Z ks. Pawłem Dubowikiem, krajowym duszpasterzem wspólnoty trudnych małżeństw SYCHAR, i Marzeną Nowak, liderką ogniska Wspólnoty SYCHAR w Opolu, rozmawia Łukasz Kaźmierczak
„Każde trudne sakramentalne małżeństwo jest do uratowania” – to zdanie działa pewnie na wielu jak czerwona płachta na byka…
Ks. Paweł Dubowik: – Rzeczywiście, to hasło, stanowiące rodzaj motta całej naszej wspólnoty, powoduje często bardzo dużo niezdrowych emocji.
Marzena Nowak: – Jeśli bowiem podejdziemy do niego tak zwyczajnie, „po ludzku”, to od razu pojawia się masa wątpliwości i można się z tego zdania co najwyżej nieźle uśmiać. Ale jeżeli popatrzymy na nie przez pryzmat wiary i nieograniczonej łaski miłości Bożej, wówczas staje się oczywiste, że skoro Pan Bóg jest obecny w sakramencie małżeństwa, to działa także w nim całą swoją mocą. Nawet w tych beznadziejnych, wydawałoby się, sytuacjach.
Ks. P.D.: – Stawiamy tutaj wyraźny akcent na słowo „sakramentalne” – bo niestety w dzisiejszych czasach mianem małżeństwa określa się często różne dziwne, zupełnie niemałżeńskie związki – i ten przymiotnik „sakramentalne” jest kluczowy. Mówimy o małżeństwie, do którego zaproszony jest Jezus Chrystus.
Czyli o owej biblijnej Jakubowej studni w Sychar, przy której Chrystus mówi Samarytance o źródle wody tryskającej ku życiu wiecznemu?
Ks. P.D.: – Zgadza się, Pan Jezus wyniósł małżeństwo do godności sakramentu, w którym małżonkowie zostali umocnieni i uświęceni. Ten sakrament jest źródłem życiodajnej uzdrowieńczej mocy, z której mogą oni czerpać w każdej sytuacji. Nawet wtedy, kiedy we współmałżonku trudno dostrzec obecność Jezus Chrystusa.
M.N.: – Ale do tego potrzebne jest otwarcie się na łaskę. Jeżeli naprawdę zależy mi na moim małżeństwie, to otwieram się i pozwalam Panu Bogu działać. Oczywiście, nie można jedynie stać bezczynnie i mówić: Panie Jezu, zrób to za mnie.
Ks. P.D.: – To niezmiernie ważne: bardzo często nie mamy wpływu na współmałżonka, ale zawsze mamy wpływ na siebie. Na naszą przemianę duchową.
Jan Paweł II powiedział kiedyś, że małżeństwo jest drogą miłości nawet wtedy, kiedy staje się ona drogą krzyżową.
M.N.: – Niestety, małżonkowie często zupełnie nie uświadamiają sobie albo wypierają ze świadomości, że w momencie zawierania sakramentu małżeństwa ślubują na dobre, ale też i na złe. I dopóki trwa idylla, wszelkie obietnice wydają się łatwe i proste. Ale kiedy przychodzi proza życia, kiedy pojawia się doświadczenie choroby, cierpienia, zdrady albo rozłąki, trudno niekiedy pamiętać, że ślubowało się wierność również na te trudne chwile. Że miłość to coś więcej niż tylko dzień ślubu i miodowy miesiąc.
Ks. P.D.: – Pamiętam świadectwo jednej z członkiń naszej wspólnoty, która wyznała, że w chwili, w której ślubowała, zdawała sobie sprawę, że mogą pojawić się różnego rodzaju trudności – choroby, kłótnie, problemy finansowe – ale nigdy nie przypuszczała, że moment, kiedy dochodzi do rozwodu cywilnego, do dramatu rozbicia małżeństwa, również należy do tego trwania w małżeństwie „na złe”.
Nawet jeżeli człowiek formalnie rozdzieli to, co Bóg złączył?
M.N.: – Nawet wtedy. Taka jest właśnie moja sytuacja: mąż odszedł, zostałam sama z czwórką dzieci, bez pracy, bez zasądzonych alimentów, w niewielkim mieszkaniu. Nie znałam jeszcze wówczas Wspólnoty SYCHAR – bo wtedy na pewno walczyłabymbardziej o mojemałżeństwo. Ostatecznie doszło do rozwodu, mąż wstąpił w nowy związek cywilny, z którego ma kolejną dwójkę dzieci. Musiałam sobie wówczas odpowiedzieć na pytanie: czy fakt, że on żyje w nowym związku, zwalnia mnie z przysięgi małżeńskiej złożonej przed Bogiem? No, oczywiście, nie zwalnia – sakramentalny związek małżeński jest nierozerwalny niezależnie od sytuacji i trudności, jakie nas spotykają. Ten związek trwa mimo ustanowienia przez sąd cywilny rozwodu.
Ile to już lat?
M.N.: – Dwadzieścia. Dziesięć lat byliśmy razem, dziesięć lat jesteśmy osobno.
Szmat czasu…
M.N.: – Właściwie w mojej sytuacji można by powiedzieć, że to już jest koniec, że wszystko jest stracone. Ale kiedy natknęłam się na Wspólnotę, zyskałam nadzieję i zrozumiałam, że ja chcę, żeby moje małżeństwo było uzdrowione.
Ks. P.D.: – Nasza wspólnota pełni bardzo ważną rolę terapeutyczną. To jest oczywiście przede wszystkim modlitwa, proces duchowej odnowy – np. poprzez program „Wreszcie żyć – 12 kroków ku pełni życia” – i nawiązywanie właściwej relacji z Panem Jezusem. Ale równie ważna jest wzajemna pomoc, możliwość przepracowania i skonfrontowania swoich problemów w grupie i niesamowitego wsparcia ze strony osób, których dotknęła podobna sytuacja. Bo u nas nie ma teoretyków.
Pani to pomogło.
M.N.: – Tak, moje życie dzięki Wspólnocie niesamowicie się zmieniło. Zrozumiałam, że
Pan Bóg nie zostawi mnie samej. I nawet jeżeli nie ma przy mnie małżonka, znajduję w sobie dość siły, bo mam to niejako zagwarantowane poprzez sakrament małżeństwa. Nie zrobiłabym ani jednego kroku, gdyby Pan Bóg mi nie pomagał, gdybym każdego dnia nie budziła się i nie odczuwała Jego łaski i miłości. A Pan Bóg tak mi jakoś błogosławił, że bardzo szybko zmieniłam miejsce zamieszkania, odważyłam się z czwórką dzieci przeprowadzić do innego miasta, znalazłam pracę w swoim zawodzie. Stanęłam na nogi, pracuję, mam nadzieję. A cztery miesiące temu zadzwonił mąż, mówiąc, że rozstał się z tamtą kobietą.
Naprawdę?!
M.N.: – W tej chwili zaczynamy powoli ze sobą szczerze rozmawiać – to jest oczywiście długi proces, ale widać jakieś pierwsze pozytywne symptomy. Mąż uczestniczy w „12 krokach”, pracuje nad sobą. To już jest bardzo dużo.
To rzeczywiście mocne świadectwo.
Ks. P.D.: – A takich historii jest znacznie więcej, ot choćby świadectwo Mirki i jej męża Jarka. To była sytuacja ekstremalna – przemoc, alkohol, w końcu rozwód i nowa kobieta w jego życiu. Mówiąc kolokwialnie, wszystko było już właściwie „pozamiatane”. Mirka zaczęła nawet szukać na portalach randkowych innego mężczyzny – takiego „na sto procent”, tyle że każdemu z nich zawsze czegoś brakowało. W pewnym momencie trafiła do Wspólnoty SYCHAR i tu uświadomiła sobie, że tym poszukiwanym „mężczyzną na sto procent” jest tak naprawdę Jezus Chrystus. A potem usłyszała modlitwę: „Wielbię Cię Jezu w sercu mojego męża”. Pod jej wpływem zaczęła powoli burzyć mury po swojej stronie. On dowiedział się, że ona się za niego modli. I wtedy po raz pierwszy pomodlili się wspólnie – na początku na odległość, przez skype’a. Potem były wzloty i upadki, jego nawrócenie, a dziś dochodzi do pojednania, uzdrawiania i odradzenia się ich małżeństwa.
