Logo Przewdonik Katolicki

Twarda ręka Franciszka

Krzysztof Bronk
Fot.

Franciszek znany jest ze swego miłosierdzia dla grzeszników. Zjednało mu ono popularność nie tylko w Kościele, zwłaszcza że porównywany jest wtedy z Benedyktem, który ponoć tylko napominał, straszył i karcił. Ale Franciszek potrafi też zawstydzić i upokorzyć.

Przekonał się o tym osobiście 16 stycznia kard. Roger Mahony, emerytowany arcybiskup Los Angeles. Tego dnia Franciszek wygłosił niezwykle ostre kazanie, w którym bezlitośnie rozprawił się z winnymi skandali w Kościele.

 

Ostre słowa

Papież podkreślił, że u podstaw tych skandali leży brak żywej relacji z Bogiem i Jego Słowem. W takiej sytuacji bowiem zepsuci kapłani, zamiast dawać chleb życia, podają ludowi Bożemu zatruty pokarm. „Tak wiele skandali, których nie chcę tu po kolei wyliczać, ale wszyscy o nich wiemy. Wiemy, gdzie są! – mówił Franciszek. – Skandale, za które trzeba było słono zapłacić. I dobrze, tak trzeba... Wstyd dla Kościoła! Ale czy wstydziliśmy się za te zgorszenia, za te porażki księży, biskupów, świeckich? Słowo Boże w tych skandalach było rzadko obecne, rzadko trafiało do tych ludzi! Bo nie mieli więzi z Bogiem! Mieli stanowisko w Kościele, władzę i wygody. Ale Słowa Bożego nie!”. Twarde słowa. Wręcz niesprawiedliwe, jeśli weźmie się pod uwagę, że w Stanach Zjednoczonych, aby pokryć wielomilionowe odszkodowania i honoraria dla prawników, diecezje musiały sprzedawać kościoły i szkoły, które przecież budowane były z wdowiego grosza i służyły konkretnym ludziom. Te słowa nabrały jednak innego znaczenia, kiedy kilka godzin później dowiedzieliśmy się, że z papieżem koncelebrował tę Mszę kard. Roger Mahony. Przez 26 lat kierował on archidiecezją Los Angeles, która stała się uosobieniem skandali seksualnych, a wypłacone z tej racji odszkodowania i honoraria dla prawników sięgnęły niemal 700 mln dolarów, sumy wręcz niewyobrażalnej. Kiedy przed rokiem opublikowano obszerną dokumentację o skandalach w tej archidiecezji, kard. Mahony uznał swoją winę, przyznał, że nie dopełnił obowiązków w zakresie ochrony nieletnich. Zaś jego następca abp José Gómez pozbawił go wszelkich publicznych funkcji w archidiecezji Los Angeles. Teraz zamiast pokutować za błędy, wybrał się do Watykanu, i usłyszał od papieża, co usłyszał. „No i co, nie wstyd?” – pytał się Franciszek. „Przypominają mi się słowa Jezusa o tych, przez których przychodzą zgorszenia…  A tu właśnie przyszło zgorszenie: cały upadek ludu Bożego, aż po słabość, aż po zepsucie kapłanów”.

 

Nauka pokory

Papież upokorzył amerykańskiego purpurata, taki był powszechny odbiór jego słów. Ale Franciszek upokarza też w innym sensie. Uczy pokory. Doświadczyli tego arcybiskupi pominięci przez papieża przy ostatnich nominacjach kardynalskich. We Włoszech najboleśniej odczuły to diecezje w Wenecji i Turynie, na dobre przyzwyczajone do biskupa w purpurowym birecie. Przypomnijmy, że Wenecja dała Kościołowi w ubiegłym stuleciu trzech papieży: Piusa X, Jana XXIII i Jana Pawła I. W kalkulacjach Franciszka została pominięta. Zamiast tego, ze znanych sobie tylko powodów Ojciec Święty mianował kardynałem arcybiskupa Perugii, gdzie kardynał był po raz ostatni pod koniec XIX w. w osobie późniejszego papieża Leona XIII. Dlaczego Perugia? Naprawdę nie wiadomo. Nie wiadomo też dlaczego kolejny kardynał na Filipinach albo na Haiti czy w Burkina Faso. Można odnieść wrażenie, że w wielu wypadkach Franciszek rzeczywiście kierował się ewangeliczną zasadą i wybrał to, co jest słabe i niepozorne, jak na przykład Haiti, by upokorzyć to, co wydaje się możne. Dodajmy, że los Wenecji podzieliła też na przykład Bruksela czy Toledo, stolice prymasowskie Belgii i Hiszpanii. W Brukseli zaskoczenie było wielkie, tym bardziej, że abp Léonard już pod koniec roku przyznał w jednym z wywiadów, że spodziewa się nominacji, skoro jego poprzednik kard. Danneels skończył 80. rok życia. I żal abp. Léonarda, bo ten dość już znosi upokorzeń we własnej ojczyźnie. Półnagie aktywistki Femenu co chwila zakłócają jego wystąpienia, targając się na prymasa Belgii czy to z tortem, czy z wodą. A abp Léonard to pasterz najwyższej próby. No cóż, takie są realia Kościoła. Jego punkt ciężkości przenosi się z Europy na nowe kraje i inne kontynenty.

 

To nie zaszczyt

Sam Franciszek chce też zmienić charakter tej funkcji w Kościele. Dał temu wyraz w liście do nowych kardynałów, przypominając, że to ani wyniesienie, ani zaszczyt, lecz droga uniżenia i pokory. Nowych purpuratów zachęca, by przyjęli tę nominację z prostotą i pokorą serca. Prosi, by radość, która towarzyszy takiej chwili „była daleka od jakiegokolwiek przejawu światowości czy świętowania obcego ewangelicznemu duchowi surowości, skromności i ubóstwa”. Upokorzeniem niektórych środowisk kościelnych była nominacja dla abp. Gerharda Müllera, prefekta Kongregacji Nauki Wiary. W ostatnich miesiącach zjednał on sobie wielu wrogów za odważną obronę nierozerwalności sakramentu małżeństwa w kontekście trwającej obecnie debaty na temat osób żyjących w związkach niesakramentalnych. W kilku publicznych wystąpieniach, w tym w jednym artykule opublikowanym za aprobatą Franciszka, abp Müller przypominał, że nierozerwalność  małżeństwa jest oparta na jednoznacznym nauczaniu Jezusa i że Kościół nie ma prawa tu nic zmieniać. Swego oburzenia takim postawieniem rzeczy nie ukrywali najważniejsi niemieccy hierarchowie z kard. Reinhardem Marxem na czele. Zaczęto nawet rozpuszczać pogłoski, że papież nie ma z tym nic wspólnego, ale że to osobista gra abp. Müllera, odziedziczonego po pontyfikacie Benedykta XVI. Pojawiły się również wnioski o dymisję dla tego prefekta najważniejszej watykańskiej kongregacji, bo jak mówiono blokuje on rozwój dyskusji na temat rozwiedzionych. Franciszek tymczasem udzielił zdecydowanego poparcia abp. Müllerowi. Najpierw na audiencji dla kard. Meisnera podkreślił, że to właśnie do abp. Müllera należy rozstrzyganie spornych kwestii doktrynalnych, a teraz mianował go kardynałem.

 

Nominacje bez uprzedzenia

Na marginesie warto dodać, że nominacje kardynalskie były prawdziwym zaskoczeniem dla wielu nowych purpuratów, zwłaszcza tych w terenie. Abp Gualtiero Bassetti z Perugii dowiedział się o tym w zakrystii. A dokładniej nie chciał o tym słyszeć, kiedy ktoś z wiernych przyszedł do niego po Mszy z gratulacjami. Dosłownie wyrzucił go za drzwi, sądząc, że to głupie żarty. Koledzy z francuskiej sekcji Radia Watykańskiego odbyli przy tej okazji najbardziej kuriozalne w swej karierze wywiady, dzwoniąc do Afryki tuż po ogłoszeniu przez papieża na Anioł Pański listy nowych kardynałów. Znaleźli się na niej między innymi arcybiskupi Ouagadougou i Abidżanu. Telefony z radia, z prośbą o komentarz, przyjmowali z niedowierzaniem czy wręcz oburzeniem. „Proszę nie gadać bzdur, Pan się musi mylić – mówił rozgoryczony abp Jean-Pierre Kutwa. – Gdyby to była prawda, to coś bym o tym chyba wiedział. To musi być pomyłka, dopiero co rozmawiałem z nuncjuszem, a takie wiadomości zawsze otrzymuje się za pośrednictwem nuncjatury”. Nawet dostojnemu, bo 98-letniemu abp. Lorisowi Capovilli, wieloletniemu sekretarzowi osobistemu Jana XXIII papież nie oszczędził niespodzianek. O nominacji dowiedział się przypadkowo z telewizji.        Myślę, że to całe zamieszanie z nominacjami bez uprzedzenia jest jak najbardziej celowe. Jeszcze wymowniej pokazuje, że nie chodzi tu o żaden zaszczyt, lecz o zaciągnięcie do służby. Trzeba jednak przyznać, że nieco inaczej, a zatem z tym słynnym już miłosierdziem Franciszek zwraca się do ludzi ad extra, spoza Kościoła. Można się było o tym przekonać 13 stycznia, w czasie noworocznego spotkania Franciszka z korpusem dyplomatycznym.

 

Dyplomatycznie do dyplomatów

Takie spotkania należą już do tradycji. Są dla papieża okazją, by zwrócić uwagę rządów na najbardziej zapalne punkty na świecie, niepokojące procesy i zjawiska. Dla Franciszka było to pierwsze programowe wystąpienie do dyplomatów, choć spotkał się już z nimi wcześniej, zaraz po inauguracji pontyfikatu, ale wówczas było to spotkanie raczej kurtuazyjne. Teraz przyszedł czas, by zagrzmieć. Bo na świecie nie dzieje się dobrze. Trwają krwawe wojny, pogłębia się gospodarczy chaos, skala ubóstwa i głodu wciąż jest dramatyczna. Ale papież nie zagrzmiał. Wspomniał oczywiście o tych poważnych problemach, ale nie rozdzierał szat, względem dyplomatów okazał się dyplomatyczny, choć stać go też było na uwagi niepoprawne, jak na przykład o aborcji: „budzi przerażenie sama myśl, że są dzieci, które nigdy nie będą mogły się urodzić – ofiary aborcji”. Te słowa nie bez zdziwienia cytowały w ubiegłym tygodniu wszystkie agencje informacyjne, źle wpisują się bowiem w wykreowany do tej pory wizerunek Franciszka, który nikogo nie gani i nie potępia. Ale papież potrafi mówić ostro i jednoznacznie, bez żadnej pobłażliwości. Trzeba tylko go uważnie obserwować i chcieć słuchać.        

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki