Logo Przewdonik Katolicki

Nigdy nie za późno

Ks. Piotr Gąsior
Fot.

Oferowałem uczniom z gimnazjum i liceum rozmaite książki. Mogli je sobie po prostu zabrać gratis. Największą niechęć wykazywali wobec… historycznych.

 
Tekst umieszczony obok zdjęcia to nie opis śmierci żołnierzy polskich z Afganistanu. Mowa o ks. Stanisławie Targoszu (1911–1944), jednym z wielu kapelanów kampanii włoskiej z okresu II wojny światowej. Jest rzeczą znamienną, że żaden ze wspomnianych duchownych – bohaterów nie doczekał się biograficznej pozycji książkowej. Trzeba było dopiero zapału innego księdza Targosza, który postanowił zapełnić tę lukę i nie tylko napisał na ten temat doktorat, ale także oddał w nasze ręce dzieło, po które z pewnością sięgną księża diecezji krakowskiej i które powinno stać się lekturą obowiązkową w naszym seminarium.
 
Dwóch Targoszy
Zbieżność nazwisk kapelana spod Monte Cassino i ks. dr. Andrzeja, proboszcza parafii pw. św. Rozalii w Szczecinku, jest chyba jednak przypadkowa. Tym niemniej ich wspólne korzenie duchowe, czyli formacja w tym samym seminarium, o których żaden krakowski ksiądz nie może nigdy zapomnieć, przyczyniły się niewątpliwie do nawiązania między nimi szczególnej relacji. Ks. prof. Edward Staniek zauważył ponadto, pisząc do ks. Andrzeja: „W Tobie płynie, jeśli nie krew ojców ks. Stanisława Targosza, to na pewno jego duch!”. Dowodem na to są ich wspólne dobre zwyczaje: redagowanie dziennika, bogata korespondencja, pasja fotograficzna, otwarcie na świat i tworzenie bieżących notatek.
 
PESEL i co z tego?
Ks. Andrzej obronił wspomnianą pracę doktorską o ks. kpt. S. Targoszu w zeszłym roku, czyli mając prawie 70 lat. Udowodnił tym samym, że nigdy nie jest za późno. Po pierwsze na to, aby spłacić dług wobec naszych największych patriotów, którymi zawsze byli również duchowni. A po drugie, że każdy ksiądz, i w ogóle człowiek, powinien rozwijać swoje pasje bez względu na przysłowiowy PESEL. Zresztą czyż życie nasze mierzy się wyłącznie jego długością? Kapelan spoczywający pośród żołnierzy polskich w Loreto dożył zaledwie wieku Chrystusowego (33 lata), ale zanim umarł, doświadczył wiele. Po święceniach był wikarym w Zebrzydowicach i Krakowie Podgórzu. Z polecenia metropolity A. Sapiehy wyjechał do Waszyngtonu. Z powodu wybuchu wojny musiał się zaangażować w pracę w polskich parafiach w Stanach Zjednoczonych. Poznał, jak pachnie chleb księżowski na emigracji. „Nie lubię tzw. roboty, która polega na hurra, na pewnym niedociągnięciu, na lenistwie bardzo często. Rób za siebie, rób za drugich, a w rezultacie nie masz nic, z tego jeszcze biją po głowie” – odnotował w dzienniku.
 
Historia dla formacji
Naprawdę warto w naszej diecezji przypomnieć postać kapelana z ziemi włoskiej. Jego historia na pewno zainteresuje nie tylko młodych, którym się wmawia, że przeszłość to niebyt, z którego już nic nie wynika. Przypuszczamy, że duchową korzyścią zaowocowałoby też zorganizowanie spotkania dla alumnów z naszym krakowskim kapłanem pracującym na Pomorzu ks. dr. Andrzejem. Księża Stanisław Maślanka czy Józef Łuszczek, wspomniani w książce ks. Targosza, mieli okazję dowiedzieć się o kapelanie poległym nad rzeką Chienti i zrobiło to na nich wielkie wrażenie. Czy obecne pokolenie kleryków i najmłodsze roczniki kapłanów (np. w trakcie formacji stałej) też o nim usłyszą i umocnią się jego postawą? Nigdy nie jest na to za późno.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki