Logo Przewdonik Katolicki

Protezowy skansen Europy

Renata Krzyszkowska
Fot.

Postęp technologiczny w ostatnich latach umożliwił niepełnosprawnym cieszenie się życiem bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Niestety tylko na świecie. Przeciętny polski niepełnosprawny może o najnowszym sprzęcie tylko marzyć. Wydatki na ten cel są w Polsce jednymi z najniższych w Europie.

 

 

 

Przemysław Świercz w 2009 r. miał wypadek motocyklowy. Przeżył, ale lekarze podjęli decyzję o amputacji kończyny poniżej kolana. Nie załamał się, bo była przy nim rodzina, narzeczona i przyjaciele. Bardzo mu pomogła też wiara w Boga. Dziś jest kapitanem drużyny piłkarskiej osób niepełnosprawnych Amp Futbol Polska. Gdy jeszcze leżał w szpitalu zadawał sobie pytanie: co dalej? Zaczął się rozglądać, szukać możliwości dalszego funkcjonowania. Spotkało go rozczarowanie. W internecie znalazł mnóstwo wspaniałych rozwiązań, wiele artykułów i filmów o tym, jak można poruszać się na protezach. A w praktyce okazało się, że wszystko super, tylko trzeba mieć pieniądze. To była największa przeszkoda, ale nie jedyna. Pytany o to, co należałoby zmienić, by było lepiej, odpowiada, że przede wszystkim ułatwić procedury. – Teraz, gdy otrzymuję skierowanie do specjalisty, muszę czekać 3–4 miesiące. W tym czasie skierowanie traci ważność i wracam na koniec kolejki. To błędne koło. Osoba po amputacji, zwłaszcza w pierwszych miesiącach, powinna mieć jak najmniej tego typu barier, bo ma ich już wystarczająco wiele na co dzień. A gdy dodatkowo piętrzy je  Ministerstwo Zdrowia, człowiek mówi: dosyć, odpuszczam – twierdzi Przemysław Świercz. Oprócz uproszczenia procedur, podkreśla, że potrzebne jest większe wsparcie finansowe, szczególnie na początku. Potem, pracując, można już odłożyć na protezę. – Na zwolnieniu lekarskim nie da się tego zrobić. Za protezę trzeba zapłacić, jak w moim przypadku, ok. 20 tys., a z Narodowego Funduszu Zdrowia dostaje się ponad dwadzieścia razy mniej, to zbyt duża różnica. Pomogli mi przyjaciele i rodzina. Zebrali pieniądze i dzięki nim mogłem kupić protezę. Teraz zbieram na kolejną, bo za 3–4 lata będę musiał ją częściowo wymienić. Takie odkładanie czeka mnie już przez całe życie – dodaje piłkarz.

 

Dlaczego inni potrafią?

W podobnej sytuacji, co Przemysław Świercz, jest w Polsce ponad 5 mln osób niepełnosprawnych, tyle ile jest wszystkich mieszkańców Norwegii czy Słowacji. Ta ogromna rzesza chorych potrzebuje specjalistycznego sprzętu, pozwalającego osobom niepełnosprawnym na codzienną egzystencję. Są to: protezy (kończyn, piersi), ortezy (różne stabilizatory kończyn), peruki dla pacjentów onkologicznych, cewniki, pieluchy anatomiczne, pieluchomajtki, worki i osprzęt stomijny, pionizatory, wreszcie wózki inwalidzkie, laski i kule. To nie są tylko przedmioty codziennego użytku, to są produkty często decydujące o być albo nie być, o aktywności lub wykluczeniu. Tymczasem wydatki Narodowego Funduszu Zdrowia i Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych na zaopatrzenie osób niepełnosprawnych w Polsce stanowią połowę tego, co w krajach o podobnym stopniu zamożności: na Węgrzech czy w Czechach. O krajach zachodnich nie ma nawet co wspominać.

