Logo Przewdonik Katolicki

Tylko miłość

Kinga Waliszewska

Rozmowa z ks. Marcinem Lewandowskim, perkusistą zespołu Soudarion, oraz Pawłem Karlińskim, wokalistą i gitarzystą, o debiutanckiej płycie grupy.

Zostaliście okrzyknięci Debiutem Roku 2015, teraz dochodzi do tego pierwszy krążek. Jego tytuł to powrót do źródeł.
Paweł Karliński: – Utwór Tylko Miłość w zasadzie rozpoczął naszą przygodę tworzenia zespołu i grania muzyki w szerszych kręgach. Początek naszej działalności w 2007 r. wiąże się z przyjściem do naszej ówczesnej parafii farnej w Śremie księdza Marcina, wtedy neoprezbitera.

Ks. Marcin Lewandowski: – Jest takie powiedzenie: pierwsza parafia, pierwsza miłość (śmiech). Po zaledwie roku, krótko przed zmianą parafii i przed wyjazdem części młodych na studia do Poznania, postanowiliśmy, że chcemy coś dalej wspólnie tworzyć, grać koncerty, ewangelizować. Muzyka daje moc i przekaz, a jest to nośnik, który trafia do młodzieży. 

O czym jest Wasza płyta?
P.K.: – To tylko miłość (śmiech). Miłość, którą obdarzył nas Pan Bóg. W utworze Nowy wiatr jesteśmy zachwyceni tym, co On nam daje. Bliżej nieba i W promieniach słońca wyrażają naszą radość. Kiedy. Pobłogosław Panie Mi to z kolei wysławianie Boga. Piosenka Zimne noce opowiada o strachu przed takimi chwilami, gdy w naszym życiu nie ma Boga, a Rozstanie o strachu, by ktoś z naszych bliskich nie odszedł od Boga. Bądź dla mnie portem to prośba, by Pan był przy mnie, kiedy jest mi ciężko, Mój pokój to wezwanie Boga, by przyszedł i wypełnił moje życie. Staraliśmy się, by każda z tych piosenek była dopracowana, była swego rodzaju perełką, a nawet miała szansę stać się radiowym singlem. 

Gracie wspólnie już siedem lat. Jaki styl udało się Wam wypracować?
P.K.: – Staramy się utrzymać miękki klimat popowy z jednej strony, a z drugiej zadziorny rockowy,  niekiedy z domieszką elektroniki. Wybór padł na ten styl, bo chodzi nam o to, by posługiwać się językiem zrozumiałym dla innych. Poza tym muzyka grana w durowych akordach jest znakomitym narzędziem pozytywnego przekazu i radości, a taki właśnie obraz chrześcijaństwa chcemy ukazywać. Głównym motorem naszego działania jest ewangelizacja. Nie wychodzimy poza to. Aby robić to dobrze, czasami musimy nieco odejść od naszego ulubionego stylu muzycznego, tzn. grać nieco łagodniej, mniej rockowo. Często ludziom nie łączą się te dwa obrazki, że można grać dobrą, fajną muzykę i być jednocześnie człowiekiem wierzącym, który chodzi do kościoła, jest aktywny w wierze, czyta Pismo Święte, wyznaje zasady i wartości chrześcijańskie. Zauważyłem, że ludziom, szczególnie młodym, nie mieści się w głowie, że można połączyć bycie katolikiem i normalnym człowiekiem, że to nie są dwa przeciwstawne obozy. To właśnie staramy się pokazać.

Ks. M. L.: – Czasem włączę coś naszego młodzieży, którą uczę w szkole i sprawdzam ich reakcje. Na początku było to dla nich szokiem, padały komentarze: o, oni Bogu śpiewają! Ksiądz tam jest, fajne to jest, potem pojawiało się więcej lajków na Facebooku (śmiech). Rzeczywiście – młodzi słuchają, podoba im się. Ważne jest posługiwanie się językiem dla nich zrozumiałym, a tym dla młodych jest muzyka. Myślę, że my też powinniśmy mówić w ten sposób, by oni chcieli naszych kawałków słuchać.

 

Czy dziesięć utworów, które znalazły się na płycie, to wszystko Wasze autorskie piosenki?
P. K.: – Tak. W większości komponujemy wspólnie, część piosenek jest mojego autorstwa, część księdza Marcina, ale to on napisał większość tekstów.

Ks. M.L.: – Proces tworzenia odbywał się najczęściej tak, że Paweł wysyłał mi linię melodyczną, mówiąc mi w ten sposób, jak chciałby słyszeć wokal, a ja starałem się wtedy wczuć w całość klimatu utworu i dobrać do muzyki słowa na chwałę Pana. Przyznam, że nie zawsze było to łatwe zadanie, bo jednak linia melodyczna dość ogranicza autora. Aby wyrazić coś w ciekawy sposób, trzeba się zmieścić w sylabach. 

P. K.: – Jest tylko jeden wyjątek. Do utworu Dzięki Ci najpierw powstał tekst, a później improwizowana melodia. Nazwałbym go taką frywolną formą podziękowania Bogu za życie. To utwór bardzo osobisty. 

Co właściwie oznacza nazwa Waszego zespołu?
Ks. M.L.: – Nasza nazwa – Soudarion – oznacza chustę pogrzebową, która spoczywała na twarzy Jezusa i była pierwszym świadkiem Jego zmartwychwstania. Proponując ją zespołowi, pomyślałem, że motyw jest świetny – dotykamy w niej męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa, a więc uderzamy w punkt, w to, co jest najważniejsze dla naszej wiary. Staramy się w zespole łączyć dwie sprawy: ewangelizację i przyjemność, hobby. Bóg daje nam radość z tego, że ewangelizujemy, ale cieszy nas też to, że możemy razem grać i rozwijać swoje talenty. Połączenie celu ze środkiem daje nam też poczucie harmonii tego, co robimy.

P. K.: – Chcemy zbliżać ludzi do Boga, a mówiąc „ludzi”, myślę też o nas samych. Każdy z nas nieraz od Boga odchodzi, ale jesteśmy przekonani, że tylko On jest w stanie sprowadzić nas na właściwą drogę życia. Również nam potrzebna jest wspólna modlitwa i wspólny śpiew – to są dla nas zawsze ważne doświadczenia.

Ks. M. L.: Zespół tworzy dwanaście osób, które są rozsiane po Wielkopolsce. Czasem trudno dojechać na próbę, bo każdy ma dużo własnych obowiązków, każdy pracuje, a potem pędzi na próbę, pokonując wiele kilometrów – to takie nasze zwykłe trudności. Jesteśmy ludźmi o różnych temperamentach, charakterach i upodobaniach, a jednak przez tyle lat istnienia się nie rozpadliśmy – odczytuję to jako cud. Łączy nas Jezus Chrystus i to On jest naszą siłą. Duch Boży jednoczy nas wokół siebie i wokół sprawy ewangelizacji. Jeżeli Bóg będzie chciał byśmy grali, to tak się stanie. Ja to traktuję jako naszą misję i powołanie.

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki