Rynek muzyki tworzonej przez chrześcijan (zwanej czasem muzyką chrześcijańską) ciągle się rozwija, dźwięki te są coraz lepsze, bo i coraz więcej zawodowych muzyków oddaje swoje granie Bogu, a w gronie tym odnajdziemy właściwie każdy muzyczny styl. Droga każdej grupy muzycznej i każdego artysty jest podobna: początkowo tworzy się zazwyczaj do szuflady, później prezentuje się to najbliższemu otoczeniu, zaczyna się powoli zdobywać popularność, grać koncerty, nagrywa się single, demo, w końcu płytę, która… leży w domu bądź na sklepowej półce. W Polsce nawet w największych sklepach sieciowych sprzedaż najlepszych polskich zespołów wynosi około 400 sztuk płyt rocznie! – W naszym kraju nie zarabia się na krążkach, jedynie na koncertach, choć i tu jest coraz trudniej – zdradza menedżerka Sylwia Smoczyńska. Muzycy chrześcijanie potwierdzają: jeśli mówimy o jakimś zysku ze sprzedaży płyt, to jedynie po koncertach. – Ludzie chcą muzyki, nie płyt – twierdzi Tomasz Sztreker, prezes Polskiej Akademii Biznesu, koordynator i twórca dzieła „Wiara w biznesie”. Dlaczego nie stworzyć np. chrześcijańskiego iTunes’a? Można by tam kupować pojedyncze mp3 artystów chrześcijan lub całe płyty w tym formacie. Coraz więcej słuchaczy tego właśnie szuka.
Do jednej bramki z proboszczem
Hasło „Róbmy dobro dobrze”, które przy tego rodzaju dyskusjach wraca jak bumerang, jest rzeczywiście kluczowe. – Wszyscy strzelamy do tej samej bramki – lubi powtarzać Paweł Karliński, lider zespołu Soudarion (Debiut 2015 na Festiwalu „Chrześcijańskie Granie”). – To, co my wszyscy robimy, to przede wszystkim ewangelizacja. Ale musimy to robić na najlepszym poziomie, by zburzyć w końcu stereotyp muzyki tworzonej przez chrześcijan – mówi. Debiutancki krążek tej kapeli dowodzi, że jest to możliwe. Widać i słychać, że jest lepiej niż jeszcze kilka lat temu, ale jeszcze zbyt często poziom jest średni. – Teraz praktycznie każdy za niewielkie pieniądze może wydać album, ale zawsze pozostaje kwestia jego zawartości. Dlatego to, co na pewno należy do zadań muzyków, to praca, praca i współpraca – ocenia Piotr Polański z Radia Wnet i Radia Warszawa. Współpraca dotyczy całego środowiska związanego z muzyką – od samych artystów, przez producentów i wydawców, na mediach i… proboszczach skończywszy. Na tym polu jeszcze bardzo dużo do zmieniania. Na lepsze oczywiście.
Co wspólnego z muzyką graną przez chrześcijan mają wspomniani już proboszczowie? Ich rola w promocji zespołów może być ogromna. Są tacy księża, którzy nie stawiają przeszkód w organizacji np. festynów czy pikników parafialnych, na które parafialna rada duszpasterska zaprosiła grupę muzyczną. Są i tacy, którzy twierdzą, że takich przedstawień nie potrzebują i mówią kategoryczne „nie”. Ks. Jacek Miszczak, dyrektor Radia Dobra Nowina (RDN) Małopolska, prowadzący Listę z Mocą twierdzi, że jeśli dany proboszcz zna zespół, tzn. miał okazję go poznać (CD, internet, osobiście), wtedy jest o wiele większa szansa, że zgodzi się na koncert w swojej parafii. Ponownie wraca temat wiedzy – najpierw musi się dowiedzieć, że dany zespół w ogóle istnieje. Zdaniem Sylwii Smoczyńskiej to właśnie parafie i proboszczowie są dziś główną siecią dystrybucji muzyki tworzonej przez chrześcijan.
Pieniądze zawsze się znajdą
I na koniec kwestia być może dla niektórych drażliwa, ale której nie da się pominąć – pieniądze.
– Jeśli chcemy dobrej muzyki, a chcemy, wspierajmy muzyków, oni też muszą za coś żyć – apeluje Janusz Sikorowski, wieloletni pracownik londyńskiej centrali „The Agency Group”, dziś ekspert wydawnictwa RTCK (Rób to, co kochasz). Pieniądze są potrzebne na dobre instrumenty, dobry sprzęt nagłaśniający, czy choćby na wejście do studia i zarejestrowanie dobrej jakości singla czy później całego krążka. – To są duże koszty – przyznaje Klaudia Grabek, wokalistka zespołu StronaB (Debiut 2012). Jeżeli jednak funkcjonuje się w tym środowisku muzyki tworzonej przez chrześcijan, pieniądze zawsze się znajdą. – Jest wsparcie, jest poczucie, że gdy robimy coś dobrego, to otrzymamy pomoc. Nie oznacza to oczywiście słabej jakości, wręcz przeciwnie, mobilizuje nas to do ciężkiej pracy. Podkreślam jedynie jak ważne jest bycie częścią tej wspólnoty muzyków chrześcijan. Tylko dzięki temu, że ktoś najpierw zauważył StronęB, postanowił w zespół zainwestować, dziś mamy fantastyczną rockową kapelę, która niedawno wydała drugi znakomity krążek – mówi Grabek.
Zacieśnianiu więzi w muzycznym środowisku chrześcijan sprzyjają na pewno takie wydarzenia jak festiwale. To okazja, by budować społeczność wspierającą określone wartości, w tym wypadku chrześcijańskie. Festiwale są też umocnieniem w wierze i we wspólnocie, którą tworzymy jako zespół – dodają członkowie grupy Albo i Nie. I niezmiennie podkreślają, że najważniejsza rola festiwali to promocja – więcej osób ma szansę usłyszeć o danym wykonawcy. – Nie należy zapominać o czymś być może najważniejszym, o kontaktach szeptanych – dodaje Michał Guzek. – Nic nie zastąpi bezpośredniego przekazu z ust do ust. Każdy z nas może więc w jakiś sposób przyczynić się do rozwoju sceny muzyki tworzonej przez chrześcijan w Polsce.
– Jest potencjał – podkreśla Janusz Sikorowski – resztę trzeba wypracować. I dodaje: – Skoro nasza wiara bez uczynków jest martwa, jak mówi św. Jakub, trzeba wspólnie działać, by królestwo Boże się rozwijało. Przed nami zdecydowanie ciężka praca, ale jak mawiał św. Ojciec Pio – gdyby każdy z nas realizował swoje powołanie na sto procent, na ziemi byłby raj. A czy w raju nie ma miejsca na muzykę? Jest, ale tylko na dobrą.