Logo Przewdonik Katolicki

Bez przedawnienia

Łukasz Kaźmierczak
Fot.

Rozmowa z prokuratorem Mirosławem Sławetą z Oddziałowej KomisjiŚcigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu, prowadzącym śledztwo ws.Poznańskiego Czerwca 56.

Rozmowa z prokuratorem Mirosławem Sławetą z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu, prowadzącym śledztwo ws. Poznańskiego Czerwca ’56. 

Mija bez mała 60 lat od wypadków poznańskich, a śledztwo nadal trwa…

– Materia śledztwa jest olbrzymia, niebywale rozległa, dość powiedzieć, że w czasie wydarzeń Czerwca ’56 krzyżowały się ze sobą losy kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Samych pokrzywdzonych jest ponad tysiąc osób. A dotrzeć musimy, jeśli nie do pokrzywdzonych – którzy często już nie żyją – to do ich rodzin. Ponadto analizujemy całą masę dokumentów archiwalnych, które są w zasobach IPN oraz innych podmiotów. To wszystko ma istotny wpływ na długość całego postępowania.

 

Pojawiły się jakieś nowe tropy? 

– W tej chwili zasadniczym wątkiem śledztwa jest ustalanie i przesłuchiwanie osób zatrzymanych i aresztowanych  podczas wydarzeń Poznańskiego Czerwca. Oprócz tego pozyskujemy materiały, które są na bieżąco potrzebne np. akta osobowe funkcjonariuszy, czy też akta z postępowań przygotowawczych prowadzonych w 1956 r. Bo choć znane są tylko trzy procesy uczestników Czerwca – „proces trzech”, „proces dziewięciu” i „proces dziesięciu” – to w tamtym czasie prowadzono całą masę postępowań i śledztw, mających kończyć się aktami oskarżenia. Ostatecznie do kolejnych procesów nie doszło, tym niemniej tych spraw było bardzo dużo, podobnie zresztą jak wiele było osób zatrzymanych oraz aresztowanych. Przy czym kwestia osób aresztowanych jest już w zasadzie w śledztwie zakończona, natomiast cały czas opracowywany jest wątek osób zatrzymanych.

 

Na czym polega owo opracowanie?

– Na wstępie ustalam dane osoby zatrzymanej na podstawie dokumentów archiwalnych. Następnie sprawdzam czy osoba ta żyje, a jeśli nie, to ustalam osoby jej najbliższe. Jeśli zatrzymany wówczas, lub ktoś z jego rodziny, zeznaje, że bito go w trakcie śledztwa, muszę uzyskać akta z postępowania przygotowawczego prowadzonego wówczas przeciwko niemu; następnie ustalić krąg funkcjonariuszy, którzy byli zaangażowani w to śledztwo, ściągnąć ich akta osobowe, zbadać je, ustalić, czy ci funkcjonariusze nadal żyją, a jeśli tak, to przesłuchać ich. Wreszcie dokonać analizy, czy istnieją podstawy do przedstawienia zarzutów prokuratorskich.

 

Udaje się jeszcze postawić komuś zarzuty?

– Częstokroć jest tak, że ustalamy kto był sprawcą znęcania się nad zatrzymanymi, ale ta osoba już nie żyje. W jednym przypadku udało nam się ustalić żyjącego podejrzanego i sprawa ta skończyła się w sądzie wyrokiem skazującym. To był funkcjonariusz jednej z komend dzielnicowych milicji w Poznaniu, który wymuszał zeznania biciem – pistoletem, pałką i gołymi rękoma.

 

Liczba przesłuchanych jest rzeczywiście imponująca.

– W tej chwili to jest już prawie 1300 osób. Akta liczą 129 tomów i 51 załączników. Przeanalizowano ponadto 180 tomów akt osobowych i 215 tomów innych dokumentów.

 

Które zeznania są najcenniejsze?

– Zdarza się dość często, że osoby, które mają bardzo istotną wiedzę nie zgłaszają się do nas, ale są ustalane dopiero w trakcie śledztwa. Z różnych względów –  psychologicznych, poczucia krzywdy czy traumatycznych przeżyć – nie chcą wracać do tamtych wydarzeń. Otwierają się dopiero w momencie przesłuchania. Często są to osoby schorowane, które przesłuchuję w ich domach, mieszkaniach. Wtedy trochę łatwiej jest im opowiadać. To są cisi bohaterowie tamtych wydarzeń. Dostrzegam czasami wręcz skromność ludzi z „pierwszych szeregów” i ich niezwykle budujące zachowania. Jako przykład podam postawę jednego z uczestników Czerwca, który złożył wniosek o odszkodowanie, domagając się kwoty w wysokości… jednego złotego. 

 

A ludzie z „drugiej strony barykady”? Dużo przeprowadził Pan takich rozmów?

– Sporo. Ci funkcjonariusze, którzy żyją, są przesłuchiwani. Tylko w jednostkowych, naprawdę sporadycznych przypadkach, stan zdrowia uniemożliwia takie przesłuchania.

 

I co, typowa linia obrony: „Nie pamiętam”, „Ja tylko wykonywałem rozkazy”, „To nie ja”? 

– Generalnie tak. Po zestawieniu tych zeznań można odnieść wrażenie, że w budynku Urzędu Bezpieczeństwa byli tylko funkcjonariusze, którzy nie mieli broni i nie strzelali. Niewielu przyznaje, że miało broń, ale oczywiście jej nie używali, a jeśli już to strzelali na postrach w powietrze.

 

Które zeznania najbardziej Panem wstrząsnęły?

– Był taki dramatyczny przypadek człowieka, który znalazł się w Poznaniu przejazdem, dosłownie na chwilę. Wyszedł na ulice miasta, szedł chodnikiem i dostał śmiertelny postrzał w głowę i zmarł na oczach dwójki swoich dzieci… Albo historia dziewczyny, której ojciec zginął w trakcie poznańskich wydarzeń. Ona w rozpaczy przyłączyła się do tych aktywnych demonstrantów, którzy brali udział w walkach, a później sama została aresztowana i doznała kolejnych krzywd od funkcjonariuszy, którzy ją przesłuchiwali.

 

A historia Romka Strzałkowskiego?

– To jest oczywiście najbardziej symboliczna śmierć Poznańskiego Czerwca. Na podstawie materiałów dostępnych w aktach można zbudować kilkanaście, albo i jeszcze więcej wersji śmierci Romka. Tutaj najtrudniejsze jest odsianie rzeczywistości od zeznań, z których wyłaniają się jakieś wizje alternatywne. Mechanizm jest taki, że świadkowie chcą w dobrej wierze nam pomóc i w rezultacie w dzieciach, które były wówczas widziane na ulicy, dostrzegają wszędzie kolejnych Romków. Umieszczają go zatem jednocześnie w różnych sytuacjach i w różnych miejscach, co rzecz jasna nie może być prawdą. Wystarczy zresztą obejrzeć albumy z archiwalnymi zdjęciami z wydarzeń poznańskich, żeby zauważyć jak liczną grupę stanowiła młodzież i dzieci. Sam fakt, że najmłodszym odnotowanym rannym był 8-latek, także o czymś świadczy.

 

Wiadomo jednak, że Romek nie zginął od kuli demonstrantów?

– Taką wersję prezentowała strona oficjalna, która próbowała wzmocnić oskarżenie w „procesie dziewięciu”, obciążając demonstrantów również śmiercią chłopca. Wtedy powstała hipoteza, że strzały padły z budynku ZUS-u na Dąbrowskiego, gdzie były gniazda ogniowe demonstrantów. Zaprzeczyły temu jednak wykonane wówczas oględziny sądowo-medyczne odzieży Romka. Kąt strzału z góry nie pasował do śladów pozostawionych na ubraniu chłopca.

 

Kontrowersje wzbudza również nadal liczba ofiar Czerwca ’56.

– W tej chwili liczbę zabitych ustaliliśmy na 58 osób. I mimo że badano jeszcze inne przypadki, nie potwierdzono żadnych dodatkowych ofiar. Niektórzy wymieniają sto, może dwieście osób, ale jednocześnie nie podają żadnych konkretów – moim zdaniem są to jedynie spekulacje. Jeśli jednak ktoś ma jakiekolwiek konkretne informacje, to każde takie doniesienie chętnie zbadam.

 

Co jednak ze sprawą tajemniczych żołnierzy, którzy mieli zdezerterować i przejść na stronę demonstrantów?

– W tym kierunku były podjęte dość konkretne czynności, m.in. badania ekshumacyjne i badania sondażowe z udziałem biegłych – tych samych biegłych, którzy obecnie prowadzą słynne badania na warszawskiej „Łączce” – jednak niczego nie udało się znaleźć. I to mimo dość, wydawałoby się, konkretnych materiałów procesowych wskazujących na taką możliwość.

 

Jakie to były materiały?

– Dysponowaliśmy zeznaniami świadka, który z wielkim przekonaniem opowiadał o pochówku na poligonie w podpoznańskim Biedrusku. Ale nie znaleziono tam kompletnie niczego, co potwierdziłoby taką wersję. Gdyby nawet bowiem te zwłoki zostały gdzieś przeniesione, to zdaniem biegłych, których uważam za wysoce kompetentnych, nie ma szans, żeby jakieś ślady po tym nie pozostały.  Zawsze zostają w ziemi elementy zwłok, szkieletów, ubrań itp. A tutaj nie było nic.

Podobnie fałszywy okazał się trop prowadzący do cmentarza wojennego w Pile. Z zeznań niektórych świadków wynikało, że tam także mogą być pochowane w bezimiennych mogiłach ofiary Czerwca ’56. Odnalezione na miejscu szkielety pochodziły jednak ze znacznie wcześniejszego okresu czasu.

 

Równie precyzyjne są szacunki na temat skali represji wobec demonstrantów?

– Do tej pory zidentyfikowaliśmy ponad 1000 osób pokrzywdzonych, wśród których są zabici, ranni, zatrzymani i aresztowani. Jest jeszcze inna dosyć płynna kategoria osób – tych, nad którymi znęcano się. Wśród nich są ludzie, którzy np. nie zostali zatrzymani ani aresztowani, ale byli wezwani na przesłuchanie, podczas którego bito ich i zmuszano do składania określonych zeznań. Ta liczba represjonowanych ostatecznie będzie więc zapewne większa. Nie mówię tutaj także o tych, których spotkały represje typu wyrzucenie z pracy czy „wilczy bilet” na pracę – tego typu przypadków nawet jeszcze nie udało się oszacować. Ten materiał jest cały czas uzupełniany.

 

Ściga się Pan z czasem?

– W zasadzie tak. Jak już mówiłem, założeniem pierwszego etapu śledztwa było zgromadzenie jak największej liczby materiału dowodowego bezpośredniego, czyli zeznań osób, które uczestniczyły w wydarzeniach, w tym zeznań osób pokrzywdzonych. Niestety coraz częściej pokrzywdzeni już nie żyją. W takim przypadku ustalamy ich rodzinę, do czego także obligują nas przepisy. Ale to są już informacje „z drugiej ręki”. Tym niemniej udało nam się zgromadzić naprawdę duży materiał dowodowy, który cały czas przetwarzamy.

 

Może Pan wskazać jakiś przewidywalny czas zakończenia śledztwa?

– W tej chwili nadal nie. Mamy do czynienia z nietuzinkowym wydarzeniem w historii Polski, zatem i śledztwo jest nietuzinkowe. Dlatego właśnie tak ważny jest nasz, cały czas aktualny, apel o to, aby zgłaszały się do nas osoby, które brały udział w wydarzeniach poznańskich lub mają istotną wiedzę na ten temat. Ich zeznania mogą okazać się niezwykle cenne.


 

Śledztwo w sprawie przestępczych czynów funkcjonariuszy państwa komunistycznego podczas tzw. wydarzeń poznańskich w czerwcu 1956 r. wszczęła Okręgowa Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu w dniu 6.09.1991 r. Po jej likwidacji śledztwo zawieszono. Wznowiono je 22.11.2000 r., po utworzeniu Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu. Jego przedmiotem są przestępcze czyny funkcjonariuszy państwa komunistycznego – sprowadzające się m.in. do pozbawienia życia wielu osób, spowodowania obrażeń ciała, bezprawnych pozbawień wolności i znęcania się nad zatrzymanymi uczestnikami wydarzeń – podczas i w związku ze zdarzeniami mającymi miejsce w dniach 28–29 czerwca 1956 r. w Poznaniu. Śledztwo nie zamyka się jednak tylko do tych ram czasowych, ponieważ czyny polegające na przestępczym traktowaniu zatrzymanych, aresztowanych czy też przesłuchiwanych popełniano jeszcze długo po 28.06.1956 r.

Nawet bardzo ostrożne wnioski wynikłe z zebranego do tej pory materiału obligują do przyjęcia, że liczbę osób pokrzywdzonych w rozumieniu kodeksu postępowania szacować należy na co najmniej 1035. Składa się na nią: 50 zabitych osób cywilnych, co najmniej 239 rannych osób cywilnych oraz minimum 746 zatrzymanych i aresztowanych. Do liczby osób, które straciły życie podczas wydarzeń poznańskich należy także doliczyć trzech funkcjonariuszy UB, czterech żołnierzy (w tym jeden żołnierz KBW, jeden podchorąży Oficerskiej Szkoły Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych, jeden żołnierz służby czynnej i jeden żołnierz zawodowy) oraz jednego milicjanta.

 

Z uwagi na wielowątkowość, stopień skomplikowania i charakter sprawy oraz liczbę potencjalnych pokrzywdzonych terminu zakończenia śledztwa nie sposób w tej chwili określić. Pokrzywdzeni lub osoby posiadające istotną wiedzę w niniejszej sprawie, którzy nie byli do tej pory przesłuchiwani niezmiennie proszeni są o kontakt z Oddziałową Komisją Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu, ul. Rolna 45a, 61–487 Poznań; tel. 61 835 69 06.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki