Od pewnej pani (notabene aktywnej zawodowo pedagog) usłyszałam ocenę, że rodzice mają wpływ na dziecko do 7. roku życia, potem decydującą rolę w kształtowaniu postaw i podejmowaniu decyzji mają koledzy i szkoła. Oczywiście gdyby tak było, mój artykuł byłby pozbawiony sensu. Jednak przytaczam wypowiedź pani pedagog, ponieważ dobrze odzwierciedla rozpowszechnione przekonanie wielu rodziców: „Nie mam wpływu na mojego nastolatka”.
Nie dajmy sobie tego wmówić. Badania naukowe pokazują, że (zwłaszcza gdy chodzi o decyzje seksualne) rodzice mają duży wpływ na swoje nastoletnie dzieci. Czynnikami sprzyjającymi zachowaniu przez nie czystości seksualnej są: nisko konfliktowy dom rodzinny, dobra komunikacja z rodzicami, właściwie realizowany nadzór i troska rodzicielska oraz konserwatywna postawa rodziców wobec aktywności seksualnej młodzieży i seksu przedmałżeńskiego. Z drugiej strony, wpływ ma także presja rówieśnicza. Osoba przyjaźniąca się z tzw. aktywnymi seksualnie rówieśnikami jest poddawana presji społecznej, której może ulec. Wczesnej inicjacji seksualnej sprzyja też środowisko przyjaciół, którzy piją alkohol, zażywają narkotyki lub palą papierosy. Po szczegółowe opracowanie tematu warto sięgnąć do specjalistycznej publikacji dr. Szymona Grzelaka pt. Profilaktyka ryzykownych zachowań seksualnych młodzieży.
Istota zakochania
Pytanie, które zadaje sobie wiele dziewcząt, brzmi: „Czy sprawiedliwe jest twierdzenie, że nastolatkowie nie potrafią prawdziwie kochać?”. Stan zakochania, którego doświadczają, jest tak bardzo rzeczywisty, tak prawdziwy, że wydaje im się, że to na pewno jest miłość na całe życie, a odrzucenie będzie tragicznym końcem nadziei, iż spotka ich w życiu jeszcze prawdziwa miłość. Problem rozmowy z zakochaną nastolatką potęguje fakt, że nie rozumie ona i nie potrafi przyjąć do wiadomości, iż chłopcy w jej wieku często patrzą na dziewczyny zupełnie inaczej. Nie jak na „miłość swojego życia”, ale jak na obiekt pożądania. Dlatego warto rozmawiać o tym, zanim nasze dzieci zaczną fascynować się płcią przeciwną. Dziewczynom warto uświadomić, że chłopcy niekoniecznie będą podzielać ich stan romantycznej, emocjonalnej fascynacji drugą osobą, a raczej doceniać ich walory fizyczne, atrakcyjność. Nie oznacza to, że chłopcy są gorsi, tylko że potrzebują bardziej dojrzeć, by docenić w dziewczynie jej inne zalety. Chłopcom warto tłumaczyć z kolei, że dla dziewczyn ważne są bardziej więzi niż strona fizyczna związku i by tego nie popsuć, należy traktować dziewczynę z szacunkiem, tj. mówiąc wprost: „Trzymać ręce przy sobie”. To są sprawy związane z naturalnym rozwojem człowieka. Problem rozpoczyna się w momencie, gdy rozwój ten zostaje zakłócony, np. uzależnieniem nastolatka od pornografii, ale to temat na osobny artykuł.
Dla obu płci ważne jest rozróżnienie między uczuciem miłości (afektem) a pożądaniem. Afekt jest zewnętrznym wyrazem czegoś głębszego, co łączy daną parę. Jest czymś więcej niż pociąg fizyczny. Pożądanie z kolei jest wyrazem pociągu seksualnego. Pożądanie, jeśli je dodatkowo podsycamy, może wymknąć się spod kontroli, sprawić, że przestajemy szanować drugą osobę i jej pragnienia. Pożądanie nie daje, ono bierze. Może prowadzić do zaspokajania siebie kosztem drugiej osoby. Gdy pożądanie staje się głównym motorem działań, jest to szkodliwe – emocjonalnie, zdrowotnie, duchowo – także w małżeństwie. Dla każdej zdrowej pary podstawowym celem powinien być afekt, każdy kontakt fizyczny powinien być pełen czułości, być wyrazem miłości, dawaniem z siebie, nie braniem. Ważne, by kontakty fizyczne (także intymne) były wyrazem miłości, ukoronowaniem relacji. Na tym zresztą polega porażka feministycznych postulatów przeciwdziałania gwałtom. Para, która ledwo się poznała i od razu weszła w sferę kontaktu intymnego, jest pozbawiona prawdziwej relacji, afektu. Kieruje nimi wyłącznie pragnienie zaspokojenia pożądania. A pożądanie samo z siebie wyłącznie bierze, nigdy nie daje. Nietrudno tu o doświadczenie gwałtu.