Na przekór całemu światu, który mówi: nie marnuj sobie życia, ułóż je na nowo…
M.N.: – To są bardzo bolesne zdania, zwłaszcza jeżeli wypływają z ust osób bliskich i osób wierzących.
Ks. P.D.: – My sprzeciwiamy się tej, bardzo mocno rozpowszechnionej w naszej cywilizacji, mentalności rozwodowej. Ona oczywiście nie bierze się z niczego. Wystarczy obejrzeć
dowolny serial telewizyjny, tam rozwód traktowany jest jako prosty i skuteczny sposób radzenia sobie z kryzysem małżeńskim: nie wyszło ci z tym/tamtą, trudno, wejdziesz w nowy związek, nie ma problemu.
Potwierdzają to niestety smutne statystyki rozwodowe.
Ks. P.D.: – Tymczasem zupełnie zapomina się o tym, że w polskim prawie istnieje jeszcze inne narzędzie, czyli instytucja separacji, z której w sytuacjach skrajnych – ale naprawdę skrajnych, kiedy trzeba zabezpieczyć dobro i bezpieczeństwo współmałżonka lub dzieci – również można skorzystać. Rzecz jasna, separacja także nie jest żadnym dobrym rozwiązaniem, choć w niektórych sytuacjach rzeczywiście jedynym. Tyle że funkcjonuje bardzo kulawo. W Polsce w roku 2011 było ok. 210 tys. ślubów i prawie 70 tys. rozwodów, przy niecałych 3 tys. separacji. A przecież w niektórych sytuacjach separacja zabezpiecza pewne kwestie nawet lepiej niż rozwód, nie stwarzając przy tym tego złego myślenia, że po rozwodzie człowiek jest wolny i może wejść w powtórny związek.
M.N.: – Tutaj nadal potrzebna jest ogromna praca edukacyjna. Ja pracuję zawodowo w ośrodku pomocy społecznej i zajmuję się przypadkami przemocy w rodzinie. Trafiają do mnie najczęściej skonfliktowane małżeństwa. I proszę sobie wyobrazić, że na kilkanaście przypadków par zastanawiających się, czy wybrać separację czy rozwód, kiedy im wytłumaczyłam, na czym to polega – bez żadnego sugerowania, bo tego nie wolno mi robić – wszystkie wybrały separację. Bo oni chcą, żeby sytuacja w małżeństwie się zmieniła, ale nie chcą jego przecinania. Tylko że wszyscy wokół podpowiadają im rozwód.
Ludzie ze Wspólnoty SYCHAR pokazują, że istnieje jeszcze trzecia droga.
M.N.: – Owszem, bo żadne słowa nie zastąpią nigdy osobistych świadectw osób, które nawet mimo formalnego rozstania chcą żyć w wierności sakramentowi małżeństwa. Oni pokazują, że można tak żyć, że Pan Bóg przychodzi z pomocą i moje życie staje się wówczas piękniejsze i naprawdę głębsze.
Nawet kiedy nie ma happy endu?
Ks. P.D.: – Jeżeli człowiek przeżył już nawrócenie, uporządkował swoje duchowe życie i potrafi sobie poradzić ze swoją sytuacją, to ja bym powiedział, że to już jest pewnego rodzaju happy end. Można też spojrzeć na to jeszcze inaczej: a może ta osoba poprzez swoją modlitwę, postawę i wierne trwanie wyprosi łaskę zbawienia dla swego współmałżonka? Może to jest warte tego wszystkiego?
M.N.: – Tak naprawdę możemy coś pokazać i przekazać jedynie poprzez naszą postawę. Na pewno nie zatrzymamy współmałżonka ani siłą, ani prośbą, ani groźbą. Ale musimy mieć świadomość, że to może być bardzo długi proces.
Ale na końcu jest zawsze spokój ducha?
Ks. P.D.: – Tak. I to jest zaskoczenie dla wielu osób, które przychodzą na spotkanie Wspólnoty SYCHAR, oni oczekują ludzi załamanych, płaczących, a tutaj widzą ludzi uśmiechniętych, radosnych, z pomysłami, inwencją życiową. I nagle zaczynają rozumieć, że ich życie wcale nie jest przegrane.
M.N.: – My we wspólnocie nieustannie odkrywamy sakrament małżeństwa. I cały czas zadajemy sobie pytanie: czy jest coś ważniejszego od sakramentu małżeństwa, czy istnieje jakieś dobro ważniejsze od niego?
Na przykład nieślubne dziecko z drugiego związku?
M.N.: – Tak, dokładnie, takie pytania prędzej czy później muszą się pojawić. Tam są dzieci, ale przecież i tu też są dzieci. Czy można powiedzieć, że którekolwiek z nich jest mniej ważne?
Skomplikujmy więc rzecz jeszcze bardziej: tu sakramentalne małżeństwo bezdzietne, tam niesakramentalny związek, w którym pojawia się dziecko…
M.N.: – W takiej właśnie sytuacji znalazła się nasza koleżanka ze Wspólnoty. Jej mąż wniósł pozew o rozwód, ona nie zgodziła się z uwagi na swoje przekonania religijne. I o dziwo sąd cywilny oddalił pozew. Sędzia uznał, że związek małżeński jest ważniejszy.
Ks. P.D.: – Pamiętajmy zawsze, że sakramentalne małżeństwo jest pierwotniejsze.
M.N.: – To oczywiście nie znaczy, że nie należy dbać i opiekować się tym dzieckiem, w końcu ten mężczyzna jest przecież rodzicem. Ale jednocześnie pewne fundamentalne sprawy muszą znaleźć się na swoim miejscu.
A uczucia porzuconej strony? Świadomość bycia zdradzonym, opuszczonym, wzgardzonym? Zawód, żal, ból, rozpacz?
M.N.: – Ktoś, kto tego nie przeżył, nie zrozumie pełni tego niesamowitego bólu, cierpienia, świadomości, że mój mąż jest właśnie z inną kobietą. Ale jeżeli nie przebaczę, to zacznie mnie to w końcu niszczyć. Nic innego mi nie pozostało, niż tylko modlić się i za tę kobietę, i za mojego męża. Robiłam to na przekór sobie, łamałam się strasznie, ale się modliłam. I dziś mogę być żywym świadectwem, że przestało boleć.
Przebaczyła Pani?
M.N.: – Tak. W takich momentach przychodzi pomoc ze strony Pana Boga, bez Niego nie byłabym w stanie tego na pewno zrobić. To jest właśnie ta łaska sakramentu małżeństwa.
Czeka Pani cały czas na szczęk klucza w drzwiach?
M.N.: – …Czekam, nie czekając.
Wspólnota Trudnych Małżeństw SYCHAR jest dziełem małżonków sakramentalnych, którzy w obliczu kryzysu ich małżeństwa chcą wytrwać w miłości i wierności współmałżonkowi oraz w zobowiązaniach wynikających z przysięgi małżeńskiej. Inspirując się biblijnym „Dla Boga nie ma nic niemożliwego” (Łk 1, 37) oraz „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela” (Mt 19, 6), głoszą hasło: „Każde trudne sakramentalne małżeństwo jest do uratowania”.
Podstawą działalności Wspólnoty są spotkania małżonków w ogniskach sycharowskich, tzw. Ogniskach Wiernej Miłości Małżeńskiej. Obecnie sycharowicze mogą spotykać się otoczeni opieką duszpasterską w Warszawie, Poznaniu, Żorach, Zielonej Górze, Bonn przy Polskiej Misji Katolickiej w Niemczech, Opolu, Gorzowie Wielkopolskim, Krakowie (przy sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach i przy kościele św. Barbary), Bojanie k. Trójmiasta, Rzeszowie, Chicago (USA), Szczecinie, Bydgoszczy, Wrocławiu, Lublinie, Rydułtowach, Puławach, Markach, Płocku, Legnicy, Rychwałdzkie, Skierniewicach i w Katowicach. Wspólnota SYCHAR organizuje także cykliczne rekolekcje, konferencje, dni skupienia oraz warsztaty 12 kroków dla chrześcijan „Wreszcie żyć – 12 kroków ku pełni życia”. Więcej informacji na temat działalności Wspólnoty można znaleźć na stronie internetowej www.sychar.org oraz na internetowym forum pomocy www.kryzys.org.