Na nic zdały się protesty polskich eurodeputowanych. 9 października Parlament Europejski przegłosował zaostrzenie dyrektywy środowiskowej dla gazu z łupków. Projekt przepisów przewiduje konieczność sporządzania oceny oddziaływania inwestycji na środowisko (OOŚ) już na etapie prowadzenia poszukiwań, a konkretnie wszędzie tam, gdzie prowadzone jest tzw. szczelinowanie hydrauliczne.
Taki wymóg uczyni działalność koncernów chcących wydobywać w Polsce gaz łupkowy bardziej kosztowną i wydłuży proces przystępowania do odwiertów. Już teraz brak pewności legislacyjnej powoduje, że koncerny rezygnują z koncesji, jak zrobił to na przykład ostatnio koncern Chevron na Litwie.
Co ciekawe, prawie cała prawica w PE zagłosowała przeciwko nowelizacji dyrektywy. Jednak wobec mobilizacji socjalistów, Zielonych i liberałów było to zbyt mało i restrykcyjne przepisy uzyskały minimalną większość 332 głosów za, wobec 311 przeciw i 14 wstrzymujących się. Z takim mandatem negocjator PE, włoski liberał Andrea Zanoni, pójdzie teraz na rozmowy z Radą Unii. Ta ciągle nie ma swojego stanowiska, bo podziały są głębokie.
Potrzebna eurokoalicja na rzecz łupków
Polscy politycy niezależnie od partyjnych barw protestowali w Parlamencie Europejskim przeciwko wprowadzanym zapisom. Eurodeputowany Konrad Szymański (PiS) podkreśla, że przegłosowane zapisy są nie do przyjęcia. – W efekcie powoduje to geometryczny przyrost kosztów tego typu działalności. Procedury oceny środowiskowej będą jeszcze dłuższe i jeszcze bardziej kosztowne – podkreśla.
Jego zdaniem takie zapisy są podyktowane polityczną niechęcią lewicy i Zielonych wobec złóż niekonwencjonalnych. – Jeśli chcemy wykorzystać szansę związaną z tymi nowymi zasobami, potrzebujemy lepszego prawa dla poszukiwań gazu. Przyjęcie złych rozwiązań może oznaczać, że Europa będzie jedynym zakątkiem na świecie, gdzie gaz łupkowy nie odegra żadnej roli – dodaje.
Z kolei europoseł Bogusław Sonik (PO) uważa, że niekorzystne dla Polski zapisy zostały wprowadzone do projektu dyrektywy „tylnymi drzwiami”, bo Komisja Europejska ich nie chciała. „Teraz w Radzie (UE) trzeba będzie tak prowadzić negocjacje, aby to usunąć z tej legislacji” – powiedział. Jego zdaniem, gdyby przegłosowane zapisy weszły w życie, mogłoby oznaczać spowolnienie procesów wiertnicznych o blisko dwa lata.
Aby do tego nie dopuścić, polski rząd musi przed posiedzeniem Rady UE zbudować jak najszerszą eurokoalicję na rzecz łupków. Premier Donald Tusk rozmawiał na ten temat m.in. z przywódcami Grupy Wyszechradzkiej. Polskę mogą w tej sprawie wesprzeć także Niemcy, które złagodziły w ostatnim czasie swoją politykę w sprawie łupków, a do tego zabiegają o złagodzenie innych unijnych „proekologicznych” zapisów, które mogą uderzyć w ich przemysł motoryzacyjny. Dla polskiego premiera sprawa gazu łupkowego będzie testem, na ile jego polityka europejska jest skuteczna, a na ile polega jedynie na pięknych deklaracjach.
Przepisów jak nie było, tak nie ma
Jednak nie tylko Parlament Europejski przyczynia się do utrudniania eksploatacji gazu łupkowego. Paradoksalnie sam polski rząd przez dwa lata nie zdołał przygotować przepisów dotyczących tej branży. Mimo rządowych obietnic, do 2013 r. nie wprowadzimy rozwiązań gwarantujących Polsce wysokie przychody z wydobycia gazu łupkowego. Miały one na przykład zapewnić bezpieczeństwo przyszłych emerytur.
Kolejne terminy nie są dotrzymywane, a inwestorzy ciągle nie wiedzą, w jakich warunkach przyjdzie im działać. Niedawno Komitet Stały Rady Ministrów miał się zająć projektem nowelizacji prawa geologicznego i górniczego oraz projektem nowej ustawy o specjalnym podatku węglowodorowym, czyli nowymi regulacjami dotyczącymi poszukiwań i wydobycia ropy i gazu, w tym ze skał łupkowych.
Do dziś wykonano w Polsce 51 łupkowych odwiertów. Wiceminister środowiska i główny geolog kraju Piotr Woźniak twierdzi, że do końca grudnia będą jeszcze trzy. To oznacza, że łącznie w tym roku zostanie zrealizowanych zaledwie 15 wierceń. Rok temu było ich 24.
Dlaczego tak się dzieje? – Polski rząd w niewystarczającym stopniu stymuluje rozwój tego sektora. Odwrotnie niż w USA, gdzie od lat 80. rząd wspierał jego rozwój m.in. milionowymi nakładami na badania i rozwój technologii, ułatwieniami inwestycyjnymi i brakiem nadmiernej ilości regulacji – uważa Izabela Albrycht, prezes Instytutu Kościuszki. Dodaje, że w ten sposób konsekwentnie realizowano strategię dążenia do niezależności energetycznej.
Polacy wciąż łupkoentuzjastami
Entuzjazm Polaków dla wizji gazowego eldorado ustąpił ostatnio miejsca zwątpieniu, a w mediach coraz częściej pada pytanie, czy w ogóle mamy nadające się do eksploatacji złoża gazu łupkowego. To wynik braku widocznych sukcesów dotychczasowych poszukiwań. Po wycofaniu się w 2012 r. dużego koncesjonariusza, ExxonMobil, niedawno rezygnację ogłosili kolejni gracze – amerykański Marathon Oil oraz kanadyjski Talisman Energy.
Jednak niezależnie od tego zdecydowana większość mieszkańców Polski popiera wydobycie gazu z łupków. Za wydobyciem opowiada się 72 proc. mieszkańców terenów, na których odbywają się lub są planowane poszukiwania. W skali kraju za gazem łupkowym opowiedziało się 78 proc. ankietowanych. Badanie zostało wykonane w sierpniu tego roku w ramach kampanii Ministerstwa Środowiska „Porozmawiajmy o łupkach” . Przeprowadzono je wśród mieszkańców gmin objętych koncesjami w województwach: pomorskim, kujawsko-pomorskim, warmińsko-mazurskim i lubelskim.
Trudno się temu dziwić, bo niezależnie od prognoz wydobywanie gazu łupkowego wciąż jest dla naszego kraju olbrzymią szansą. Tegoroczna prognoza amerykańskiej Agencji Informacji Energetycznej mówi o 4,2 bln m3 gazu w polskich złożach. To rzeczywiście sporo mniej niż 5,3 bln m3, o których była mowa uprzednio, ale wciąż bardzo dużo. Gdyby te szacunki okazały się prawdziwe, przy obecnej rocznej konsumpcji sięgającej 14 mld m3, gazu łupkowego wystarczyłoby na zaspokojenie potrzeb Polski na blisko 300 lat.
– Wydobycie gazu łupkowego w zasadniczy sposób zmieni bilans energetyczny Polski – z importera przekształci się ona w kraj samowystarczalny lub nawet eksportujący gaz. Uniezależnienie się od importu spowoduje oszczędności dla Polski rzędu 2–5 mld euro rocznie. Dzięki łupkom Polska może w niedalekiej przyszłości zostać europejskim potentatem paliwowym. W gronie wygranych znajdą się takie polskie przedsiębiorstwa, jak PGNiG, PKN ORLEN czy LOTOS, które należą do niewielu tradycyjnych firm paliwowych w Europie angażujących się w wydobycie gazu łupkowego – uważa Piotr Mocny z firmy doradczej A.T. Kearney, która opracowała raport o polskich łupkach.
Amerykański przykład
Doświadczenia z USA, które jako pierwsze postawiły na łupki, są więcej niż zachęcające. Najpierw amerykańskie firmy zaczęły wydobywać z łupków gaz. Obecnie 1000 m3 tego paliwa kosztuje w USA ok. 130 dol. – trzy, cztery razy mniej niż w Europie Zachodniej. – Zmieniliśmy całkowicie przemysł gazowy i nie zdziwiłbym się, gdybyśmy za kilka lat zmienili także biznes naftowy – mówił dwa lata temu Aubrey McClendon, były szef firmy Chesapeake Energy, lidera przemysłu łupkowego w USA. A teraz już ponad jedna piąta ropy naftowej w USA płynie z niekonwencjonalnych złóż, takich jak łupki.
Stany Zjednoczone są dziś największym producentem gazu ziemnego na świecie, co przełożyło się również na krajowe ceny tego paliwa. Ożywiło także gospodarkę. Badania wskazują, iż w konsekwencji uruchomienia prac wydobywczych w Stanach Zjednoczonych od 2008 r. powstało ok.. 600 tys. nowych miejsc pracy.
Swoje zakłady masowo w USA uruchamiają koncerny chemiczne, dla których gaz jest surowcem generującym największe koszty produkcji. Poza chemią do Ameryki ciągnie też przemysł stalowy. Amerykanie planują też budowę nowych i rozbudowę istniejących terminali LNG, dzięki czemu eksport gazu z tego kraju w 2020 r. może osiągnąć 190 mld m3 rocznie (dla porównania Polska zużywa rocznie ok. 14,5 mld m3 gazu).
To wszystko musi budzić zaniepokojenie Rosji, która swój rozwój zawdzięcza w dużej mierze wysokim cenom surowców, które eksportuje. Nic zatem dziwnego, że Gazprom od dawna zwalcza wydobycie gazu łupkowego w Europie, która jest znaczącym odbiorcą rosyjskiego gazu. Miejmy jednak nadzieję, że amerykański przykład okaże się na tyle zaraźliwy, że wszelkie próby lobbingu, które mają na celu zablokowanie polskich łupków, się nie powiodą.