– Finansowanie to bardzo ważny problem, ale nie jedyny. Polski system cierpi również z powodu bałaganu legislacyjnego i braku efektywności w wydawaniu środków. Mamy zbyt duże limity na najtańsze, archaiczne produkty, a ograniczone limity na wyroby innowacyjne, autentycznie podnoszące jakość życia – mówi Witold Włodarczyk, dyrektor generalny Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Wyrobów Medycznych POLMED. Pacjenci mogą dostać dofinansowanie na wózek za kilkaset złotych, ale jego konstrukcja jest przestarzała, a ma on służyć pięć lat, bo tyle zakłada limit czasowy. Polska pod tym względem jest niechlubnym wyjątkiem na mapie Europy. Na wózek niekoniecznie najnowocześniejszy, ale lekki, zwrotny, przystosowany dla konkretnej osoby i jej schorzenia, potrzeba ok. 8000 zł. O elektrycznych wózkach inwalidzkich, jakie często widzimy za granicą, polscy pacjenci mogą tylko pomarzyć. Inny przykład: refundacja protez piersi dla kobiet po mastektomii. Ministerstwo przewidziało finansowanie starszych, ciężkich i niewygodnych protez, podczas gdy pacjentki w wielu krajach korzystają z nowoczesnych i lekkich.

 

Wystarczy tylko policzyć

Niestety, w tym przypadku sprawdza się porzekadło: „Jesteśmy za biedni, by kupować rzeczy tanie”. Jeśli państwo zainwestuje w dobry sprzęt, kompensujący niesprawność pewnych funkcji, jego użytkownik może pójść do pracy, płacić podatki, być samowystarczalny. To się po prostu opłaca, bo przestaje być uciążliwym podopiecznym, obciążającym budżet. Dzieje się odwrotnie, gdy zakupiony wózek, czy inny sprzęt uniemożliwia bycie aktywnym. Tak naprawdę dla poprawy sytuacji potrzebne są: otwartość i bilans zysków i strat, tylko jak dotąd nikt w ten sposób nie podchodzi do problemu.

Do tej złej sytuacji niepełnosprawnych, przyczyniają się też: biurokracja, skomplikowanie procedur, urzędnicza niemoc oraz bariery architektoniczne. Skandaliczny problem: kolejkowanie, czyli oczekiwanie na potwierdzenie przydziału przez NFZ, niezbędne do odbioru sprzętu. Według danych z maja 2012, w województwie kujawsko-pomorskim na aparaty słuchowe czekało się 7–8 miesięcy. Łódzki oddział NFZ kazał osobom niedosłyszącym czekać aż rok!

System finansowania w obecnym kształcie istnieje od 1998 r.. Od tamtej pory wzrosła inflacja – kilkadziesiąt procent, wprowadzono VAT (najpierw 7 proc., potem 8 proc.), znacznie wzrosły koszty codziennego życia. Tymczasem środki przekazywane na refundację i wspieranie osób niepełnosprawnych stale się obniżają. Porównując poziom refundacji leków z poziomem refundacji przedmiotów ortopedycznych i środków pomocniczych, widać ogromną dysproporcję. Co więcej, ta dysproporcja stale rośnie. W 2010 r. stosunek ten wynosił w Polsce już 14 do 1! Z danych statystycznych wynika, że finansowanie zaopatrzenia między innymi w: protezy, aparaty ortopedyczne, sprzęt urologiczny, stomijny, pieluchy anatomiczne, pieluchomajtki, zestawy infuzyjne, poduszki przeciwodleżynowe, aparaty słuchowe, obuwie ortopedyczne, wózki inwalidzkie czy kule i laski inwalidzkie, wręcz się pogarsza: pacjent dopłaci więcej!

Trzy miesiące temu Małopolski Sejmik Organizacji Osób Niepełnosprawnych wystosował do premiera Donalda Tuska list otwarty. Organizacja wyraża w nim głębokie ubolewanie z powodu braku jakiejkolwiek odpowiedzi na apele o zmiany. Czytamy w liście: „mimo wielu obietnic ze strony Ministerstwa Zdrowia, do tej pory nie zostały poczynione żadne kroki, aby tę dramatyczną sytuację zmienić. Osoby niepełnosprawne i przewlekle chore od 13 lat nie mogą doczekać się zmiany przepisów regulujących dostęp do artykułów, które są niezbędne i podstawowe (…). Jak dotąd czujemy się lekceważeni i dyskryminowani”. Niestety jak dotąd nie widać dobrej woli. Organizacje pacjentów zapowiadają dalszą walkę. Wiele zależy od wciąż oczekiwanych konsultacji społecznych.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki