Historyczna bitwa i współczesna „kakofonia”. Konserwatywny Wawel znalazł miejsce dla klasyka Matejki i Dwurnika – dialogującego z dziedzictwem narodowej sztuki.
Otwieramy wystawę wyjątkową, bo pierwszy raz zdarzyło się, że Wawel zaprasza sztukę współczesną i pozwala jej na konfrontację z pewną świętością, która w tym miejscu jest przekazywana – mówiła kurator wystawy i dyrektor Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie, Maria Anna Potocka, podczas otwarcia wystawy pt. „Bitwy pod Grunwaldem” autorstwa Edwarda Dwurnika. Autor odpowiada językiem współczesnego malarstwa na epokowe dzieła Matejki. Odpowiada, i to jak!
Po raz kolejny przekonujemy się, że żywot matejkowskich dzieł toczy się nadal. Okrągła grunwaldzka rocznica dopisała dalszy ciąg znanych dziejów. Dwa monumentalne dzieła starły się ze swoimi młodszymi odpowiednikami. Nie ma rycerzy, są za to chłopcy. Zamiast szabli wyposażeni w pałki, a niektórzy w ogóle ich nie używają, bo… sobie leżą. Spójrzmy wnikliwiej, chociaż zatrzymanie się na samym kronikarskim opisie przeszkadza w recepcji malowidła, bo u Dwurnika obraz nie opowiada wyłącznie o historii, ale o tym, co może ona znaczyć dla człowieka. „Bitwa pod Grunwaldem”. Anonimowe ciemne postaci. Bezkształtne zbiorowisko, które walczy, przepycha się i pije piwo. Zamiast koni są pieski i rower. Nie wiadomo, kto z kim walczy i o co. Ot, współczesne polskie pobojowisko. Najsmutniejsze jest to, że nie ma zwycięzców. A „Hołd pruski”? Grupa „kinoli” oddaje mocz na tłum znajdujący się poniżej. Obok nich stoi też Stańczyk, a na dole żołnierz Wehrmachtu… Z drugiej strony skoczkowie narciarscy i znów jak w matejkowskiej „Bitwie” – chaotyczny, nierozpoznawalny tłum.
Komnaty na Wawelu pomieściły nie tylko te dwa nawiązujące do Matejki sporej wielkości płótna. Opisaną syntetycznie polską rzeczywistość, z której emanuje przeciętność i bylejakość, Dwurnik zaprezentował także w swoich szkicach. Sam autor stwierdza, że pokazał polską przepychankę. Uczestniczą w niej mieszkańcy wsi i małego miasteczka. Są rozgoryczeni i zagubieni, a przede wszystkim podzieleni tym, co dzieje się w polskim społeczeństwie. Spotykamy się z publicznym wyrzutem sumienia?
W czasach, w których żył mistrz Matejko nieznane było pojęcie dowolnej i nieskrępowanej interpretacji dzieł sztuki. Kilka wieków później Edward Dwurnik ma już taką możliwość i potrafi z niej korzystać, dzięki czemu możemy twórczo dyskutować przede wszystkim o historii. A może raczej o współczesności? Chłodne niebieskie kolory wyrażają emocje, bez zbytniego uniesienia, bez „słodzenia” polskości. Korzystając z oryginalnego spojrzenia artysty, możemy, jak mówi Maria Anna Potocka, „rozszerzyć własne człowieczeństwo”. Ekspozycja dzieł Dwurnika na Wawelu czynna będzie do 17 stycznia 2011 r. Jest szansa na… osobiste zderzenie z historią!