– Św. Joanna to przyjaciel naszej rodziny – mówi Zbigniew Ślusarczyk. – W dobrych i trudnych chwilach oddajemy się jej pod opiekę – dodaje pani Małgorzata. Do św. Joanny zwracają się nie tylko podczas modlitwy małżeńskiej czy rodzinnej, ale w każdej sytuacji życia. – Kiedy mam jakiś problem, nie wiem, co zrobić, to zawsze najpierw zastanawiam się, co ona zrobiłaby na moim miejscu – mówi pani Małgorzata. – Modlę się i liczę na podpowiedź – dodaje ze śmiechem.
Ich prawdziwa relacja z Joanną zaczęła się w momencie kanonizacji, na którą wybrali się znając już tę świętą Włoszkę, ale jeszcze nie będąc z nią tak blisko. – To było niesamowite przeżycie – mówią. – Widzieliśmy jej córkę i męża i wzruszonego Ojca Świętego, który im błogosławił.
Z małżeńskiej alkowy
Ślusarczykowie zdradzają, że nad ich łóżkiem w sypialni wisi duży obraz św. Joanny, która nad nimi czuwa. – Nieraz gdy ktoś ze znajomych zaglądnie tam, to pyta czy to moje zdjęcie – śmieje się pani Małgosia. A gdy potem, wspólnie z mężem, tłumaczą, kim jest ta kobieta, to, jak mówią, ludzie zaczynają dopytywać o szczegóły. Dla wielu z nich to dziwna opowieść, bo naprawdę nieliczni mają świętych przyjaciół. Nie rozumieją, jak można przyjaźnić się z kimś, kogo nigdy się nie spotkało. – Ale to nie ma żadnego znaczenia – mówią małżonkowie. – Ludzie nie wiedzą, że świętych można zaprosić do swego życia. I że oni mogą stać nam się bliżsi niż żyjący obok ludzie.
Żyła tak jak my
Św. Joanna swoje powołanie realizowała w rodzinie. – Jej życie było podobne do naszego – tłumaczą Ślusarczykowie. – Wspólnie z mężem dzieliła troski i radości. Dzięki zachowanym listom i wspomnieniom jej męża widzimy, jak pielęgnowali swoją miłość, jak wychowywali dzieci i staramy się ich w tym naśladować – dodają.
Małgorzata i Zbigniew mają czwórkę dzieci: jedną dziewczynkę – Gabrysię – 12 lat, i trzech chłopców: Tomasza – 18 lat, Rafała – 15 lat i dwuipółrocznego Piotrusia. Pytam więc, jakie nastawienie mają ich dzieci do św. Joanny? – Znają ją i szanują. Staramy się zarazić ich sympatią do niej, ale niczego im nie narzucamy. Muszą odkryć ją sami, by zaangażować się w relację – tłumaczy pan Zbigniew.
Modliłam się o czwarte dziecko
Piotruś, najmłodszy członek rodziny, przyszedł na świat już po oddaniu rodziny pod egidę św. Joannie. – Przez jej wstawiennictwo modliłam się o dar macierzyństwa i o to, bym potrafiła je przyjąć z otwartością. Prosiłam o odwagę i umiejętność patrzenia na te sprawy oczami Boga. I urodził się Piotruś – mówi pani Małgosia, a oboje małżonkowie się uśmiechają.
– Zdarzało się, że słyszałam jakieś uszczypliwości – wspomina poczwórna mama. – Ale wiem, że jeśli ktoś ma problemy z przyjęciem dzieci, to potem na kimś to sobie odbija. A przecież patrzenie Pana Boga jest inne – dodaje.
Wzór czułości do męża
Widać pod jak wielkim wrażeniem tej świętej osoby pozostaje pani Małgosia. Mówi o niej z wielkim zaangażowaniem i z niezwykłym ciepłem. Czuję, jakbyśmy rzeczywiście rozmawiały o jej najlepszej przyjaciółce. – Podziwiam aktywność i zaradność Joanny. Miała tyle umiejętności i pasji: góry, narty, taniec. Posiadała prawo jazdy, co w tamtych czasach wśród kobiet nie było powszechne. Żyła pełnią życia! A przy tym była taka czuła i serdeczna – dodaje pani Małgorzata ciepłym tonem. – I jako matka, i jako żona, i jako lekarz.
Ale zachwyt to nie wszystko. – Biorę z niej wzór – mówi z szerokim uśmiechem. – Przełamuję własne lęki. Podziwiam jej elegancję. Umiała pogodzić bycie panią domu z byciem kobietą z klasą. To mi się bardzo podoba! Przede wszystkim jednak jest prawdziwym wzorem czułości do męża. Była wobec niego bardzo wylewna. Ja nie zawsze tak potrafię, nieraz trudno jest mi powiedzieć coś miłego. Szczególnie kiedy mam gorszy dzień. Ale staram się ją w tym naśladować – tłumaczy.
Pieszczotliwość w słowach
– Ona tę serdeczność do męża wyrażała głównie w listach, bo często byli oddaleni, gdyż on wiele podróżował – dodaje pan Zbigniew. – I te jej listy dziś możemy czytać. Na pierwszy rzut oka mogą wydawać się słodkie, zredagowane. Ale kiedy się człowiek zagłębi, widzi jasno, że nie jest to sztuczne, ona taka była! – mówi pan Zbyszek.
– Dla mnie te listy nigdy nie były przesłodzone – wtrąca jego małżonka. – Przecież Joanna długo na to czekała. Ona tego męża wymodliła, wyprosiła i gdy się pojawił przelała na niego te wszystkie serdeczne uczucia. Taka postawa nie jest mi obca. Ja też bardzo lubię, kiedy bliscy zwracają się do siebie czule, zdrobniale. Wyniosłam to z domu i uważam, że najbliżsi, bez względu na wszystko, tak właśnie powinni do siebie mówić. Lubię taką pieszczotliwość – mówi z uśmiechem pani Małgosia, zerkając ukradkiem na męża. Zauważam, że on odwzajemnia ten uśmiech.
Jeśli ona, to czemu nie ja?
Państwo Ślusarczykowie wspominają podróż do Włoch, podczas której podążali śladami św. Joanny. Odwiedzili miejsca, w których mieszkała i pracowała. – To niesamowite doświadczenie. Ona tak niedawno tam była, wszystko co z nią związane jest wciąż żywe – mówi pan Zbigniew. – Niektórzy prowadzą turystykę rekreacyjną, my podróżujemy w celach bliższego poznania osoby, którą cenimy – komentuje.
Oprócz okolic, w których żyła św. Joanna Beretta Molla, małżonkowie dotarli także do miejsc, które ona sama odwiedzała. Między innymi wspięli się na jeden z alpejskich szczytów w okolicach Viggione (2156 m n.p.m.), który przed laty zdobyła także ich ukochana święta.
– Postanowiliśmy naśladować ją w sposób namacalny. Nie chodziło tylko o to, by brać z niej przykład w kwestiach wiary i relacji z Bogiem, ale także w takich zwykłych, życiowych sprawach – tłumaczy pan Zbyszek. – Pomyślałam, że skoro ona tam weszła, to czemu nie ja? – mówi pani Małgorzata. – I udało się, choć było ciężko. Nieczęsto chodzę na takie wyprawy. Musiałam więc pokonać swoje słabostki. Bardzo pomógł mi fakt, że szłam tam z konkretną intencją. A na szczycie pamiętam, że była we mnie taka wielka radość, że się udało i świadomość, że jako ludzie możemy naprawdę wiele. Wszystko zależy od nastawiania – wspomina pani Małgosia.
Jak dobry romans
Poznali św. Joannę, bo wpadły im w ręce listy, które pisała do męża, a które on zgodził się opublikować po jej śmierci. I jednomyślnie twierdzą, że nie wystarczy przeczytać je raz. – Trzeba to powtórzyć. Z wiekiem zmienia się bowiem perspektywa. Jest inne myślenie, inne problemy – tłumaczą.
– Poza tym ta lektura jest przyjemna – dodaje pan Zbyszek. – To się czyta jak dobry romans. Ale taki naprawdę dobry – śmieje się.
Św. Joanna Beretta Molla – Włoszka, żona, matka i lekarka. Ogłoszona świętą 16 maja 2004 r. przez Jana Pawła II. W uroczystości kanonizacji uczestniczył jej mąż Piotr Molla oraz dzieci. Św. Joanna nazywana jest współczesną świętą. W tym roku przypada 50. rocznica jej śmierci.