Logo Przewdonik Katolicki

Łupkowa niewiadoma

Michał Bondyra
Fot.

Rząd po dwóch latach zwłoki przygotował ustawę o podatku z gazu łupkowego. Jest szansa, że równe opłaty i bardziej przejrzyste zasady koncesjonowania przyspieszą efekty jego poszukiwań w Polsce.

Rząd po dwóch latach zwłoki przygotował ustawę o podatku z gazu łupkowego. Jest szansa, że równe opłaty i bardziej przejrzyste zasady koncesjonowania przyspieszą efekty jego  poszukiwań w Polsce. 

Ministerstwo Finansów opublikowało projekt Ustawy o specjalnym podatku węglowodorowym, co jest krokiem w dobrym kierunku. W obecnym systemie bowiem  państwo jest właścicielem wszystkiego, co znajduje się pod ziemią, ale równocześnie za darmo oddaje firmom wydobywczym surowiec, np. gaz ziemny łupkowy, nie czerpiąc z tego żadnych korzyści. Tymczasem w innych krajach przyjęta praktyka jest taka, że państwo, które jest właścicielem złóż, czerpie przychody od wartości wydobywanego surowca, jest to od 40 do nawet 80 proc. tej wartości.

Podatek od łupków

Ustawa ma zacząć obowiązywać od 2015 r., ale podatki miałyby być  pobierane od początku 2020 r. Poziom przejmowanej przez państwo renty surowcowej został wyznaczony w przypadku złóż konwencjonalnych na poziomie ok. 42 proc., dla niekonwencjonalnych blisko 38 proc. Nowy system obejmie wszystkich przedsiębiorców z branży wydobycia węglowodorów, nie tylko nowych koncesjonariuszy, ale także firmy już prowadzące działalność wydobywczą, jak PGNiG. Ta ustawa dla inwestorów jest fantastyczna, bo do 2020 r. nie zapłacą praktycznie w ogóle podatków. Biorąc pod uwagę, w porównaniu np. do USA, wysokie ceny hurtowe gazu, to pod tym względem Polska będzie ewenementem na skalę światową. Przynajmniej wśród krajów, które się w jakiś sposób szanują –  twierdzi Andrzej  Szczęśniak, niezależny ekspert rynku ropy, paliw i gazu, dodając, że wycofanie się koncernów z polskich łupków argumentowane zbyt wysokimi cenami wydobycia jest niczym innym, jak ich formą nacisku na rząd, w celu wywalczenia sobie jak najkorzystniejszych warunków inwestycji. Jak widać nacisku dość skutecznego.

Przeszacowane zasoby

Kiedy przed trzema laty pierwsze szacunki zasobów polskiego gazu łupkowego mówiły o 5,3 bln m3, euforii nie było końca. Łupki w mediach głównego nurtu odmieniane były przez przypadki przez dwa lata. Przy łupkach ogrzewały się także polskie władze z premierem Tuskiem na czele, obiecującym finansowanie z uzyskanych w ten sposób zysków emerytur Polaków. Ostatnio jednak Amerykanie w raporcie o zasobach łupków na świecie swoje analizy względem Polski skorygowali. Nowe wyliczenia są dla naszego kraju o 20 proc. mniej korzystne niż te z roku 2011. Urząd ds. Informacji o Energii (EIA) w Departamencie Energetyki USA pisząc o Polsce, wciąż podtrzymuje, że nasz kraj ma „jedną z najkorzystniejszych w Europie infrastruktur oraz poparcie społeczne dla rozwoju łupków”.

Raport Amerykanów – lidera w rozwoju i produkcji gazu z łupków (w pierwszej dekadzie XXI w. średnie wydobycie tego gazu w USA wynosiło 51 mld m3 rocznie!) choć zaznacza, że największe perspektywy wydobycia ma region północnej Polski o stosunkowo prostej strukturze, to podkreśla jednak fakt, że dotychczas przeprowadzone odwierty nie spełniły początkowych wysokich oczekiwań przemysłu. EIA nie przekreśla jednak potencjału łupkowego w Polsce. Tyle Amerykanie, których także obecne szacunki Andrzej Szczęśniak kwituje dwoma słowami: „mocno przeszacowane”. Ekspert uważa za to, że bliższy prawdy na temat łupków w naszym kraju jest zeszłoroczny raport Państwowego Instytutu Geologicznego, który oszacował, że wielkość polskich złóż mieści się w przedziale od 346 do 768 mld m3, czyli prawie 10 razy mniej.  – Jest bardziej precyzyjny, bo opiera się na analizach konkretnych odwiertów – przekonuje. Tych w pasach, gdzie potencjalnie mają być zasoby łupków (basen bałtycki na północy, basen podlaski w centrum i basen lubelski na wschodzie) do 2013 r. wykonano już 46. – Wyniki dzisiejszych odwiertów mówią raczej, że z tego gazu nic nie będzie, co nie przekreśla jednak tego, że w przyszłości coś się jednak znajdzie – sprowadza na ziemię łupkowych hurraoptymistów Szczęśniak.

