Niejasne powiązania polityków z biznesem, oskarżenia o lobbowanie na rzecz zagranicznych inwestorów – to wszystko przyczyniło się do upadku rządów AWS–UW i SLD. Czy teraz podobnie będzie z Platformą Obywatelską?
W ostatnich tygodniach jesteśmy bombardowani informacjami na temat niejasnych powiązań najważniejszych polityków w państwie z przedstawicielami biznesu. Pojawiają się nawet zarzuty o próby wpływania z ich strony na decyzje dotyczące sprzedaży polskich przedsiębiorstw rosyjskiemu kapitałowi.
Niejasna rola Bieleckiego
Tygodnik „Sieci” o lobbowanie na rzecz Rosjan oskarżył byłego premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego, obecnie szefa Rady Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów i jednego z najbliższych doradców Donalda Tuska. „Według naszych informacji, potwierdzonych w dwóch źródłach, szef ABW Krzysztof Bondaryk, odchodząc na początku roku ze stanowiska, zostawił premierowi (...) raport na temat lobbowania przez czołowego doradcę premiera na rzecz wejścia rosyjskiego kapitału do Zakładów Azotowych” – napisał w tygodniku Piotr Zaremba.
Grupa Azoty to największy koncern chemiczny w Polsce i duży gracz na arenie europejskiej. Do notowanej na giełdzie spółki należą zakłady w Tarnowie i Puławach. Skarb Państwa traktuje ją jako spółkę strategiczną. W lipcu 2012 r. rosyjski Acron kupił 12 proc. akcji tarnowskich Azotów. Ogłaszając dwa miesiące wcześniej wezwanie do sprzedaży akcji, liczył na zdobycie 66 proc. głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Do pełnego przejęcia jednak nie doszło. Sprzeciwiał się temu bardzo Skarb Państwa.
Na zarzuty o rzekomy lobbing nerwowo zareagował sam Bielecki. W opublikowanym oświadczeniu nazwał artykuł „oszczerczym” i „zawierającym nieprawdziwe informacje”. Podkreśla, że ABW zaprzeczyło, by kiedykolwiek przekazywało premierowi raport na temat Bieleckiego i rosyjskiego lobbingu. Były premier zapowiedział, że rozważy pozwanie dziennikarza za ten artykuł.
Bielecki to nie pierwszy polityk, którego nazwisko wypłynęło w kontekście lobbingu na rzecz Rosjan w sprawie sprzedaży Zakładów Azotowych. Wcześniej pojawiły się informacje, że na rzecz Acronu lobbował były prezydent Aleksander Kwaśniewski. Jak napisał „Newsweek”, właścicielem Acronu jest Wiaczesław Kantor, oligarcha i filantrop, którego Kwaśniewski zna od dawna.
Kwaśniewski oświadczył wtedy, że informację o pojawieniu się poważnego inwestora dla Azotów Tarnów przekazał... szefowi Rady Gospodarczej przy premierze Janowi K. Bieleckiemu i – przy innej okazji – samemu premierowi Donaldowi Tuskowi.
To nie koniec „lobbingowych” oskarżeń pod adresem Bieleckiego. W tygodniku „Uważam Rze” pojawił się artykuł mówiący o wyjątkowo aktywnych kontaktach Bieleckiego z Rosjanami, ale w związku z planowaniem przez nich wejścia w sektor bankowy w Polsce. Szef Rady Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów miał być sondowany, jak zareaguje polski rząd na plany portugalskich akcjonariuszy polskiego Banku Millennium odsprzedania Rosjanom (Sbierbankowi – największy bank Rosji, odpowiednik naszego PKO BP) posiadanych akcji BM. Rosjanie ze Sbierbanku mieli kontaktować się z Bieleckim również w sprawie planów kupna przez nich Alior Banku. I to właśnie tymi kontaktami Bieleckiego miała interesować się ABW.
Bielecki się broni i ma do tego prawo, jednak cała sytuacja wyraźnie pokazała, że jego niedookreślona funkcja (nie za bardzo wiadomo, jakie są uprawnienia Rady Gospodarczej i po co w ogóle ona istnieje) oraz olbrzymi wpływ, jaki ma na premiera, stanowią tylko pretekst do tego typu spekulacji. Nie bez powodu były premier nazywany jest szarą eminencją rządu Donalda Tuska, a politycy pytają, czy nie jest on czasem „rodzajem nieformalnej skrzynki kontaktowej między premierem a biznesem”?
Wszystkie zegarki ministra Nowaka
Bielecki to zresztą nie jedyny bliski współpracownik Tuska, który w ostatnim czasie spotkał się z zarzutami zbyt bliskich i nie do końca jasnych kontaktów z biznesem. „Złote zegarki, zamknięte kluby z kosmicznymi cenami, koleżeńskie układy z biznesmenami, którzy zarabiają na kontraktach z państwowymi firmami i doradzają Platformie” – takimi słowami we „Wprost” opisany został minister transportu Sławomir Nowak. Tygodnik opisał m.in. wizyty ministra w najdroższych warszawskich klubach, gdzie bywał zapraszany przez osoby związane z firmą, która obsługiwała reklamowo Platformę i wiele instytucji publicznych, m.in. w ekskluzywnym „Prive”. Ceny za wieczór spędzony w loży dochodzą tam od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Firma reklamowa, z której właścicielem przyjaźni się minister Nowak, ma na swoim koncie m.in. kontrakt z MSZ na zarządzanie konferencjami w ramach polskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej, umowy z Ministerstwem Rozwoju Regionalnego, duże kontrakty z Polską Grupą Energetyczną, Ruchem, Pocztą Polską, Totalizatorem Sportowym, a nawet PKP.
„Wprost” zwrócił również uwagę na drogie zegarki, które pojawiają się na ręce Sławomira Nowaka. Według tygodnika, każdy z nich kosztuje kilka lub kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jak tłumaczy minister, jeden z zegarków to prezent od żony, rodziców i teściów. Dodatkowo Nowak wymienia się zegarkami z jednym z biznesmenów. Problem w tym, że minister nie wpisał ich do rejestru korzyści (muszą znaleźć się w nim wszystkie przedmioty o wartości powyżej 600 zł).
Nowak tłumaczy się, że zegarki są znacznie mniej warte, niż napisał tygodnik. Nie wypiera się znajomości z biznesmenami, ale kategorycznie stwierdza, że nigdy nikomu z nich nic nie załatwił. Nowak, podobnie jak Bielecki, straszy dziennikarzy sądem. „Wprost” zamierza pozwać, a reprezentować go ma były lider LPR, obecnie mecenas, Roman Giertych. Początkowo domagał się od tygodnika wydania nawet 30 mln na przeprosiny (na tyle wycenił uszczerbek na swoim wizerunku), jednak po licznych głosach, że jest to rodzaj szykany i próby zastraszania mediów, wycofał się z tego.
Jarmuziewicz i niestosowna kolacja
Problemy wynikające ze zbyt bliskich relacji z biznesem ma również zastępca ministra Nowaka w resorcie transportu Tadeusz Jarmuziewicz. Urzędnicy Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad nakryli wiceministra transportu Tadeusza Jarmuziewicza na potajemnym obiedzie z szefami firmy Alpine Bau. Tej samej, która ma olbrzymie problemy z wybudowaniem odcinka autostrady A1 do granicy z Czechami. Do spotkania doszło w restauracji w Wodzisławiu Śląskim, mimo że przedstawiciele ministerstwa mieli zakaz spotkań towarzyskich z przedstawicielami firm wykonujących inwestycje zlecone przez GDDKiA. Jarmuziewicz nie widzi w swoim zachowaniu nic zdrożnego, co więcej oskarżył urzędników drogowych, że donosząc na niego, próbują ukryć własną nieudolność w sprawie budowy. Minister został urlopowany, a Centralne Biuro Antykorupcyjne ma sprawdzić, czy nie złamał prawa, spotykając się z przedstawicielami wykonawcy odcinka autostrady A1.
Powtórka z rozrywki?
Przypadki Bieleckiego, Nowaka czy Jarmuziewicza to kolejne poważne problemy wizerunkowe rządu. Niezależnie od tego, na ile mocne są stawiane im zarzuty, to sam fakt pojawienia się oskarżeń o lobbing i zbyt bliskie kontakty z biznesem (zwłaszcza rosyjskim) może Platformę drogo kosztować. Tym bardziej że to nie pierwsze tego typu zarzuty. Wystarczy przypomnieć aferę hazardową i zażyłe relacje polityków PO z przedstawicielami branży hazardowej.
O ile wówczas udało się premierowi wyjść z kłopotów obronną ręką, o tyle dzisiaj w dobie coraz poważniejszych kłopotów gospodarczych i coraz gorszych ocen rządu może się to okazać początkiem prawdziwej lawiny. Dodajmy, że większość mediów zwinęła ostatnio „parasol ochronny” nad premierem i Platformą.
Warto też pamiętać o tym, jak skończyły poprzednie rządy: AWS–UW i SLD, w których przypadku gwoździem do trumny okazały się również niejasne powiązania na styku biznesu i polityki i wynikające z nich afery. Takie postacie jak znany lobbysta Marek D. czy były poseł Andrzej Pęczak na długo stały się symbolami korupcji politycznej. Czy już niedługo dołączą do nich nowi bohaterowie?