Trzy miesiące ze św. Janem Bosko w Polsce. Prawdziwy salezjański „miodowy kwartał”.
– To było rzeczywiście wydarzenie wyjątkowe. Po raz pierwszy do Polski dotarła relikwia św. Jana Bosko, założyciela zgromadzenia salezjanów. Przypomnę, że od chwili śmierci w 1888 r. ciało świętego przebywało w Turynie, w tamtejszej bazylice Matki Boskiej Wspomożenia Wiernych na Valdocco. Przez wiele lat jeździliśmy do Włoch, żeby czcić relikwie pierwszego stopnia ks. Bosko i podpatrywać miejsca, w których żył i działał. A teraz to on przyjechał do nas, żeby zobaczyć, jak żyją ci, których rozesłał w świat.
Dlaczego właśnie teraz?
– Przygotowujemy się w tej chwili do roku 2015, czyli do jubileuszu 200-lecia urodzin ks. Bosko. Przełożony generalny salezjanów ks. Pascual Chávez Villanueva zaproponował, aby jednym z elementów przygotowań do tego wydarzenia były właśnie odwiedziny relikwii Don Bosco na całym świecie. Z sarkofagu w Turynie wyjęto więc część relikwii – konkretnie kości prawej dłoni ks. Bosko – i umieszczono je w relikwiarzu mającym postać figury wiernie oddającej postać świętego. Tak wyglądał ks. Bosko tuż po śmierci. Następnie relikwiarz przeniesiono do specjalnego przezroczystego sarkofagu, przystosowanego do podróży.
I tym sposobem Don Bosco ruszył w świat.
– Ta podróż trwa już od ponad trzech lat. Ks. Bosko odwiedził Afrykę, Azję, Amerykę Południową i Północną, a w tej chwili jest w Europie. U nas przebywał prawie trzy miesiące, odwiedzając w tym czasie ponad 50 miast i miejscowości. 17 sierpnia pożegnaliśmy uroczyście w Oświęcimiu relikwie świętego, które wyjechały do Rosji. Tam odwiedzą m.in. Rostów nad Donem, Moskwę i Sankt Petersburg, a potem pojadą dalej, na Białoruś.
Ks. Bosko w szklanym sarkofagu robi naprawdę potężne wrażenie. Ktoś powiedział, chyba słusznie, że my nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich relikwii.
– To prawda, my rzeczywiście przywykliśmy do relikwii niewielkich, zwłaszcza jeżeli są to relikwie pierwszego stopnia – z ciała czy z kości – rzadziej natomiast mamy do czynienia, tak jak w Turynie, z całym ciałem świętego.
Chciałbym jednak wyraźnie zaznaczyć, że nie byłoby relikwii, gdyby nie było świętego. Ciało jako rzecz materialna nie jest tutaj najważniejsze, tak naprawdę istotne jest przesłanie ks. Bosko i proponowany przez niego konkretny model chrześcijańskiego życia. Do Polski przyjechał kapłan, wychowawca i nauczyciel młodzieży. Znak relikwii jest tutaj drugorzędny – owszem, wymaga czci, bo to nie jest jakikolwiek kawałek ciała, ale nie to jest najważniejsze. Sam znak relikwii jest świetną „prowokacją” mającą ożywić w nas nauczanie i dzieła świętego z Turynu.
Ale wrażenie wizualne jest naprawdę potężne. Ot, choćby widok ludzi ciągnących środkiem ulicy wózek z relikwiami.
– Tak, sam obserwowałem takie obrazki. Widziałem, jak wózek z relikwiami ks. Bosko ciągnęli salezjanie, widziałem, jak robiła to młodzież, albo władze samorządowe w kilku miastach. Tak było choćby w naszej inspektorii w Aleksandrowie Kujawskim, gdzie burmistrz miasta i pani starosta, na co dzień należący do różnych ugrupowań politycznych, ciągnęli zgodnie relikwie w procesji przez miasto.
Cóż, człowiek potrzebuje po prostu takich symboli i wyraźnych znaków. W czasie peregrynacji relikwii ks. Bosko zauważyłem szczególną prostotę serca ludzi, którzy przychodzili do świętego z Turynu. Często dosłownie tulili się wręcz do sarkofagu albo całowali go z taką ogromną prostotą wiary. To było bardzo uderzające i bardzo krzepiące doświadczenie.
I do tego cała masa młodzieńczej spontaniczności.
– Młodzi ludzie pytali na przykład: „Gdzie dzisiaj nocuje ks. Bosko? Chcielibyśmy tam z nim być”. Dla naszej rodziny salezjańskiej ks. Bosko żyje bowiem nadal w swoim przesłaniu, w swoim programie i w naszych dziełach. To dla nas rzecz oczywista.
Ks. Bosko zawsze był autentyczny w relacjach z młodzieżą, nigdy nie oszukał żadnego młodego człowieka, wiele razy powtarzał: każde moje tchnienie – nawet to ostatnie – każdy grosz, który posiadam, każda chwila wolnego czasu przeznaczone są dla młodych ludzi. I to dziś wydaje owoce. Ludzie tulą się do niego, ponieważ wiedzą, jaki był i co zrobił. I wiedzą, że ks. Bosko nigdy ich nie oszuka. Bo jego program jest ciągle aktualną odpowiedzią na potrzeby młodych.
Przepis na świętość à la Jan Bosko?
– Święty z Turynu proponuje swoim wychowankom świętość na drodze wychowania całościowego. Mówi: wychowajmy dobrych chrześcijan, a zarazem uczciwych obywateli. Wychowajmy ludzi wierzących, którzy ufają Panu Bogu jak dzieci, co jednak wcale im nie przeszkadza być ludźmi wykształconymi, realizować zadania ojca, męża, matki, żony, dobrego robotnika albo inżyniera. Dzisiaj byśmy powiedzieli: „znać trzy języki”, a jednocześnie zachować przy tym ufność wobec Pana Boga i żyć według zasad Ewangelii.
I to działa?
– Metoda ks. Bosko jest szalenie skuteczna, ponieważ dociera bezpośrednio do serca.
On sam powtarzał, że jego system wychowawczy opiera się na trzech składnikach: religii, miłości i rozumie. Bardzo charakterystyczne jest zwłaszcza jego spotkanie ze swoim wychowankiem, przyszłym świętym, Dominikiem Savio. Kiedyś Don Bosco powiedział, że każdy powinien być święty i że łatwo zostać świętym. Dominik bardzo się tym przejął, zaczął pościć, umartwiać się, przestał wychodzić na podwórko i bawić się z kolegami. Bardzo zmarkotniał. Ks. Bosko po kilku dniach spostrzegł, że coś jest nie tak. I zapytał: co ty wyprawiasz? Dominik na to: ja muszę być świętym. Wtedy Don Bosco wyjaśnił mu: „To nie tak. Żeby być świętym, trzeba po pierwsze dobrze wypełnić swoje obowiązki, po drugie żyć w przyjaźni z Jezusem – a więc przystępować regularnie do spowiedzi i Komunii św. – a po trzecie kultywować przyjaźnie z kolegami i być radosnym. To wszystko. Jeśli to spełnisz, będziesz świętym”. I to jest właśnie taki bardzo lakoniczny sposób na „świętość młodzieżową”.
To może jeszcze krótki wpis ze specjalnej księgi towarzyszącej peregrynacji relikwii: „Święty Janku, spraw, bym była dobrym człowiekiem”. Piękne…
– Gdziekolwiek znajdziemy się w środowiskach salezjańskich, młodzi ludzie właśnie w taki bezpośredni sposób będą zwracać się do ks. Bosko. Oni mają tę potrzebę bliskości z nim. To nie są tylko wpisy, to także piosenki, scenki, teatrzyki właśnie o „Janku Bosko”, „Janku B.” itp. Młodzież salezjańska w taki bardzo bliski sposób przeżywa tę więź. Tak, tak, właśnie więź. Bo my na każdą rzecz naprawdę odpowiadamy: „A ksiądz Bosko robił tak i tak”. Ciągle do niego wracamy, to jest nasze stałe kryterium odniesienia. A poza tym istnieje jeszcze coś takiego jak magia ks. Bosko.
Magia ks. Bosko?
– Owszem. Wielu księży opowiada, że kiedy nie mają pomysłu na kazanie, albo nic nie przychodzi im na gorąco do głowy, wówczas zaczynają mówić o ks. Bosko. I wtedy w kościele robi się cicho jak makiem zasiał. Podczas tegorocznych peregrynacji miałem okazję w wielu miejscach głosić konferencje i kazania poświęcone świętemu z Turynu. I naprawdę to niezwykłe zasłuchanie ludzi było bardzo widoczne. Chcieli słuchać o ks. Bosko i żywo reagowali na jego obecność. Ślady tego możemy odnaleźć we wspomnianej księdze peregrynacyjnej towarzyszącej relikwiom ks. Bosko. Na pewno będziemy chcieli ją upublicznić, jako świadectwo licznych łask i nawróceń za przyczyną salezjańskiego świętego.
Co jeszcze zostanie z tej niezwykłej wizyty
– Już teraz widać pierwsze namacalne owoce peregrynacji, np. kilka dni temu miasto Oświęcim wybrało ks. Bosko na swojego patrona. Liczymy także na taki bezpośredni wzrost entuzjazmu dla Pana Boga i dla Kościoła, co było tak typowe dla działalności Don Bosco. On pokazał, jak bardzo radosne jest chrześcijaństwo.
I jeszcze jedna refleksja: peregrynacje relikwii ks. Bosko stanowiły dla nas duży wysiłek logistyczny i organizacyjny, często wydawało się, że to wszystko nas zwyczajnie przerasta, pojawiało się zmęczenie, czasami zniechęcenie. A potem przyjeżdżał ks. Bosko i wynagradzał cały ten wysiłek – w tłumach ludzi w kościołach, w ich entuzjazmie i w zasłuchaniu. Wszystko wyrównał nam z nawiązką. Bo to taki właśnie święty.