Rozmowa z Tadeuszem „Tadkiem” Polkowskim rapującym o patriotyzmie, Polsce, jej historii i zapomnianych bohaterach.
Czujesz się jak belfer, taki wychowawca z krwi i kości?
– Nie (śmiech). Nie mam takich kwalifikacji.
No tak, ale robiąc kawałki o generale Nilu, rotmistrzu Witoldzie Pileckim, Ince, Żołnierzach Wyklętych, mam wrażenie, że trochę wyręczasz nauczycieli w ich pracy.
– Moje kawałki nie zastąpią lekcji ani książkowej monografii choćby Witolda Pileckiego. Trudno przecież w trzyminutowym utworze zawrzeć pasjonujący biogram rotmistrza. Dlatego moje utwory są inicjacją, zaproszeniem do poszerzenia wiedzy. Z ustnych relacji i e-maili od ludzi, którzy po wysłuchaniu moich kawałków na żywo czy w internecie zaczęli interesować się historią Polski, można by napisać całkiem obszerną książkę. Daje mi to ogromną satysfakcję, bo okazuje się, że mój przekaz ma jakąś skuteczność.
Czyli jednak niezamierzony, niewykwalifikowany, ale nauczyciel.
– Na efekty mojego zwracania uwagi na historię trzeba poczekać jeszcze kilka lat, bo to wtedy wysiłki dobrego nauczyciela najlepiej widać. W szkole jest wiele przedmiotów, które są dla nas niezbędne, jak choćby matematyka, która dobrze gimnastykuje nasz mózg. Ale część z tych przedmiotów ma znikomy wpływ na nasze życie. Co innego historia. Ona jest budulcem, przestrogą na przyszłość, daje też szeroką wiedzę o człowieku, jego relacjach i postawach. Polska historia to takie bolesne wyjaśnienie, dlaczego dziś jest tak a nie inaczej, a z drugiej strony budulec dumy z heroicznych i prawych postaw polskich bohaterów.
Ojciec opozycjonista, do tego piszący poezję, także prozę. Na to, by przesiąknąć patriotyzmem, byłeś chyba skazany.
– Do opozycyjnej karty mojego ojca trzeba jeszcze dodać dziadka – żołnierza Armii Krajowej. Takich jak mój dziadek na pierwszym zjeździe kombatantów niepodległościowego podziemia po Okrągłym Stole w 1989 r. było blisko 100 tys. Oni w latach wyżu demograficznego mieli liczne potomstwo – mój dziadek na przykład miał trzech synów. Ale nie wszystkim udało się przekazać następnym pokoleniom swój patriotyzm, tak jak mojemu dziadkowi. A szkoda, bo gdyby to się udało, dziś patriotów liczylibyśmy w milionach. A czy ja na patriotyzm byłem skazany? Pewnie gdyby ojciec był milicjantem, a dziadek oficerem Urzędu Bezpieczeństwa, nie robiłbym tego, co dziś robię, i nie natknął się na książki, które miałem dotąd szczęście przeczytać.
A czym jest dla Ciebie ojczyzna, patriotyzm?
– Ojciec Święty Jan Paweł II na określenie ojczyzny użył słowa ojcowizna. Czyli jest to miejsce, gdzie się wychowałem, gdzie z pokolenia na pokolenie żyła moja rodzina. Dawniej polska kultura miała taką siłę, że przybywający do Polski emigranci już w drugim pokoleniu walczyli w narodowych powstaniach. Wielu ojców czy dziadków polskich patriotów przybyło do nas z zewnątrz. Tak było choćby w powstaniu styczniowym. Dziś jest zupełnie inaczej. Polacy się wynaradawiają, pozostawiają swój kraj. Naród jest zepsuty, okaleczony, wyniszczony wojnami i konfliktami. Przez to nie ma elit. Wybiera rządzących, którzy na potęgę zadłużają nasz kraj. I tu potrzebny jest nasz patriotyzm, czyli działanie na rzecz tego kraju. Pomijając aspekty kluczowe związane ze znajomością historii naszego narodu, tożsamością, kulturą, bardzo istotną sprawą są kwestie gospodarcze. Ktoś kiedyś słusznie powiedział: „Tyle wolności, ile własności, tyle suwerenności, ile ziemi”. Dziś jesteśmy krajem skolonizowanym. Lokalna prasa należy do niemieckich koncernów. Zagraniczne media z kolei pod płaszczem pluralizmu promują antypolskość. Banki, w większości zagraniczne, wspierają nie rodzimy kapitał, a obce gospodarki, podobnie jak sklepy wielkopowierzchniowe, które zarabiają na polskich produktach, a nie płacą w Polsce podatków. Rzecz nie do pomyślenia choćby w Niemczech. Patriotyzmem dziś jest kupowanie polskich produktów, wspieranie swojej ojczyzny, bo w ten sposób, chłodno kalkulując, dbamy o własny interes. Jeśli Polska będzie mogła na nas liczyć, a dodatkowo wesprze ją emigracja, każdemu z nas będzie żyło się lepiej.
Patriotyzm w sensie konserwatywnym kojarzy się też z wiarą, Kościołem. A Ty mówisz wprost: „Jestem młodym Polakiem, który wierzy w wartości, nie pluje na Kościół, choć za często w nim nie gości”. Dlaczego nie gościsz?
– To nie tak, że ja nie chodzę do kościoła. Jest spory przedział pomiędzy stereotypem starszej pani w moherowym berecie a kimś, kto powtarza palikociarskie antyklerykalne slogany. To miała być odpowiedź tym, którzy uważali, że jestem nazbyt kościółkowy. A to nieprawda. Prawdą natomiast jest to, że Kościół podobnie jak Polska cierpi na wiele bolączek. Na szczęście poznałem bardzo wielu wspaniałych księży, którzy przypominają mi historię niezłomnych polskich bohaterów. Rozmawiamy przed kościołem Kapucynów w Krakowie, gdzie wisi tablica upamiętniająca walkę kapucynów w imię Polski, począwszy od konfederatów barskich po późne lata PRL. W klasztorze miał swoje osobiste archiwum Łukasz Ciepliński w trakcie działalności IV Zarządu WiN, a przed świątynią stoi krzyż na mogile konfederatów barskich i cywili poległych w walce z Moskalami. Przez lata z mojego mieszkania widziałem zarówno kościół, jak i krzyż. Kiedy się złamał, a ojciec kolegi postanowił sfinansować nowy, pobiegłem, by pomóc w jego stawianiu. W śnieżycy na rusztowaniu czterdzieści minut trzymałem go na plecach, a potem przez dwa tygodnie bolał mnie kręgosłup, ale było warto. To przecież zarazem pomnik polskich bohaterów. Tadeusz Kościuszko święcił tu szablę przed rozpoczęciem insurekcji. Bo Kościół z polskością był związany zawsze i tak jak społeczeństwo był gnębiony, okaleczany i niszczony.
Krzyż dla konfederatów stawiałeś przez przypadek, ale akcje patriotyczne robisz świadomie. Działasz szczególnie miedzy innymi na rzecz Łączki czy organizujesz akcję kulturalno-edukacyjną „Burza 2014”.
– Skoro wspominałeś o „Burzy 2014”, to ja wspomnę jeszcze o festiwalu, który miał się odbyć w największej widowiskowo-sportowej hali w Polsce. Miało wystąpić dwanaście składów hip-hopowych z najwyższej półki, częściowo w wersji symfonicznej. Oprócz koncertu w planie były spotkania kombatantów, wystawy, konferencje, maratony dokumentalne. Wszystko dotyczyło historii Polski. Celem było zebranie pieniędzy na pomnik Państwa Podziemnego, który miałby stanąć przed Zamkiem Królewskim na Wawelu. Do końca się to nie udało, bo na dwa tygodnie przed koncertem inicjatywa upadła. Miało to być wydarzenie, jakiego do tej pory w historii Polski nie było. Ale takie przedsięwzięcia jak „Burza” czy koncerty połączone z krótkim wstawkami kombatantów o swojej historii, a także handel płytami, książkami czy ostatnio polskim, zdrowym jedzeniem, mają wspólny mianownik: dobro naszego kraju i narodu. Pokazuję, że mogę sprzedać płytę za 10 zł, z czego po pokryciu kosztów można jeszcze 5 zł poświęcić na szczytny cel: budowę jakiegoś pomnika, pomoc jakiejś rodzinie czy choremu dziecku. Ale to wszystko dlatego, że jestem wydawcą, przedstawicielem handlowym i autorem w jednym.
Myślisz, że patriotyczny gigant rotmistrz Witold Pilecki byłby dumny z pracy, którą wykonujesz?
– Mam nadzieję, że rotmistrz wyraziłby się o tym, co robię, z aprobatą. Pileckiego zresztą bardzo często pokazuję jako wzorzec patriotyzmu na czas pokoju. Niezwykłe w nim jest to, że całe życie był ochotnikiem, nikt mu niczego nie kazał. Nikt nie kazał mu zakładać Tajnej Armii Polskiej, a wcześniej brać udziału w młodzieżowej konspiracji. Nikt nie zmuszał go, by walczył w wojnie z bolszewikami, za którą dostał dwa Krzyże Walecznych. Nie musiał bić się jako szeregowy pod zmienionym nazwiskiem w powstaniu warszawskim ani dostać się do Auschwitz, by rozpracować obóz „od środka” i organizować tam powstanie. Nikt nie kazał mu też wracać do Polski po wyswobodzeniu przez Amerykanów. Pomijając jednak wybitne zasługi w czasie wojny, w okresie międzywojnia wychowywał dwójkę dzieci. Malował, pisał wiersze, uczył je miłości do świata, przyrody i Polski. Nawet będąc w Auschwitz, w listach starał się dbać o wychowanie dzieci. W dzisiejszej Polsce, w której dzieci jest coraz mniej, a te które są, często są źle wychowywane, rotmistrz jest przykładem, jak wychowywać należy. Srebrny Krzyż Zasługi dostał jednak nie za wychowywanie dzieci, a za działalność społeczną – uczenie chłopców przysposobienia obronnego, szczególnie dziś ważnego w kontekście słabej armii. Pilecki zakładał też spółdzielnie. Ta jego działalność społeczno-biznesowa to kolejny przykład tego, co możemy zrobić dziś dla naszej Ojczyzny.