Granice intymności
Podstawą każdego zdrowego związku jest przyjaźń. Kwestia dotyku, kontaktu fizycznego jest jak lukier na cieście. Nie da się upiec ciasta, jeśli surowe polejemy lukrem. Lukier zmiesza się z ciastem i powstanie zakalec. Aby upiec na przykład placek drożdżowy, potrzebujemy podstawowych składników, dodawanych we właściwej kolejności. Potrzebujemy mąki (znaczących rozmów), jajek (podobnych wartości moralnych, religijnych), cukru (wspólnych zainteresowań), drożdży (wzajemnego szacunku). Gdy to zadziała, gdy placek się upiecze, możemy dodać lukier: fizyczną intymność. Z drugiej strony, związek bez intymności fizycznej będzie niepełny. To dotyk jest wyrazem tego, że łączy nas coś więcej niż przyjaźń. Jak widać, intymność fizyczna jest zwieńczeniem intymności emocjonalnej i intelektualnej. Nie zaczynajmy od końca. Odpowiedni sposób wyrażania afektu będzie różny na różnych etapach bycia parą. Dlatego można pokusić się o stworzenie stadiów wyrażania miłości. Pierwszy etap to wyrażanie miłości wzrokiem. Zaczynamy patrzeć na drugą osobę inaczej niż na przykład na siostrę czy koleżankę. Nawiązujemy też kontakt wzrokowy z osobą, którą kochamy. Zakochanie to jedyny przypadek, gdy możemy drugiej osobie patrzeć długo w oczy i nie powoduje to nieprzyjemnego napięcia, a wręcz przeciwnie. Każde inne intensywne wpatrywanie się w oczy drugiej osoby budzi agresję. Pojawia się wyrażanie miłości głosem – zaczynamy mówić innym tonem do osoby, którą kochamy. Potem pojawia się z kolei dotyk – trzymamy się za ręce, przytulamy czy obejmujemy w pasie. Jak dotąd mamy sześć świetnych sposobów fizycznego wyrażania afektu!
Kolejne trzy stadia mogą z jednej strony wyrażać afekt, lecz mają w sobie potencjał przerodzenia się w pożądanie. Są to pocałunki, głaskanie po głowie (w trakcie przytulania czy pocałunku) czy głaskanie ciała (poza strefami genitalnymi). Mówiąc wprost – to jest granica, której przekroczenie powoduje, że nad stanem zakochania w parze niebędącej małżeństwem zacznie przeważać pożądanie.
Jeśli nie budujemy na przyjaźni, stajemy się niewolnikami pożądania. W tym momencie relacja nie ma szans rozwijania się w zdrowy sposób. Pożądanie koncentruje się na budowaniu więzi na poziomie fizycznym, nie pozwalając na rozwój intymności emocjonalnej, intelektualnej i duchowej. W rezultacie, po seksie dana para nie ma nawet za bardzo o czym rozmawiać. Słucha radia, ogląda telewizję, ewentualnie idzie spotkać się z przyjaciółmi, którzy mają im coś do powiedzenia. Pocałunek czy przytulenie stają się zbędne, bo są pozbawionym znaczenia gestem. Nie wyrażają prawdziwej intymności. Jest seks, ale brakuje serca i duszy związku.
Dlatego absolutnie nieprzekraczalną granicą w związku, który nie jest małżeństwem, powinien być moment punktu pieszczot stref intymnych drugiej osoby (nawet przez ubranie). Jak to trafnie ujęli Heather Gallagher i Peter Vlahutin, z których książki A case for chastity (Argumenty za czystością), czerpałam przy pisaniu tego artykułu: „Zgodnie z logiką celowa stymulacja powinna wieść do stosunku seksualnego. Zwodniczym jest przygotowywać drugą osobę na nic. Nawet gdy mózg chłopca zgadza się na to, że „nie przekroczymy pewnej granicy”, jego ciało będzie go pchało dalej. (…) Bóg zaprojektował stymulację seksualną tak, by dążyła do dopełnienia. Trenowanie samego siebie, by odciąć się od stymulacji tuż przed jej dopełnieniem jest niebezpieczne. Obniża naszą zdolność do otwarcia się w pełni na seks w małżeństwie. Bóg nawet ostrzega nas przed tym w Biblii: «Za cóż budzić ze snu, na cóż rozbudzać umiłowaną, póki sama nie zapragnie» (nie jest na to gotowa)?”.
*
Oczywiście rozmowy na taki temat nie będziemy przeprowadzać „w biegu” między pobudką a wyjściem dziecka do szkoły czy między odrabianiem zadań domowych a pływalnią. Warto przeznaczyć na to jakieś popołudnie. Rozmowę można rozpocząć, pokazując album z własnymi zdjęciami ślubnymi i tym samym ukazując, jak niesamowitym momentem jest przyjęcie tego sakramentu. Nie oznacza to jednak zwierzania się ze szczegółów swojego życia intymnego. Wręcz przeciwnie, pokażmy dziecku, że z szacunku do osoby kochanej nie powinniśmy dzielić się sprawami najbardziej intymnymi z innymi ludźmi.