Fenomenem dzisiejszej polityki jest dominacja plotki nad faktem. Doświadczyliśmy tego podczas ostatniej wizyty amerykańskiego prezydenta w Polsce, kiedy to opinia publiczna co najmniej w takim samym stopniu złakniona była wieści o kolejnych gafach Bronisława Komorowskiego, co rzeczowych informacji o merytorycznych korzyściach tej wizyty dla Polski. Nie od dziś pogłębiona debata okazuje się w Polsce po stokroć nudniejsza niż plotki na temat „osobistości” znanych z pierwszych stron gazet określonego autoramentu czy ze szklanego ekranu.
Rozszerzenie prawa krytyki
Gdy prezydent Komorowski kilka miesięcy temu stał przed pałacem w Wilanowie z poważną miną pod trzymanym nad nim parasolem, pozwalając, by jego francuski partner orzeźwiał się lutowym, warszawskim deszczem; gdy skorzystał z okazji, by usiąść, nie zastanawiając się, czy zmęczonej kanclerz Merkel również nie dokucza ból nóg, wówczas oczy nas wszystkich zwrócone były na ten budzący rumieniec zażenowania spektakl. Obrazy tych nietaktów pojawiały się w mediach przez kilka dni i jak się wydaje, przesłoniły one niemal całkowicie treść spotkania przywódców państw Trójkąta Weimarskiego. Czy bowiem większość z nas potrafi dziś, cztery miesiące od tego skądinąd głośnego szczytu, powiedzieć, czego on dotyczył?
Protokolarne niedociągnięcia głowy polskiego państwa były w ostatnim roku tak częste, że powstały nawet blogi czy strony internetowe, które je skrupulatnie odnotowywały. Ich autorzy zapewne mają do tego swoje święte prawo. Osoba publiczna bowiem, wkraczając w sferę polityki, musi być świadoma, że będzie skrupulatnie obserwowana i rozliczana z każdego gestu. Szczególnie dotyczy to prezydentów, premierów, ministrów czy parlamentarzystów jako obdarzonych największym społecznym zaufaniem, więcej nawet – jako utrzymywanych z naszych podatków właśnie po to, by służyć całemu społeczeństwu, państwu i jego obywatelom.
Jak się jednak okazuje, są formy obywatelskiego monitoringu i kontroli, które nie podobają się władzy i mogą być cenzurowane. Przykładem – dość głośnym ostatnimi czasy – może być strona internetowa Antykomor.pl.
Szybka interwencja
W drugiej połowie maja media doniosły, że funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego dokonali przeszukania mieszkania, prowadzącego wspomnianą stronę, Roberta Frycza, przejęli jego komputer i wykonali inne czynności. Wszystko to miało podobno związek z zawartymi na omawianej stronie internetowej treściami. Według niektórych istnieje prawdopodobieństwo, że treści te naruszały przepisy karne przewidujące sankcje za znieważenie głowy państwa. Obowiązujący kodeks karny rzeczywiście uznaje publiczne znieważenie prezydenta naszego kraju za jedno z przestępstw przeciwko Rzeczypospolitej. Artykuł 135 przewiduje za taki czyn nawet trzy lata więzienia. Przestępstwo jest ścigane z urzędu, w przypadku stwierdzenia czynu prokurator może poprosić więc policję lub Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która w przypadku niektórych przestępstw przeciwko państwu pełni funkcje policyjne, o podjęcie stosownych kroków. Tak też się stało w przypadku strony Antykomor.pl i wobec osoby, która ją prowadziła.
Czy jednak zawarte na stronie materiały istotnie wypełniały znamiona czynu zakazanego? Trudno o tym przesądzać, gdy nie widziało się strony. Wprawdzie pierwsze wzmianki o niej można było już uchwycić krótko po ubiegłorocznych, przyspieszonych przez tragiczną katastrofę smoleńską, wyborach prezydenckich, ale jednak nie cieszyła się ona zbyt dużą popularnością. Przyznaje to na swej stronie w jednym z popularnych portali społecznościowych w internecie sam Robert Frycz: „Blog antykomor.pl nie należał do najpopularniejszych, notował raczej niewielką liczbę odwiedzin – oczywiście sytuacja zmieniła się po nagłośnieniu sprawy przez media, co widać «po tabelkach». Do dzisiaj stronę odwiedziło 129916 unikalnych użytkowników. Dla porównania, miesiąc wcześniej było ich 6356, czyli jakoś, pi razy drzwi, 20 razy mniej” – zapisał Frycz 29 maja. Sama strona wprawdzie po zatrzymaniu Frycza została zamknięta, ale po kilku dniach pojawił się na niej licznik, prognozujący jej ponowne otwarcie w pierwszych dniach czerwca.
Krytyka działań a godność ludzka
Co więc było na wspomnianej stronie? Wiadomo to tylko z omówień prasowych. Miały się tam znajdować filmy rejestrujące liczne „wpadki” prezydenta Komorowskiego, ale także karykatury prezydenta, teksty satyryczne, a także – podobno – gry komputerowe z postaciami wyobrażającymi prezydenta, do których można było – jak to relacjonowały media – strzelać albo rzucać fekaliami. Na tym ostatnim wątku oparły się najbardziej zastrzeżenia ABW. W oświadczeniu Agencji czytamy m.in.: „Instalacja programu «Komor-killer» polega na rzucaniu w wizerunek Prezydenta różnymi przedmiotami (fekaliami, młotkiem i innymi) aż do momentu zabicia postaci. (…) Na tej samej stronie zamieszczone zostały także odnośniki do linka zatytułowanego «zdjęcia», gdzie zainstalowano zdjęcia przedstawiające Prezydenta jako: prostytutkę, homoseksualistę, pijaka, uczestnika czynności seksualnych, porównujące go do Józefa Stalina oraz innych polityków byłego ZSRR. (…) Komentarz zawierający informacje, iż program nie jest zapowiedzią zamachu na Prezydenta RP pojawia się dopiero po zainstalowaniu gry, na stronie głównej nigdzie nie jest wyświetlany. Świadczy to o tym, że zarówno twórca, jak i administrator mają świadomość, iż treści mogą zawierać materiały znieważające prezydenta RP oraz mogące nawoływać do popełnienia przestępstwa” – uznali autorzy analizy prawnej ABW.
To właśnie stało się podstawą do zatrzymania autora strony, co z kolei wywołało protesty niektórych polityków. Prezes PiS Jarosław Kaczyński uznał ją za przejaw atakowania wolności obywatelskich. Doradca prezydenta Tomasz Nałęcz oraz politycy klubu Polska Jest Najważniejsza Paweł Poncyliusz i Paweł Kowal uznali akcję przeciwko stronie Antykomor.pl za pretekst do zmiany kodeksu karnego – usunięcia z niego artykułów dotyczących publicznego znieważania prezydenta, ponieważ – ich zdaniem – zagrażają one wolności słowa w Polsce.
Bartosz Kownacki, adwokat Frycza, zapowiada, że zwróci się do Prokuratora Generalnego oraz Rzecznika Praw Obywatelskich o zbadanie sprawy.
Sławomir Nowak, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, skomentował tę sprawę w TVN 24: „Nie akceptuję i nie podobają mi się tego rodzaju działania służb ścigających przestępstwa internetowe. Jeżeli prawo w tej kwestii jest ułomne, to trzeba je poprawić. Wolność słowa jest w Polsce wartością nadrzędną. Nawet jak nam się nie podoba sposób artykułowania tej wolności słowa, to trzeba tę wartość szanować, bo ona jest fundamentem demokratycznego państwa” – powiedział Nowak.
Może nas zadziwiać skrupulatność i gorliwość, z jaką ABW realizuje swoją misję. Nie sposób nie zastanowić się nad tym, czy w krótkim czasie tak bardzo zmieniły się standardy pracy służb, skoro jeszcze niedawno dość powszechnie można było w przestrzeni publicznej znieważać prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Może więc dobrze, że zmieniła się miara oceny takich praktyk. Oby jednak w przyszłości w równym stopniu dotyczyła ona każdej głowy państwa i oby konstruktywna krytyka, czy nawet najbardziej ostra satyra, nie stała się pretekstem do tłumienia wolności wypowiedzi.