne choroby. Gdy nałożyła się na nie odra – organizm dziecka nie wytrzymał. Dla jednych to argument, że sama odra to jednak nie tak groźna choroba. Dla innych powód, by jeszcze lepiej zadbać o zdrowie.
Dr Paweł Grzesiowski, ekspert ds. szczepień:
– Szczepienia są jedynym skutecznym sposobem zapobiegania chorobom zakaźnym, przeciwko którym nie ma jeszcze leków. Odra, świnka czy różyczka to właśnie takie schorzenia, na które nie mamy jeszcze żadnego leku przeciwwirusowego i jedyną metodą ograniczania szerzenia się tych chorób w społeczeństwie jest szczepienie ochronne. Jeśli zaniechamy szczepień, a będziemy mieli kontakt z osobą chorą, to najprawdopodobniej zostaniemy zakażeni. Z punktu widzenia zdrowego rozsądku szczepienie się jest jedynym wyjściem. Część osób boi się szczepień, bo jest to ingerencja w układ odpornościowy człowieka, a wiedza o nim nie jest duża. Wokół szczepień narosło też wiele mitów jak ten, że wywołują one u dzieci autyzm. Wiele osób tak twierdzi, choć dawno udowodniono brak związku między szczepieniem a tą chorobą. Z całą pewnością dzisiejsze liczne zachorowania na odrę na zachodzie Europy są efektem takiej antyszczepionkowej fali sprzed 15 lat, kiedy to w Niemczech, Szwajcarii, Austrii, Włoszech czy Francji rodzice masowo nie szczepili swoich dzieci przeciwko tej chorobie. Dziś widzimy, jak się to kończy. We Francji dwa lata temu było pięć śmiertelnych przypadków odry, w tym roku mamy już taki jeden w Berlinie.
Justyna Socha, rzecznik prasowy Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach „STOP NOP”:
– Nie utożsamiamy się z określeniem ruch antyszczepionkowy, bo nie jesteśmy przeciwnikami szczepień. Jesteśmy za to przeciwnikami przymuszania do nich. Pacjenci powinni mieć wybór. Niestety w Polsce na rodziców, którzy z różnych względów chcą rezygnować ze szczepień swoich dzieci nakładane są różne sankcje. To wbrew prawom pacjenta. W naszym kraju przed każdym zabiegiem medycznym prosi się pacjentów o zgodę. Nie dotyczy to tylko szczepień. Podobnie przed każdym zabiegiem pacjenta informuje się o wszystkich ewentualnych następstwach. Bez tego zabieg można uznać za nielegalny. W przypadku szczepień rodziców dzieci nie informuje się o zagrożeniach. A jest ich wiele, od odczynów poszczepiennych, gorączki, wymiotów, do poważnych i nieodwracalnych powikłań neurologicznych. Niestety większości powikłań nikt nie rejestruje, media głównego nurtu o nich nie informują. Obecne stwarzanie atmosfery zagrożenia odrą jest irracjonalne. Z danych PZH wynika, że w tym roku, do początku marca w naszym kraju odnotowano 6 zachorowań na Odrę. Rok temu w tym czasie zachorowań było już 34 i nikt nie wszczynał alarmu. Ten obecny jest nieuzasadniony.