 |
fot. Tomasz_Gzell_PAP |
„Dla państwa najtańsza jest rodzina bez dzieci” – niby żartem miał rzucić premier Donald Tusk podczas spotkania z koalicyjnym PSL na temat podwyższenia wieku emerytalnego. Jego wyrafinowanego poczucia humoru nie podziela jednak miażdżąca większość społeczeństwa.
Według sondaży dokładnie 84 proc. (OBOP). Tyle bowiem ludzi mówi kategoryczne „nie” dla pracy do 67. roku życia. Trudno się temu dziwić. Wciąż rodzi się nas dramatycznie mało (współczynnik dzietności w Polsce wynosi niespełna 1,4!). Wciąż też rząd zamiast zachęt dla młodych ludzi w postaci aktywizacji zawodowej, osłon czy dodatków dla rodzin wielodzietnych, kładzie tym, którzy decydują się na dzieci, kłody pod nogi. Nic więc dziwnego, że społeczeństwo się starzeje. Mimo postępu medycyny, zdrowszego trybu życia starszych osób przybywa, ale wciąż o kilka, a nawet kilkanaście lat żyją one krócej niż w innych krajach Unii Europejskiej.
Co proponuje rząd? Od przyszłego roku regularnie co trzy miesiące chce nam dodawać miesiąc pracy dłużej, tak by w efekcie w 2020 r. mężczyźni pracowali już nie 65 a 67 lat, a kobiety w 2040 nie 60, a także 67 lat. Biorąc statystyki GUS, z których wynika, że mężczyzna w Polsce żyje dziś średnio 72, a kobieta 80 lat, trudno nie zgodzić się z powszechną opinią, że wydłużenie wieku nie ma służyć zwiększeniu emerytur, jak przekonywał niedawno w rozmowie z „Przewodnikiem” ekspert PKPP „Lewiatan” Jeremi Mordasewicz, a raczej zmniejszeniu czasu pobierania świadczeń.
Pełne teksty artykułów "Przewodnika Katolickiego" w Internecie ukazują się po 10 dniach od daty wydania drukiem.