Biurokracja odstrasza

Mimo pesymistycznych dotąd wyników Ministerstwo Środowiska wydało do sierpnia zeszłego roku aż 111 koncesji na poszukiwanie gazu z łupków w naszym kraju. Zabrały się za to największe koncerny światowe jak Talisman, Marathon Oil, ExxonMobil, ale i polskie PGNiG czy Orlen Upstream. Trzy pierwsze zwinęły już swój interes, tłumacząc się wysoką ceną wydobycia, chaotycznymi regulacjami prawnymi oraz przewlekłością procedur koncesyjnych. Racje północnoamerykańskim gigantom Andrzej Szczęśniak przyznaje tylko połowicznie. – Ostatnio obliczono, że rutynowy cykl uzyskiwania pozwoleń to 491 dni, czyli blisko półtora roku. To stanowczo za dużo – mówi, zauważając jednak, że nadmierna biurokratyzacja dotyka nie tylko inwestorów zagranicznych. Trzeba uczciwie przyznać, że rząd chce coś na tym polu poprawić. W połowie czerwca główny geolog kraju w randze wiceministra środowiska Piotr Woźniak wysłał do Komisji Stałej Rady Ministrów projekt nowelizacji prawa geologicznego i górniczego, zawierający m.in. uproszczony model koncesjonowania i propozycje przyspieszenia procedur środowiskowych. Projekt ten zakłada dwa rodzaje koncesji: rozpoznawczo-wydobywcza i wydobywcza. Ubiegającym się o tę ostatnią organ koncesyjny w założeniu przygotuje decyzję środowiskową i dopiero wtedy rozpisze przetarg na koncesję z gotową do wykorzystania decyzją.

Znaki zapytania

Nawet jeśli rząd walczy o jak najlepsze warunki dla Polski to trzeba zauważyć,  że radzi sobie z tym co najwyżej średnio. Andrzej Szczęśniak jako przykład podaje bardzo ważny element kontroli nad inwestycjami dotyczącymi polskich złóż gazu. We wspomnianej powyżej noweli mowa jest bowiem o Narodowym Operatorze Kopalin Energetycznych (NOKE), który ma być państwowym, obowiązkowym udziałowcem wszystkich koncesji. Jego udziały w zyskach będą proporcjonalne do udziałów w kosztach ustalonych maksymalnie na poziomie 5 proc. NOKE nie będzie też miało prawa weta wobec pozostałych stron umowy, a jedynie możliwość zgłoszenia zastrzeżeń, które rozpatrzy resort środowiska. – To rozwiązanie jest biurokratyczne przez co skutecznie utrudniające działalność gospodarczą. NOKE jako instytucja o charakterze na poły kontrolnym, na poły biznesowym, stanie się też synekurą, w której zatrudnienie  mogą znaleźć – jako to się mówi potocznie –  wszyscy krewni i znajomi królika – ostrzega. Sprawę komplikuje dodatkowo to, że w tle wszystkich decyzji dotyczących gazu mamy  rosyjską firmę Gazprom,  który poprzez finansowanie ekologów – jak twierdzą eksperci – chce zablokować wydobywanie łupków w Polsce. – Różnica w wydobyciu gazu rosyjskiego a gazu łupkowego w Polsce jest ogromna. Koszty wydobycia wynoszą Rosjan od 20 do 30 dol. /1000m3, a najbardziej realne szacunki kosztowe polskich łupków mówią aż o 350 dol./1000 m3. Także cenowo łupki nie mogą konkurować z gazem ziemnym z Rosji – tłumaczy  Andrzej Szczęśniak, dodając, że wplątywanie w całą sytuację jeszcze ekologów to tak naprawdę przykrywanie realnych problemów, z którymi przy okazji łupków trzeba się zmierzyć. Nie da się jednak ukryć, że przy obecnych cenach  i ostrożnych szacunkach za 1000 m3 gazu płacimy ponad 400$, jest to i tak więcej, niż  miałoby kosztować wydobywanie gazu łupkowego. Tak więc bez względu na problemy i wątpliwości oraz problemy prawne  gaz łupkowy to temat nadal aktualny i dla polityków i dla inwestorów. Może ewentualne korzyści z jego wydobywania są  mniejsze, niż sądziliśmy wcześniej, ale jednak są. I  nie wolno z nich rezygnować.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki