Logo Przewdonik Katolicki

Doświadczyłam cudu

Justyna Sowa
Fot.

O tym, jak Kasia Widurek, licealistka, mieszkanka podkrakowskiej Skawiny doświadczyła cudu na pielgrzymim szlaku.

 

 

Niefortunne zdarzenie

Cała historia ma swój początek w szkole. Kasia potknąwszy się na schodach upada na kolano, które chwilę później sinieje. Lekarz, rzuciwszy okiem, stwierdza zwykłe zwichnięcie i zleca założenie gipsu na miesiąc. Po kilku dniach Kasia wraca do niego, z niepokojem mówiąc o bólu nogi pod wpływem ucisku gipsu. W odpowiedzi słyszy, że jest przewrażliwiona na ból. Ostatecznie godzi się więc wytrzymać cały miesiąc. W dniu ściągnięcia gipsu okazuje się jednak, że nie może ruszać palcami. Nic nie czuje. Noga jest jak z waty. Pod wpływem najmniejszego ciężaru sama się ugina.

 

Pół roku w szpitalu

Kasia zostaje skierowana do szpitala. Spędza trzy miesiące na neurologii – żadnej diagnozy. Potem kolejne trzy na ortopedii – znów badania nie wykazują przyczyn tego stanu. Lekarze oswajają Kasię z myślą, że do końca życia będzie jeździć na wózku. Zrozpaczeni rodzice rozpoczynają badania na własną rękę. Udaje się w końcu postawić diagnozę: pod wpływem ucisku gipsu doszło do poważnego uszkodzenia nerwów. Dziewczyna zostaje skierowana na rehabilitację, która jednak nie przynosi żadnych rezultatów. Chodzi o kulach. Po czasie dostaje stabilizator, który podtrzymuje nogę, umożliwiając jej poruszanie się bez kul.

 

Pójdę na pielgrzymkę

Któregoś dnia przyjaciółka Kasi podsuwa jej myśl o pielgrzymce na Jasną Górę. Kasia bije się z myślami, ale w końcu postanawia iść. – Kiedy przyszła do mnie i powiedziała, że chce iść na pielgrzymkę, byłem bardzo zdziwiony – mówi ks. Wiesław Widuch długoletni organizator i przewodnik pielgrzymki ze Skawiny. – Odradzałem jej stanowczo, tłumacząc, że to ogromny wysiłek. Ale kiedy zobaczyłem w jej oczach łzy i ogromną determinację… Jak mógłbym ją zostawić? Pomyślałem, że jeśli ma tak silne pragnienie, niech idzie – dodaje.

 

Ze łzami, ale doszłam

– Pierwsze dwa dni minęły spokojnie – opowiada Kasia. – Na trzeci dzień zaczęły dopadać mnie skurcze w tej nodze. To bardzo bolało. Szłam z zaciśniętymi zębami i łzami w oczach. Czwartego dnia miałam kryzys. Już nie tylko fizyczny, ale psychiczny. Szczerze mówiąc, miałam zamiar się wycofać. Ale przezwyciężyłam to, tłumacząc sprawdzianem mojej wiary. Bardzo wtedy pomogła mi przyjaciółka Bogusia, jej obecność i wsparcie. I doszłam! Kiedy staliśmy już przed sanktuarium, czułam taką radość, że się udało! Chwilę później stanęłam naprzeciwko Matki Bożej ze łzami szczęścia i wtedy poczułam w ciele takie ciepło. Od głowy do samych stóp. Nawet zapytałam Bogusię czy też to czuła, ale ona zaprzeczyła.

 

Poczułam ciepło

Kiedy wyszłyśmy, pod wpływem jakiegoś impulsu, poprosiłam ją, żebyśmy odeszły na bok, bo muszę coś sprawdzić. Zdjęłam stabilizator i wtedy po raz pierwszy od trzech lat samodzielnie zrobiłam pięć kroków! Nie potrafię opisać tego uczucia! Obie bardzo płakałyśmy. To była taka radość! Potem po raz pierwszy od dawna mogłam uklęknąć na Mszy św. O własnych siłach wróciłam też do autobusu – do tej pory widać wzruszenie na twarzy Kasi, kiedy wspomina tamte wydarzenia. – Gdy usłyszałem co się stało, od razu pomyślałem: Matko Boża, dzięki Ci za ten dar. To jest piękne świadectwo zawierzenia Kasi i ogromna łaska, której doświadczyła – mówi ks. Wiesław.

Rok później Kasia znów pojawiła się na pielgrzymkowym szlaku. Tym razem idąc z dziękczynieniem w sercu. – Jestem przekonana, że to był cud – mówi Kasia. – Dziękuję Maryi za ten dar i chcę o tym mówić! Czuję się wyróżniona. Doświadczyłam cudu.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki