Warunkiem przyjmowania miłości jest rozumienie sposobu, w jaki Bóg kocha człowieka. Nie jesteśmy w stanie przyjąć Bożej miłości ani jej naśladować, jeśli nie rozumiemy, na czym ta miłość polega. Po grzechu pierworodnym wielu ludzi nie rozumie języka miłości, a przez to myli miłość z pożądaniem, współżyciem seksualnym, uczuciami, zakochaniem, tolerancją, akceptacją, a nawet z pobłażaniem złu czy naiwnością. Od radości oddalają się nie tylko ci, którzy oddalają się od miłości, lecz także ci, którzy mylą miłość z czymś, co wydaje się do miłości podobne, a co w rzeczywistości jest jej zaprzeczeniem. Mylić miłość z niemiłością to tak poważny błąd, jakby mylić radość ze smutkiem czy życie ze śmiercią.
Miłość bezwarunkowa i komunikowana z bliska
Nasza radość jest tym większa, im bardziej precyzyjnie rozumiemy miłość Boga do człowieka, objawioną w Jezusie. Jest to najpierw miłość bezwarunkowa. Na miłość Boga nikt z nas nie musi zasługiwać. Stwórca kocha każdego z nas za nic! Kocha także tych, którzy nie kochają nikogo, nawet samych siebie. Miłość Boga jest nieodwołalna. Bóg nie przestanie nas nigdy kochać. Gdyby nawet ktoś z ludzi znalazł się w piekle, to i tam będzie przez Boga kochany. Radość, jaką przynosi nam Jezus, to radość pełna, gdyż płynie ona z miłości bezwarunkowej, która nigdy się nie skończy. Jezus okazuje nam nie tylko miłość bez żadnych warunków i na zawsze. Zbawca komunikuje nam tę miłość nie z dalekiego nieba, lecz z bardzo bliska: z perspektywy ziemi i w doczesnych warunkach. Syn Boży stał się człowiekiem i przyszedł do nas osobiście właśnie dlatego, że miłość komunikowana z bliska bardziej nas umacnia niż ta sama miłość komunikowana z daleka. Ta prawda odnosi się również do miłości w relacjach między ludźmi.
Miłość widzialna i ofiarna
Niewidzialny Bóg stał się widzialnym człowiekiem po to, byśmy mogli dosłownie zobaczyć Jego miłość. W czasie publicznej działalności Syn Boży okazywał miłość poprzez swoją fizyczną obecność, pracowitość i czułość. Małżonkowie i rodzice, którzy mają czas dla swoich bliskich, którzy oddają im swoje siły i zdrowie oraz którzy promieniują czułością do małżonka i dzieci, naśladują tę widzialną miłość Jezusa. Radość głosiciela Ewangelii płynie z opowiadania współczesnym ludziom – często smutnym z powodu samotności i braku wsparcia nawet ze strony najbliższych – o zaskakującej miłości Boga do człowieka, która w Chrystusie stała się tak bliska, że aż widzialna.
Bóg, który przyjął ludzką naturę, kocha nas nie tylko z bliska i widzialnie, lecz także ofiarnie – aż do krzyża, aż do oddania za nas życia. Człowiek czuje się tym bardziej kochany, im większą i im bardziej bolesną cenę płaci ktoś za tę miłość. Najbardziej kocha ten, kto potrafi najwięcej dla nas i z nami wycierpieć. A najwięcej dla nas i z nami wycierpiał Chrystus. Syn Boży przyszedł na tę ziemię, chociaż z góry wiedział, jaki los zgotują Mu ludzie źli i grzeszni. Ewangelia to zupełnie zaskakująca nowina o tym, że Bóg kocha każdego z nas do tego stopnia, że nasz los jest dla Niego ważniejszy niż Jego los. W obliczu tak wielkiej miłości pozostaje nam zdumienie, zachwyt i wdzięczność, czyli to wszystko, co prowadzi do radości, jakiej ten świat dać ani zabrać nam nie może.
Bóg utożsamia się z człowiekiem
Radość uczniów Jezusa osiąga swój szczyt wtedy, gdy uświadamiamy sobie, że Bóg kocha nas do tego stopnia, że aż utożsamia się z nami: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Dla każdego z nas Bóg postanowił być sejfem i zamkiem warownym. Gdy prezydent jakiegoś mocarstwa pokazuje się w miejscach publicznych, wtedy otoczony jest przez świetnie wyszkolonych ochraniarzy, którzy w obliczu zagrożenia gotowi są zasłonić go własnym ciałem. Każdy z nas jest dla Boga ważniejszy niż prezydent największego mocarstwa, gdyż naszą ochroną jest sam Bóg. Stwórca każdego z nas chroni sobą. Czyni to nie dlatego, że ktoś Mu za to płaci, lecz z nieskończonej miłości. Od czasów Jezusa już wiemy, że każdy cios, który ktoś nam zadaje, przechodzi najpierw przez serce Boga i rani serce Zbawiciela. Również wtedy, gdy człowiek krzywdzi samego siebie, najpierw zadaje cios Bogu, gdyż On chroni nas sobą nie tylko przed zagrożeniami zewnętrznymi, lecz także przed naszą własną słabością. Czy może istnieć większa radość od tej, która płynie z pewności, że sam Bóg ochrania i osłania mnie sobą w obliczu każdego niebezpieczeństwa?
Miłość, radość i realizm
Trwałej radości doświadczamy wtedy, gdy przyjmujemy miłość od Boga i gdy tę miłość naśladujemy w relacji do samych siebie oraz do bliźnich. Miłość, którą objawia nam Jezus w Ewangelii, jest nie tylko szczytem dobroci, lecz także szczytem mądrości. Nie ma ona nic wspólnego z sentymentalizmem czy naiwnością, która rozczarowuje i prowadzi do smutku. Jezus uczy nas miłości ofiarnej aż do krzyża, a jednocześnie – co wydaje się trudne do pogodzenia – miłości mądrej, wymagającej, a nie mylonej z naiwnością czy rozpieszczaniem. Zasady takiej mądrej miłości wyjaśnia Chrystus w przypowieści o synu marnotrawnym. Mądrze kochający ojciec – symbol Boga – nie wycofuje miłości do błądzącego syna. Nie zsyła mu żadnych kar ani cierpień, ale też nie przeszkadza synowi ponosić konsekwencje błędów, które tenże syn popełnia. Ojciec wie, że na skutek cierpienia błądzący ma szansę zastanowić się, wrócić i doświadczyć radości z ocalenia i pojednania (por. Łk 11–32).
Bóg chce, byśmy kochali wszystkich ludzi, ale nie oczekuje, byśmy wszystkim okazywali miłość w ten sam sposób. Przeciwnie, własnym przykładem upewnia nas o tym, że inaczej okazuje się miłość dzieciom, a inaczej dorosłym; inaczej ludziom zdrowym, a inaczej chorym; inaczej tym, którzy postępują zgodnie z Dekalogiem, a jeszcze inaczej tym, którzy krzywdzą samych siebie i bliźnich. Ta prawda jest szczególnie ważna w obliczu mody na naiwnie rozumianą tolerancję czy akceptację.