Logo Przewdonik Katolicki

"Przedział to namiastka domu"

Natalia Budzyńska
Fot.

Arkadiusza Wojciechowskiego, prawnika i miłośnika kolejowych podróży, wysłuchała Natalia Budzyńska

 

Co jakiś czas narasta we mnie chęć kolejowej wycieczki. Nie po to, aby się konkretnie dokądś dostać. Po to, aby po prostu pojechać pociągiem.

Pociąg to coś więcej niż tylko lokomotywa i wagony. Chociaż i to już jest fascynujące. Lokomotywa to potęga, to wiele ton stali, to połączenie nieruchawości z dynamiczną elegancją. Dziesiątki tajemniczych kabli, rur, sprzęgów łączących ją z wagonami. Ten związek, nawet gdy jest odstawiony na boczne tory, ma w sobie tlące się życie, ma w sobie potencjalną moc.

Samo podróżowanie w pociągu to też coś nadzwyczajnego. Szczególnie w pociągu z przedziałami. Przedział to namiastka domu – są cztery ściany, okno, drzwi, czasem nawet hałaśliwi sąsiedzi za ścianą. Podróż koleją transsyberyjską to ekstremalne doświadczenie pociągu-domu, ale nawet w europejskich warunkach można je odczuć. Śpię, czytam, wychodzę na korytarz, idę do wagonu restauracyjnego coś zjeść, chodzę różnymi korytarzami, słowem: żyję, mam przestrzeń, dysponuję nią! Tu najbardziej widać, jak wspaniały jest pociąg, gdy porówna się to z wymuszoną pozycją, z tą mizerną przestrzenią przed oczami w autobusie lub samolocie. Najchętniej podróżowałbym wagonami sypialnymi, to daje jeszcze silniejsze wrażenie.

Jest coś jeszcze – linia kolejowa to arteria życia. Małe miasteczko z dworcem kolejowym to coś zupełnie innego niż samo miasteczko bez niego. Pociąg dostarcza tam nie tylko pasażerów. Dostarcza w sobie inne powietrze, powiew miast większych, dalekich, z których można dojechać do jeszcze większych. To jest coś, co łączy pępowiną Pisz z Paryżem i Hajnówkę z Rzymem!

Szkoda, że odchodzą w przeszłość czasy kwitnących dworców w niewielkich miastach. Z sentymentem patrzę na stare niemieckie pocztówki, z kilkunastotysięcznymi mieścinami i imponującymi stacjami kolejowymi. Tam zawsze był bar (z daniami niezbyt wyszukanej jakości, ale wszyscy się na to pogodnie godzili), dworcowy fryzjer, przechowalnia bagażu, świetlica dla dzieci – to wszystko żyło i było swego rodzaju enklawą w mieście. Stacja, nawet gdy odwiedzało ją tylko kilkanaście pociągów na dobę, żyła, migotała światełkami i błyszczała odmalowanymi ławkami, pyszniła się klombami. Spotyka się jeszcze takie stacyjki w Czechach i Austrii, może i do nas kiedyś wrócą...

W latach liceum jeździliśmy sobie z kolegą pociągami tak po prostu, dla samej przyjemności. Ja zostałem przy amatorskiej sympatii, ale kumpel jeździ nadal (ponieważ zaliczył wszystkie linie w Polsce, eksploruje inne kraje – ostatnio przysłał mi kartkę z Albanii).

 

Moje ulubione linie:

1. Wałbrzych–Mieroszów–Mezimesti

Kultowe połączenie z Czechami przez Góry Kamienne. Ostre zakręty przeplatane dzikimi podjazdami i zjazdami, za oknem 30-metrowe świerki i zapach górskiego lasu. Pociąg wspina się na wał Gór Kamiennych, a potem zjeżdża do doliny, do Mieroszowa, który sprawia wrażenie miasta odciętego przez góry od reszty Polski, a potem sympatyczne Mezimesti z ogromnym dworcem (hala prawie jak na Centralnym), pustym i cichym...

 

2. Przemyśl–Chirow–Ustrzyki Dolne

Już nieistniejące połączenie (choć rozważano jego przywrócenie, więc nie wiem, jak to dziś wygląda), jedyne, w którym pociąg relacji krajowej wjeżdżał na terytorium państwa obcego, po czym powracał do Polski. Jechałem tym pociągiem już po naszej komunie, ale ZSRR jeszcze istniał. Za stacją Przemyśl–Bakończyce pociąg zatrzymywał się przed bramą z drutu kolczastego, pogranicznicy majestatycznie ją otwierali, pociąg przejeżdżał, bramę zamykano a WOP-iści wskakiwali do wagonów (po dwóch na wagon). Przez ukraińskie miasteczka pociąg tylko przejeżdżał, bez zatrzymywania. Po pół godzinie procedura z bramą była powtarzana i wjeżdżało się z powrotem do Polski. Wszystko w otoczeniu pięknych widoków Przedgórza Bieszczadzkiego.

 

3. Poznań–Międzychód

Wspominana już przeze mnie linia. Międzychód długo był ważnym węzłem kolejowym. Stopniowo likwidowano połączenia, a od połowy lat 90. pozostawiono tylko jedno – z Poznaniem. Dwa pociągi dziennie. Potężna lokomotywa spalinowa SU-23 (zwana w kręgu miłośników kolei „suką”) ciągnęła jeden (!) wagon. Pociąg wlókł się smętnie przez wielkopolskie równiny – w tym smęciarstwie oczywiście był cały urok. W trakcie mijania trasy A2 dochodziło do kuriozalnej sytuacji. Nie było tam szlabanu i to pociąg czekał, aż na drodze nie będzie żadnego TIR-a, aby przejechać...

 

4. Chabówka–Nowy Sącz

Piękne widoki, zawrotne prędkości ok. 25 km/h i urok mijanych podhalańskich wsi oraz miasteczek. Za to ją lubię.

 

5. Poznań–Wolsztyn trakcją parową

Jedyne regularne połączenie trakcją parową w Polsce. W wakacyjne weekendy więcej niemieckich turystów niż polskich pasażerów. Jest klimatycznie i pachnie przegrzaną parą.

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki